Sen

402 34 2
                                    

~ * ~

Wpatrywałam się w ciemne oczy chłopaka, ukryte pod kapturem szarej bluzy. Stał na drugim końcu jaskini. Jaskini?! Znajdowałam się w ciemnej, dużej i cholernie zimnej jaskini. Miałam na sobie bluzkę na krótki rękaw oraz podarte jeansy i koszule. Czułam się obolała, miałam chyba złamaną nogę oraz połamane żebra i zwichnięty bark. Bolały mnie wszystkie mięśnie, oraz czułam, że mam opuchnięte usta, nos oraz podbite lewe oko. Miałam taż rany na nogach, rękach i twarzy zrobionych nożem. Próbowałam się podnieść, ale nie dałam rady. Chłopak podszedł do mnie i mi pomógł. Wziął mnie na ręce. Oplotłam go rękami za szyję, a on wsunął jedna rękę pod moje kolana, a drugą objął mnie w pasie. Poczułam mrowienie tam gdzie nasza skóra się spotkała, przebiegły mi po plecach dreszcze. Chłopak to chyba wyczuł, bo przysunął mnie bliżej swojej piersi. Oparłam głowę na niej i wdychałam jego zapach. Pachniał pięknie, nawet jeśli przed chwilą walczył na śmierć i życie.

Bałam się tego miejsca, ale nie wiedziałam dlaczego. Czułam, że przed chwilą wydarzyło się tu coś strasznego, że ktoś tu przed chwilą zginął.

Już jest wszystko w porządku, Thea. Teraz jesteś bezpieczna. Maya już nie żyje. Nic ci nie grozi. 

Znałam ten głos, ale nie potrafiłam przypasować do niego twarzy, a tu panował półmrok, więc niewiele widziałam.

Maya, kim ona jest? Nie znałam odpowiedzi, a bałam się zapytać, chciałam się odezwać, ale nie mogłam, czułam, że moje gardło pali. Czułam się tak, jakbym przez kilka godzin krzyczała bez przerwy.

— Nic ci już nie grozi — szeptał chłopak — wszystko będzie dobrze.

Czułam, że zbliżamy się do wyjścia z jaskini, bo powiewał lekki wiaterek.

— Kocham cię, Thea

Usłyszałam i zamarłam.

* * *

Zerwałam się nagle. Ten sen był taki realistyczny. Sen. Właśnie sen. To nie było prawdziwe. Złapałam się za głowę, bo niemiłosiernie mnie bolała. Zrzuciłam z siebie kołdrę i zobaczyłam, że mam na sobie dużą, męska koszulkę. Wtedy też zauważyłam, że nie jestem w moim pokoju u babci, ani u mnie w domu w New Hampshire. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się po pomieszczeniu, siedziałam na dużym łóżku, które pomieściłoby około cztery osoby. Na przeciwko było powieszone na ścianie lustro, obok niego stała komoda oraz zamknięte drzwi. Po prawej było ogromne okno i wyjście na balkon, z naciągniętymi żaluzjami. Po drugiej stronie były kolejne drzwi, obok nich stała szafa oraz fotel i regał z książkami. Pokój był pomalowany na ciemnogranatowy, wydawało się, że należy do chłopaka.

Zeszłam z łóżka i otworzyłam drzwi obok lustra, prowadziły one na mały korytarz, gdzie były kolejne dwie pary drzwi. Otworzyłam pierwsze i oniemiałam. Była to łazienka. Ogromna łazienka. Wróciłam na korytarz i podeszłam do kolejnych, nacisnęłam klamkę jednak nie puściły, zamknięte na klucz. No nic. Wróciłam do pomieszczenia, gdzie się obudziłam. Otworzyłam drzwi obok szafy, które prowadziły na korytarz. Wyszłam na niego i poszłam w kierunku schodów na dół. Zeszłam powoli po nich. Gdy znalazłam się na dole ruszyłam szukać kuchni bądź salonu. Usłyszałam jakieś głosy, dobiegające z pomieszczenia obok schodów, ruszyłam tam. Gdy stanęłam w wejściu oczy wszystkich zebranych spoczęły na mnie. Zobaczyłam, że przy blacie siedzi Blaise oraz chłopcy, których poznałam wczoraj.

O, Thea, obudziłaś się już? — zapytała dziewczyna i podeszła do mnie, przytuliła mnie. Była przebrana, miała na sobie zwykłe niebieskie jeansy oraz koszulkę z rękawem trzy-czwarte. Uśmiechała się. — Jak się czujesz, boli cię coś?

DARKNESS // oscar molander ✔Where stories live. Discover now