VI Early creuk the tree that guid crummock wad be.

612 53 21
                                    

*szkockie przysłowie oznaczające doslownie: jeśli za pierwszym razem sie nie uda, próbuj do skutku

Frank Duval i Miranda Clark siedzieli na ganku popijając herbatę, gdy nagle na jedynej drodze dojazdowej zamajaczyło ciemne stare Volvo, które kobieta od razu musiała rozpoznać, bo wstała, sztywno wyprostowana, dłonie nagle zacisnęły się, twarz ściągnęła.

‒ Co się dzieje, Randy? ‒ zapytał emerytowany oficer policji, również podnosząc się z siedzenia.

‒ To Hamish ‒ wychrypiała.

‒ Jesteś pewna? ‒ Duval odstawił herbatę na okrągły stolik.

‒ To jego samochód. Rozpoznałabym tego grata na kilometr. To musi być on.

‒ Czego może tu chcieć?

‒ Nie wiem ‒ głos jej drżał. ‒ Chyba ktoś mu powiedział o tym, że znowu szukamy Aili... On ‒ przełknęła ślinę. ‒ On uważa, że daję się wykorzystywać. Może powinieneś już iść?

Poczuła jego dłoń na swojej dłoni.

‒ Będzie dobrze. Na pewno nie chcesz, żebym został?

Miranda otarła łzy, które niespodziewanie pociekły jej po twarzy.

‒ Jako mój partner, czy były glina?

‒ A którego mnie wolisz na posterunku?

Zaśmiała się smutno, przez łzy.

‒ Gdy pomyślę o tym, że ta dziewczyna, ta biedna dziewczyna... I Ian..

‒ Wciąż nie wiemy, co tak naprawdę się stało, więc może nie warto nad nią płakać, może to tylko oszustka?

‒ Nie ‒ powiedziała twardo kobieta. ‒ Wiem o niej coś, co sprawia, że, bez urazy, to co robiła i mówiła było wiarygodniejsze niż wszystko, co usłyszałam od policji.

Frank westchnął.

‒ Bez urazy mówisz?

‒Tak, Frank. Bez urazy.

‒ Co nie zmienia faktu, że minęły juz trzy miesiące odkąd ostatnio ją widziałaś.

‒ i dlatego tak strasznie szkoda mi młodego Bruisa... Odkąd wiem, że jest niewinny...

‒ Nie wiesz tego ‒ stwierdził Frank. ‒ Tylko domniemywasz.

‒ Zostajesz, czy idziesz? ‒ zapytała, bo Volvo parkowało już kilkadziesiąt jardów dalej. Było niewiele czasu na ewakuację.

‒ Zostanę. Niezręcznie byłoby wyminąć się na ścieżce, nie sądzisz?

Pokiwała głową.

‒ Będzie dobrze, Randy ‒ ścisnął mocniej jej dłoń.

‒ Zawsze w końcu jest ‒ wyszeptała Miranda. ‒ problem w tym, że zaczęłam się do niej przywiązywać. Tak bardzo przypominała mi Ailę....

***

Ian Bruis siedział w barze. Nie pił. O dziwo nie wypił ani kropli. Mógłby się rozpić i po zniknięciu Hermiony był tego naprawdę bliski, ale w porę się panował. Od tamtej pory wcale nie zaglądał już do kieliszka. Nie chciał się stoczyć. Nie chciał, żeby poza dwoma już teraz zabójstwami, przypisano mu jeszcze alkoholizm. Wolał, żeby mówili o nim, że zbyt dobrze się trzyma jak na słomianego wdowca, niż aby Hermiona po powrocie zastała smutnego, zniszczonego nałogiem alkoholika.

Bo miała wrócić. Obiecała, że wróci.

Była pierwsza kobietą w jego życiu, która mu uwierzyła. Która zdołała mu zaufać. I to nie byle jaką kobietą: inteligentna, błyskotliwa, wykształcona. Magiczna. Dosłownie i w przenośni.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz