XXIII A gaun fit's aye gettin

309 25 0
                                    


Szkockie przysłowie oznaczające: osoby już uwikłane, uwikłają się bardziej.

Obudzili się wczesnym rankiem. Za oknem słońce zachęciło już ptaki do głośnego śpiewania i to właśnie one, jeśli cokolwiek konkretnego, obudziły śpiącą spokojnie parę.

Pierwszy oczy otworzył on. Światło wlewało się kaskadami przez szparę między okiennicami oświetlając jego blada twarz i wyostrzone jeszcze przez grymas niezadowolenia rysy. Mruknął coś niezrozumiałego. Otrząsnął się zastygły w niewygodnym półsiadzie, spojrzał nieco nieprzytomnie w stronę swojego lewego ramienia, które z jakiegoś niewiadomego powodu wstrzymywało go w miejscu, ciężkie i bezwładne, nie pozwalając usiąść w posłaniu. Głowa bolała go niemożliwie, w ustach miał gorzko-cierpki niesmak.

Kiedy ją zobaczył, niemal podskoczył.

Niekompletnie ubrana, wciąż jeszcze nie całkiem wybudzona z mocnego snu, miała twarz to połowy przykrytą splątanymi dziko włosami, wyglądała niepokojąco na miejscu, niepokojąco swobodnie, niepokojąco...

Pięknie.

Wystraszył się tych uczuć, czy też raczej wystraszyłby się, gdyby złość od razu nie przykryła wszystkich innych emocji.

Złość na siebie, złość na nią.

– Wstawaj, Granger – warknął.

Zamruczała coś niezrozumiale, owinęła się szczelniej kołdrą, jeszcze mocniej przygważdżając jego rękę do siennika.

Snape przymknął oczy, na poły ponieważ naprawdę starał się nie wybuchnąć, na poły dlatego, że jego skacowane oczy jeszcze gorzej niż zwykle znosiły padające w nie ostre światło.

Był maj. Początek maja. Cholerna wiosna w pełni. Wszystko kwitło, brzęczało i bzyczało, kolory dosłownie wybuchały na drzewach i rabatach.

A on tak bardzo karykaturalnie miał tego wszystkiego powyżej dziurek w nosie.

I teraz jeszcze to.

Nie pamiętał nawet co.

***

Jak po nocy przychodzi dzień, po mroku światło, tak po nawet najdłuższej i najsroższej zimie nadchodzą wreszcie ciepłe promienie lata. Beltaine, święto ognia.

W ostatni dzień kwietnia Aila kazała im się ubrać i pójść za sobą przez las, ku grodowi.

– Jeśli chcecie się z nim dogadać, to jest ku temu jedyna okazja – powiedziała, gdy zamykała drzwi za dwojgiem mocno sceptycznych czarodziejów.

Snape poszedł wprawdzie, ale wcale się nie odzywał, nadmienił jedynie, że idzie z nimi tylko w formie przyzwoitki, by znów fantazja nie uderzyła im do głów i nie obmyśliły kolejnego cudownego planu.

– Po prostu z nim porozmawiamy – zapewniła Aila. – Teraz powinien był już nieco zmięknąć. Przecież zima przeszła gładko, nic szczególnego się nie wydarzyło, myślę, że nawet upór Alasdaira MacLeoda musiał wreszcie nieco ostygnąć.

Hermiona patrzyła na nią powątpiewająco.

– I wyjaśnij mi, proszę, dlaczego akurat teraz? – Powiedziała, biorąc się pod boki.

Clark westchnęła.

– Stoicie tu w bliźniaczych pozach – wytknęła im, wymachując w ich stronę ręką, – z podobnie skrzywionymi minami i macie czelność wybrzydzać, kiedy próbuję wam wyczarować rozwiązanie? – oburzyła się.

Hermiona westchnęła.

– Posłuchaj, może to rzeczywiście zabrzmiało trochę obcesowo... Ale naprawdę nie wiem, dlaczego zabierasz nas na kolejny festiwal, w tłum nieżyczliwych nam ludzi. Co to może zmienić.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz