Ceremonia i atak

324 24 5
                                    

* * *

24 lutego 2015

Rano obudziłam się w znakomitym humorze. Wstałam z łóżka po cichu, by nie obudzić Vanessy, jestem ciekawa, o której dokładnie wrócili. Skierowałam się do łazienki. by wziąć prysznic, zabrałam z walizki ciuchy i wyszłam z pokoju.

Po zimnym prysznicu, by jeszcze bardziej się obudzić, ubrałam się, zaplotłam włosy w warkocza i zeszłam na dół, by coś zjeść. W kuchni zastałam Wali'ego, który siedział przy stole z przymkniętymi oczami nad kubkiem i podpierał głowę rękami. Podeszłam po cichu do niego i wyskoczyłam zza jego pleców krzycząc:

– Buuuuuu!

Chłopak zerwał się na równe nogi i wylał herbatę.

– Aaaa! – wrzasnął. 

Zaczęłam się głośno śmiać. Chłopak odwrócił się do mnie trzymając za serce.

– Ty chcesz bym ja na zawał umarł?

Popatrzył na mnie z rządzą mordu w oczach.

– Hahaha – zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać, widząc, że chłopak ma narysowane markerem na około oczu okulary, nad ustami wąsy sięgające uszu, brodę oraz wielkie serduszko na czole. – Co...t..y masz..na twar..zy?

Nie mogłam złapać oddechu. Wali spojrzał na mnie gniewnie.

– Nie wiem, która, ale jedna z was ma bardzo fajne poczucie humoru. Rano się tak obudziłem. Ty to zrobiłaś?

Wskazał na twarz, wziął szmatkę i powycierał rozlaną herbatę. Pokręciłam głową, nie mogłam mówić. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam dżem truskawkowy.

– Ja tego nie zrobiłam, spałam jak zabita, nie słyszałam nic. A właśnie kiedy wróciliście?

Wzięłam bułkę i rozsmarowałam na niej dżem. Wali kręcił się przy kuchence.

– Chcesz herbatę?

Pokiwałam głową w odpowiedzi.

– Wróciliśmy gdzieś około drugiej, byliśmy po filmie na spacerze i lodach.

No tak Las Vegas miasto, które nigdy nie śpi.

– To dlaczego już nie spisz, jest dopiero.. – Spojrzałam na moją lewą rękę, na zegarek. – Ósma trzydzieści? – zapytałam. Chłopak odstawił kubki, wziął mnie za ręce i wyprowadził z kuchni.

– Masz dzisiaj urodziny – zaczął mówić. – kończysz dzisiaj piękne osiemnaście lat, więc ze względu na to... 

Kuzyn wziął bandamkę i związał mi oczy, usłyszałam też otwierane drzwi wejściowe. Co to wszystko ma być? Co on wymyślił?

– Wszyscy postanowiliśmy dać ci prezent.

Jacy wszyscy? Halo co tu się dzieje? Poczułam powiew wiatru na rękach. Wyszliśmy pewnie przed sklep. Usłyszałam jakieś głosy.

– Kiedy mi to ściągniesz? – zapytałam.

– Za chwilę.

Zatrzymaliśmy się i Wali ściągnął mi bandamkę.

– Wszystkiego najlepszego, Thea! – wykrzyknęło kilka osób. 

Gdy przyzwyczaiłam oczy do słońca zobaczyłam babcię, Van, Blaise, Vivienne, Dereka, Felixa oraz tatę. Przede mną na chodniku czarno-biały stał mini cooper  przewiązany czerwoną wstążką. Spojrzałam na wszystkich zdziwiona.

DARKNESS // oscar molander ✔Where stories live. Discover now