Rozdział 34

54 5 0
                                    

Wraz z Deidarą prowadziliśmy Itachiego pod ramię. Zanim postanowiliśmy go 'zgubić' do chodu, użyłam ninjutsu, aby przywrócić mu czucie w nogach i kręgosłupie by mógł ustać i iść. Na szczęście trucizna się jeszcze u żadnego nie rozprzestrzeniła.

-Lider nas zabije...-Mruknęłam pod nosem.-Nie dość że misja niewypełniona to jeszcze wami trzeba będzie się zająć.
-Mogłaś nas zostawić-powiedział półszeptem Uchiha, nie mogąc zmusić się do głośniejszego tonu.
-Nie porzuciłabym towarzyszy.
-I to w tobie lubię, nie porzuciłabyś nikogo w potrzebie... Niestety takie zachowanie może doprowadzić do zguby.
-Ktoś mi kiedyś powiedział "Nigdy nie porzucaj swej godności względem bliskich na rzecz własnych celów".
-Czyli...?
-Czyli nie zostawia się przyjaciół w potrzebie-naprostowałam.-Nawet jeśli oznacza to śmierć.

Na niebie powoli zbierały się chmury i zaczęło się ściemniać. Gdyby nie ciężki stan Deidary, to bym go poprosiła, aby zrobił coś, co by nam ułatwiło podróż.

-Sama nie możesz przywołać twojego tygrysa? Pomógłby wam.
-Hmmm... Ta... Ale czy nie przeszliśmy za dużo by nagle go przyzywać?
-Możesz zrobić pretekst z postojem. Prowiant chyba macie cały.

Po chwili namysłu, poszłam z przykładem Matatabiego.

-Zróbmy postój, odpocznijmy i zjedzmy.
-W porządku. Itachi nie jest lekki, nawet jak nosimy go razem, hm.
-Przynajmniej możesz się cały poruszać.
-Dobra spokój-usadziłam Itachiego na ziemi i wyjęłam mu jego prowiant.-...Dasz radę sam zjeść?

Szatyn spojrzał się na swoje ręce, które lekko zadrżały. Niestety nie dał rady ich ruszyć.

-Chyba nie. Ale nie kłopocz się i sama zjedz.
-Oj, nie! Jak wszyscy to wszyscy.-Powiedziałam, kładąc jedzenie i idąc po leżącą nieopodal stertę liści i patyków.-Chwilę posiedzimy, a później idziemy dalej. Tym razem poproszę Torę by zaniósł Itachiego a my z Deidarą pójdziemy na nogach.

Chłopacy tylko przytakneli. Położyłam chrust na ziemi i rozpaliłam ognisko kulą ognia. Po chwili kucnęłam przy Itachim i wyjęłam jego prowiant, w którego skład wchodziło Dango i kanapka.

-Co chcesz najpierw?
-Myślę, że kanapkę...-Odparł zmieszany, patrząc na dango. Chyba nie spodziewał się, że ktoś będzie widział jego prowiant w pełni.
-Ok, powiedz Aaah.
-Aaah...-otworzył zmieszany usta, a ja zaczęłam go karmić.

Czułam zabójczy wzrok blondyna, który spoczywa na mnie.

-Blondas jest zazdrosny.
-Wiem.

Po kilku minutach karmienia Itachiego, wyjęłam swoje jedzenie. W którego skład wchodziło onigiri i Omuraisu. Deidara wciąż pałaszował swoje onigiri, jakie mu zrobiłam.

-Pyszne te Onigiri-skomentował Deidara kończąc jedzenie.
-Dzięki, onigiri to moja specjalność, jeśli chodzi o robienie jedzenia.

×××

Po zjedzeniu i wypoczynku wezwałam Torę. Tygrys z początku był w gotowości do walki, ale gdy wytłumaczyłam mu co i jak wydawał się trochę zawiedziony. Mimo to z powagą podszedł do eskorty nas i niesienia Itachiego.

-Czyli stworzyłaś z Chakry duużeeeeeego tygrysa i wraz z nim pokonałaś tamtego skorpiona?
-Ta, mniej więcej.
-Uchihowie nie mają tobie równych nawet ze swoim Susanoo.-Itachi tylko chrząknął na co Tora się zreflektował.-To znaczy większość z nich.
-Wolę pierwszą wersję-powiedział ze zmęczeniem w głosie Deidara.-Długo jeszcze nam ta droga zajmie? Czuję się, jakby w mym żołądku palił się ogień.
-Jeszcze około cztery godziny-powiedział Tora.-Jeśli byłbyś bardziej sprawny to zajęło by nam, to co najmniej dwie.
-Twierdzisz, że jestem słaby?
-Nie.
-To dobrze, hm.

W zasadzie to od godziny szłam z Deidarą pod ramieniem, ponieważ zaczął zataczać kółka i tracić równowagę. Że też mam takie niskie umiejętności medyczne... Czy członkowie Akatsuki mogą się zapisać na jakieś szkolenie medyczne?

-Nie rób sobie nadziei. Jedyne co, to mogę Ci pomóc przypomnieć twoje stare ninjutsu, wśród których były medyczne jutsu.
-Dzięki, może, chociaż troche to pomoże.

Westchnęłam ciężko patrząc przed siebie. To będzie długa droga.

[Deidara x Reader] Przypomnij mnie sobie Cz.1Where stories live. Discover now