Pogrzeb, kły i ból

196 18 6
                                    

* * *

'Kocham cię, Thea'

'KOCHAM CIĘ, THEA'

'K O C H A M C I Ę, T H E A''

Minęły dwa dni od mojego ratunku. A w mojej głowie wciąż pobrzmiewały trzy słowa Oscara. Trzy słowa, które wypowiedział, gdy puszczaliśmy jaskinię. Pomimo tego, że usypiałam zrozumiałam go doskonale.  Kocham cię, Thea. Nie rozumiałam dlaczego to powiedział. Przecież to było niemożliwe by mnie kochał. Niemożliwe. Znaliśmy się za krótko. Rozmawiałam z nim tylko raz i wtedy powiedziałam mu, że wybaczyłam wszystko co zrobił. Wszystko. Bez wyjątku, obiecał mojej mamie, że będzie mnie chronił i obietnicy dotrzymał. Dzisiaj miał przyjść Wali, miał dla mnie jakąś ważną wiadomość. Gdy na niego czekałam widziałam, że Oscar jest za szybą i mi się przygląda. Wyglądałam strasznie, miałam mnóstwo siniaków i małych ran. Przeszłam trzy operacje, miałam złamaną nogę w dwóch miejscach, żebra też były w nie najlepszym stanie. Nie mogłam pojąć dlaczego tak na mnie patrzy.

Usłyszałam pukanie i do sali wszedł Wali.

– Cześć, Thea – przywitał się i usiadł.

– Cześć, Wali.

Uśmiechnęłam się lekko. Kuzyn nie wyglądał najlepiej. Był blady i miał czerwone oczy. Płakał? Z mojego powodu?

– Thea, muszę ci coś powiedzieć.

– O co chodzi Wali?

Zaniepokoiłam się lekko. Kuzyn mówił z powagą.

– Dzisiaj rano babcia miała zawał.

Co?! Nie to nie możliwe, przecież brała zioła i leki na ciśnienie!

– Co? Co z nią? – zapytałam i usiadłam pomimo bólu.

Chłopak spuścił głowę.

– Wali?

Kuzyn podniósł wzrok i zobaczyłam w jego oczach łzy. Przeczuwałam najgorsze. 

– Tak mi przykro, Thea.

Zacisnęłam mocno oczy i zaczęłam kręcić głową. Nie, nie nie, nie! Poczułam ból w piersi.

– Nie, nie, nie. To nie może być prawda! Ona żyje, wszystko jest w porządku!

Brunet wstał i przytulił mnie mocno.

– Nie, Wali! Ona żyje, czeka na mnie w sklepie! Ona żyje! Żyje...

Zaczęłam głośno szlochać w ramię kuzyna. Tylko nie babcia.

– Tak mi przykro, Thea –  szepnął i objął mnie mocniej, gdy moim ciałem wstrząsnął szloch.

Łzy lały się strumieniami. 

– Nie, Wali. Powiedz mi, że to nie prawda.

– Nie mogę, Thea. Nie mogę.

Nie babcia, tylko nie babcia. Jedyna osoba na świecie, którą kochałam tak samo mocno jak mamę. Ona nie mogła umrzeć!  Szlochałam w ramię kuzyna przez prawie pietnaście minut. W końcu uspokoiłam się na tyle, by Wali mógł mnie puścić. Usiadł z powrotem na krześle i wziął mnie za rękę.

– Thea, przepraszam....

– W porządku.

Miętoliłam w palcach chusteczkę i wycierałam nią pojedyncze łzy, które jeszcze opuszczały moje oczy.

– Mogę zostać na chwilę sama?

– Jasne.

Kuzyn pocałował mnie w czoło i wstał. Otworzył drzwi i opuścił salę. Zwinęłam się w kłębek pomimo bólu, który towarzyszył mi przy każdym ruchu, naciągnęłam na siebie kołdrę i zamknęłam oczy.  Widziałam babcię, przez głowę przelatywały mi wszystkie wspomnienia związane z nią. Pamiętam jak zawsze prawiła mi kazania na temat zbiegania po schodach, czy ubierania czapki, gdy wiał wiatr. Zawsze się o mnie troszczyła, wspierała mnie we wszystkim. Nie mogłam uwierzyć, że już jej nie było.

DARKNESS // oscar molander ✔Where stories live. Discover now