Rozdział 44 - Najlepszą obroną jest atak

501 23 2
                                    

Ciemność. Pływała w ciemności, jako jedyną rozrywkę mając liczenie jasnych plamek, które co jakiś czas przelatywały jej przed oczami. Coś jak kiedy spojrzy się prosto na słońce. Plamy, które całkiem zaburzają obraz. Plamy, które rozświetlają mrok między źrenicą, a powiekami.

Cisza, niczym nieprzenikniona cisza. Do jej uszu nie docierał żaden dźwięk, przynajmniej przez kilka długich minut, godzin, a może nawet dni. Jakby ktoś zamknął ją w próżni, gdzie nie miały dostępu żadne bodźce zmysłowe. Jedyne co była w stanie wywnioskować, to że raczej nie znajduje się w domu ani tym bardziej w Hogwarcie.

Po czasie od przywrócenia przytomności zaczęła czuć zimno bijące od spodu, jakby leżała na kamiennej podłodze w jakichś lochach. Do tego powietrze było tu wilgotne i śmierdziało stęchlizną. Ona również była mokra- co akurat jej nie zdziwiło, w końcu poprzedniego wieczora mocno padało.

Musiała znajdować się właśnie w jakiejś piwnicy, lochach albo katakumbach. Kiedy próbowała się ruszyć, poczuła też, że coś krępuje jej ruchy. Mogła przemieścić ręce i nogi tylko na pewną odległość, a każdy najmniejszy ruch wywoływał okropny ból. Czuła ciężkie, twarde i zimne kajdanki, założone na nadgarstkach i kostkach. Oczu nie mogła otworzyć, a raczej- mogła, jednak je również miała zakryte. Ból głowy także nie ułatwiał sprawy, ale adrenalina działała na nią w takim stopniu, że nieco go przytłumiała.

Pozostawało zadać sobie najważniejsze pytanie:
Gdzie ona do cholery była i jak się tu znalazła?

Wzięła głęboki wdech, próbując dokładnie przypomnieć sobie przebieg wieczoru. Śledziła Dracona, przewróciła się, zauważył ją, a potem... Bellatrix. To wyjaśniało ból w kostce i tępe rwanie w skroni. Gdzie była jej różdżka? Ostatni raz widziała ją w rękach Malfoy'a. No właśnie, Malfoy... Przełknęła nerwowo ślinę, a raczej to, co z niej zostało. Ile czasu tak leżała? Czy ktoś zauważył jej nieobecność?

Dopiero po jakimś czasie, kiedy wrócił jej trzeźwy umysł, usłyszała jakikolwiek dźwięk, a był to odgłos szybkich kroków. Na pewno nie Bellatrix, nie słyszała stukotu obcasów. Coś nad nią załomotało, a ona podskoczyła ze strachu. Nic nie widziała, nie mogła się ruszyć, była całkowicie bezbronna. W tej chwili mogliby z nią zrobić cokolwiek.

- Nie bój się- usłyszała cichy głos Dracona.

Obok jej głowy rozległ się głuchy dźwięk, więc założyła, że uklęknął. Strach ją sparaliżował, nie wiedziała co powiedzieć. Jęknęła cicho, kiedy poczuła dotknięcie jego zimnych dłoni na swoim nadgarstku. Bała się, ale nie o siebie. Bała się, że Draco nie był tym, za kogo go uważała.

- Pomogę ci, ale musisz obiecać, że będziesz cicho. Rozumiesz?

Skinęła lekko głową. Chłopak szybko uporał się z kajdankami, a ona potarła obolałe nadgarstki. Kolejny brzęk, a z jej nóg opadły metalowe więzy. Później delikatnie zdjął jej z oczu opaskę. Spojrzała na niego załzawionymi oczami, jednak zanim zdążyła otworzyć usta, poczuła znajomy ścisk w okolicy pępka.

Wszystko działo się zbyt szybko.

Kiedy znów otworzyła oczy, otaczał ją ciemny las. Rozejrzała się, doskonale rozpoznając znajome cienie, otaczające ją z każdej strony. Do jej oczu znów napłynęły łzy. 

- Wracajmy do zamku- usłyszała za sobą ciche mruknięcie.

Hermiona spojrzała na rękę, którą wyciągał w jej stronę chłopak, jednak nie miała zamiaru nigdzie iść. Skuliła się, ukrywając twarz między kolanami i po prostu się rozpłakała. Na dworze już nie padało, jednak wciąż było ciemno, więc nie mogło minąć zbyt dużo czasu od momentu, w którym straciła przytomność. Wiatr owiał ją mocno, przypominając o chłodzie, który wciąż odczuwała.

Tu i teraz ~ DramioneWhere stories live. Discover now