III. A man o wirds but no o deeds is like a gairden fou wi weeds.

828 88 21
                                    

 szkockie przysłowie oznaczające: Liczą się czyny, nie słowa (dosłownie: człowiek skory do mowy ale nie do czynów, jest jak ogród pełen chwastów)

‒ Nic nie rozumiem ‒ Hermiona chodziła tam i sam po komnacie, w której ich ugoszczono. ‒ Mieliśmy się przenieść w czasie, ale nigdy nie słyszałam o tym, by w Szkocji, lub gdziekolwiek indziej, istniała taka enklawa... A byłam bardzo dobra z Historii Magii. ‒ Podniosła rękę z wystawionym palcem wskazującym, zatrzęsła nią znacząco.

Snape uśmiechnął się krzywo. On dla kontrastu siedział na brzegu podwójnego, małżeńskiego łoża, które im podarowano na tę noc.

‒ Jakie więc wysnuwasz wnioski? ‒ zapytał, siląc się na spokój.

‒ Że albo nas o tym nie uczyli, albo... Jest to zarówno inny czas, jak i miejsce... Kompletnie inny świat.

Snape patrzył na nią z uwagą.

‒ To właśnie chciałem ci przekazać, gdy tak błyskotliwie rzuciłaś się na oślep do tego portalu.

‒ Nie rzuciłam się na oślep ‒ żachnęła się. ‒ Weszłam tam z konkretnym celem i zamiarem powrotu! To ty postąpiłeś kompletnie...

‒ Jak byś sobie tu teraz poradziła? ‒ przerwał jej. ‒ Myśl, Granger! W świecie znacznie gorszych mizoginów ode mnie?

‒ Dobrze powiedziane ‒ burknęła.

‒ Co takiego?

‒ To o mizoginii.

‒ Czyli przyznajesz mi rację? Merlinie czy właśnie jestem świadkiem cholernego cudu?

‒ Nie, ja tylko skwapliwie potwierdzam: jesteś mizoginem Snape i dobrze, że wreszcie to przyznałeś.

Prychnął.

‒ Więc mój szowinizm interesuje cię bardziej od tego, że znajdujemy się w zupełnie innym miejscu i czasie?

‒ O czasie wiedziałam od początku... Co do miejsca... ‒ Zwęziła oczy w szparki. ‒ Kiedy właściwie się o tym dowiedziałeś?

‒ Niedawno ‒ powiedział zgodnie z prawdą.

‒ A już myślałam, że...

‒ Że umyślnie chowam przed tobą istotne informacje, od których może zależeć twoje życie? ‒ parsknął. ‒ Nie pochlebiaj sobie, Granger. Nie jesteś aż tak wielkim wrzodem na tyłku, żebym desperacko i za cenę czyjejś śmierci chciał wrócić na łono kawalerskiego stanu.

‒ Byłbyś wdowcem ‒ poprawiła go uszczypliwie. ‒ Nie kawalerem.

‒ Zwał, jak zwał ‒ mruknął. ‒ Stan wolny. Dodatkowe implikacje są mało istotne.

Hermiona wzięła się pod boki, patrzyła na niego podejrzliwie.

‒ Skoro tak bardzo nie obchodzi cię to, czy żyję, czy nie, to dlaczego wskoczyłeś tu za mną.

‒ Na wszystkich bogów, w którym miejscu powiedziałem, że mnie to nie obchodzi, Granger?

‒ Chociażby teraz ‒ powiedziała zapalczywie. ‒ Pokazałeś to chociażby swoim postępowaniem, zostawiając mnie w Zakazanym Lesie.

‒ A ty znowu o tym ‒ prychnął.

‒ I długo jeszcze nie przestanę! Sądzisz, że takie podłości łatwo się zapomina, Snape?

‒ Czy ja dobrze rozumiem? ‒ jego głos ociekał od drwiny. ‒ Wyrzuciło nas nie wiadomo gdzie, nie mamy pojęcia, jak wrócić do domu, a jedyne, czym martwi się Hermiona Granger to to, że utkwiła tu akurat ze mną.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now