Przeprosiny, dworzec i porwanie

214 18 4
                                    

* * *

Stanęłam przed lusterkiem i przyjrzałam się uważnie mojej szyi. Pojawiły się odciski palców Bryce i zaczynały mieć fioletowy kolor. Musiałam to jakoś zakryć, nie chciałam paradować z siniakami wokół mojej szyi. Wolałam nie pokazywać ich ludziom. Jednak w końcu zaprzestałam prób ich zakrycia, niestety i  tak było widać. Nawet jeśli nałożyłabym tonę pudru fioletowe ślady były by widoczne. Cieszyłam się, że była sobota, może w poniedziałek nie będą aż tak widoczne.  Związałam włosy w koński ogon i opuściłam pokój. W ręce trzymałam buty do biegania. Chciałam pobiegać. Pragnęłam, by cały stres jaki zgromadził się we mnie wyparował. Skierowałam się schodami na dół. Zatrzymałam się w przedpokoju i ubrałam buty. Miałam otwierać drzwi, gdy usłyszałam pytanie:

– Gdzie idziesz?

Znieruchomiałam chwilę, chciałam unikać chłopaka, ale nie wyszło. Odwróciłam się powoli twarzą do Ogge'a. Chłopak stał w progu kuchni ubrany w szare dresy,  wiszące nisko na biodrach z nagą klatka piersiową. Trochę mnie rozpraszał, ale odpowiedział mu z pełną obojętnością:

– Pobiegać.

Znowu sięgnęłam ręką do klamki.

– Nie możesz wyjść sama.

Westchnęłam cicho i zacisnęłam dłonie w pięści.

– Co? Dlaczego?

– Maya i Bryce? – zapytał retorycznie.

– Maya wie gdzie mieszkacie?

– Nie, ale Thea... – zaczął, ale mu przerwałam.

– Więc nic mi się nie stanie. Jestem czarownicą, zaklęcia obronne mam w małym paluszku  – powiedziałam i otworzyłam drzwi, ale zostałam pociągnięta za nadgarstek. Poczułam na skórze chłodną rękę. Moje plecy przyległy ściśle do ściany obok wejścia.

– Nigdzie. Sama. Nie. Pójdziesz. – warknął, akcentując każdy wyraz.

– Puść mnie, Oscar – powiedziałam i zerknęłam na jego dłoń. – Puść mnie do cholery! Nie jesteś moim ojcem, nie zabronisz mi!

– Nigdzie sama nie pójdziesz – powtórzył i puścił mnie. – Zaczekaj tu.

Odwrócił się i zniknął. Roztarłam nadgarstek i przyjrzałam mu się. Nacisk chłopaka nie był mocny więc nic mi się nie stało. Już miałam się odwrócić i wyjść, gdy Ogge wrócił. Miał na sobie koszykarskie spodenki, szara koszulkę i buty do biegania. On ze mną idzie?

– Idziesz ze mną?! No chyba sobie żartujesz! Ja nie mam pięciu lat! Poradzę sobie.

– Chodź – mruknął i wyszedł za mną na dwór, zamykając drewnianą powłokę.

Stanęłam przed domem i zaczęłam się rozciągać. Postanowiłam go ignorować. Wyciągnęłam słuchawki i założyłam je na uszy. Puściłam muzykę i ruszyłam. Nie widziałam chłopaka, ale wiedziałam, że biegnie za mną. Przyspieszyłam tępo i skręciłam w prawo. Musiałam pozbyć się wszystkich emocji.Byłam wściekła na blondyna.

Po kilkunastu minutach dotarłam do  parku. Zatrzymałam się i ściągnęłam słuchawki. Schowałam je do kieszeni i ruszyłam do sklepu po wodę. Poczułam rękę na nadgarstku. Znowu. Oscar. Odwróciłam się z pytającą miną.

– Gdzie idziesz?

– Ludzie się męczą w przeciwieństwie do was, potrzebują wody po wysiłku – mruknęłam zgryźliwie i wyrwałam rękę.

Chłopak irytował mnie samą obecnością. Czuł się winny temu co zrobiła mi Bryce, ale nie musiał pilnować mnie na każdym kroku. Drugiego beznadziejnego ojca nie potrzebowałam.

DARKNESS // oscar molander ✔Where stories live. Discover now