XX Thay are fremmit freends that canna be fasht.

270 31 0
                                    

Szkockie przysłowie które dosłownie mówi: Dziwni to przyjaciele, którym nie można zawracać głowy.

Pokój w domu państwa Potterów, w którym Minerwa McGonagall została przyjęta przez panią i pana domu, wręcz buchał rodzinnym ciepłem. Od czasów wojny w dolinie Godryka przybyło dokładnie troje potomków trzeciego z braci Gauntów: najstarszy, Albus Severus, miał niebawem rozpoczynać naukę w Hogwarcie, tylko o rok młodszy Syriusz Artur rywalizował z pięcioletnią Lily o tytuł ulubieńca dziadków. Na kominku pełno było roześmianych zdjęć, zarówno tych magicznych, ruchomych, jak i mugolskich pamiątek robionych nowoczesnym aparatem Harry'ego.

Minerwa, czekając na herbatę, siedziała w milczeniu i z uśmiechem błąkającym się na wąskich, zaciśniętych zwykle w surowym wyrazie wargach, przyglądała się pomieszczeniu.

– Gdzie podział pan swoje latorośle, panie Potter? – zapytała, przybierając żartobliwie swój słynny, karcący ton głosu.

Młody czarodziej westchnął.

– Lily jest u rodziców Ginny – przyznał. – A Albus i Syriusz jeszcze nie wrócili ze szkoły.

– Szkoda – McGonagall westchnęła, nieco zawiedziona. – Liczyłam, że przy okazji wizyta uchyli mi nieco rąbka tajemnicy, jak wygląda nowe pokolenie Potterów, które zamierza zaludnić Hogwart.

Harry zaśmiał się krótko, był jednak zbyt zbity z tropu ta nagłą, niespodziewaną wizytą, by było go stać na coś bardziej szczerego; w jego twarzy uśmiechały się teraz tylko usta, oczy pozostały czujne i skupione. Minerwa nie omieszkała mu tego wytknąć.

– Zapewne podejrzewa pan, panie Potter, że moje niezapowiedziane pojawienie się na pańskim progu może oznaczać tylko jedno: kłopoty.

Harry po chwili namysłu pokiwał głową.

– I ma pan w pewnym sensie rację. – Minerwa posłała ciepły uśmiech nadchodzącej z tacą filiżanek Ginewrze. – Jednak, inaczej niż zawsze, w grę nie wchodzi ten sam czarodziej co zawsze.

Harry nie odezwał się, Ginny zamrugała oczami.

– Więc co się dzieje? – zapytała bezpośrednio, splótłszy dłonie na podołku; nie usiadła jeszcze, stała nad starszą czarownicą, z niecierpliwością czekając na odpowiedź.

– Niech pani usiądzie, panno... – uśmiechnęła się przepraszająco, – pani Potter.

Ginny skinęła głową, zajęła miejsce obok Harry'ego i, wziąwszy filiżankę z tacki, zaczęła w nią kompulsywnie dmuchać.

Minerwa przyglądała im się z błyskiem w oku. Tak. Chociaż byli tak młodzi, czyż nie było po nich widać tej wojennej tułaczki, zgryzoty i straty?

– Tym razem chodzi o dwoje czarodziejów – wyjaśniła. – A dokładniej – uściśliła, – o czarodziejkę i czarodzieja. Oboje wam znanych, a jedno z nich bardzo bliskie sercu.

– Hermiona – Ginny zakryła sobie usta dłonią. – Merlinie, co jej się przydarzyło?

– A jak wiele wiecie? – zapytała Minerwa, niepewna, co powinna wyjawić, a co pozostawić tylko do swojej informacji.

– Wyszła za mąż – zaczęła wyliczać Ginewra. – Z powodu tego śmiesznego prawa. Ale spotkała jakiegoś mężczyznę w Szkocji...

– Iana? – wtrącił niepewnie Harry.

– Tak.. Chyba Iana...

– Iana Bruisa – potwierdziła Minerwa, kiwając głową.

– A jej mężem był Severus Snape – dodał Harry.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now