Rozdział 21 - I Wojna Śnieżkowa

505 16 3
                                    

Biegł przed siebie, ile tylko sił w nogach. Ból mięśni zaczynał powoli doskwierać, jednak wciąż nie przestawał. Dawno nie czuł się tak wolny i... pod jakimś względem lekki. Jakby został z niego zdjęty ciężar, który od dawna spoczywał na jego sercu i ciągnął go w dół. Sam siebie nie rozumiał, w końcu dla niego nie zmieniło się wiele. Decyzja Czarnego Pana pozwoliła mu tylko na odsunięcie Todorova, ale jednak w końcu poczuł, że to on miał dowodzenie i nie bez satysfakcji przyjął zmiany- zmiany, o których nie wiedział sam Todorov. Zaśmiał się w duchu i przyspieszył. Krajobraz dookoła niego rozmywał się, widział w powietrzu linie, które zostawiały mijane drzewa, ciemne szlaczki, które gubiły się w mroku tej nocy. I mimo że atmosfera nie do końca sprzyjała radości, nareszcie poczuł się dobrze. Jak nigdy wcześniej. Zrozumiał też, że to, kim się stał od zawsze było jego przeznaczeniem. Jakby całe swoje życie czekał właśnie na moment, kiedy w końcu będzie mógł tak mknąć niezauważony ciemnym lasem, wolny od problemów, trudnych myśli i wszystkiego, co zostawiał teraz za sobą. Nie była to długa chwila, ale... Najszczęśliwsza, jaką było dane mu do tej pory przeżyć.

                                                                                   ..........................

Ten grudniowy poranek był pierwszym, kiedy ujrzała na zewnątrz śnieg. Całe błonia, drzewa, trawa, dachy pokrywał śnieżnobiały puch, który przywodził u niej same najwspanialsze wspomnienia. Gdy była jeszcze mała, jej rodzice zawsze w taką pogodę brali ją na sanki, lepili razem z nią bałwana i urządzali przerażające, śnieżkowe pojedynki na śmierć i życie. Uśmiechnęła się na myśl o swoim wspaniałym dzieciństwie. Czasami żałowała, że życie przelatywało jej tak szybko między palcami i sama nawet nie wiedziała kiedy. Tak samo jak ostatni miesiąc, kiedy to wpadła w okropną rutynę, z której nie potrafiła się wyrwać. Śniadanie, zajęcia, nauka, szlaban z Malfoy'em. Tak wyglądał jej plan dnia, codziennie. I sama zaczynała się już gubić w tym szalonym biegu, kiedy musiała być praktycznie w dwóch miejscach naraz. Jej przyjaciele prosili ją o pomoc, poza tym chciała spędzać więcej czasu z Mattem, który zaczynał być wyraźnie podirytowany faktem, że większość wolnego spędzała z Draconem, a nie nim. Ale co ona miała na to poradzić? Nie robiła tego z wyboru, a przynajmniej nie całkiem. Łączyło ich niestety zbyt wiele obowiązków. Turniej Trójmagiczny jako pierwszy problem, jednak stwierdzili, że podpowiedź Dumbledore'a nie dawała im tak naprawdę nic, więc zastanawianie się "co autor miał na myśli" zostawili już w spokoju. Cóż, będą improwizować. Drugą kwestią były lekcje tańca, choć Hermiona musiała przyznać szczerze, że o tym bała się powiedzieć swojemu chłopakowi. Nie wiedział więc, że raz w tygodniu, kiedy teoretycznie warzyła eliksiry, tak naprawdę spędzała sporo czasu w ramionach znienawidzonego Ślizgona. Coraz więcej zastanawiała się też czym w takim razie była dla niej nienawiść. Wcale nie miała ochoty zdzielić go w twarz, już nie. No dobra, może troszkę, ale tylko czasami. Widziała, jak się starał, jak próbował nad sobą panować, nawet wtedy, kiedy czuła, że przesadzała. Wyćwiczył w sobie pewien rodzaj cierpliwości przeznaczony tylko dla niej. Właściwie, jakby się tak zastanowić, czasem nawet myślała, że nie był taki zły. Zrodziło się między nimi coś na kształt porozumienia- na pewno nie nazwałaby tego sympatią- jednak zapanowała między nimi niepisana umowa, która nakazywała chwilowe porzucenie broni (pomimo tego, że po ich kłótni po imprezie myślała, że to nie będzie już możliwe). Z tańcem szło jej już coraz lepiej, w zasadzie opanowała do perfekcji oba walce i musiała- niestety- przyznać, że Malfoy rzeczywiście był świetnym partnerem. Świetnie ją prowadził i pomagał, a kiedy zdarzało jej się nastąpić na jego stopy, denerwował się tylko trochę. Poza tym zauważyła, że praktycznie ciągle chodził przybity i miała zaskakujące wrażenie, że poprawiało mu się w czasie ich wspólnych szlabanów. Najwyraźniej taka odskocznia była mu potrzebna. Jeśli chodziło o bal, który miał się odbyć zaledwie za kilka tygodni, nie mieli zaplanowanego DOSŁOWNIE niczego. Z jakiegoś powodu za każdym razem, kiedy próbowali coś ustalić, kończyło się kłótnią- a czasu zostało już naprawdę niewiele i profesor McGonagall również zaczynała się niepokoić tym faktem. Najwyższa pora się za to zabrać. 

Tu i teraz ~ DramioneWhere stories live. Discover now