Rozdział 36

55 6 0
                                    

Wciąż biegniemy przez lasy i łąki. Na niebie jest pełno gwiazd, a drobny, chłodny wiatr pobudza do działania.

-Stój..-Mruknął ponuro Sasori będąc dalej w swej kukiełce.-Ktoś tu jest.

Stanęłam obok niego i się rozejrzałam. Próbowałam skupić wszystkie zmysły by wyczuć chakrę przeciwnika. Jest ich dwóch.

Nagle krzaki zadrżały, a zza nich wyłoniły się... Dwie małe na oko czteroletnie dziewczynki. W sumie to się nie wyłoniły, a z nich wypadły.

-Co jest?-Powiedziałam sama do siebie, podchodząc do nich ostrożnie.
-Dwie małe osierocone zapewne dziewczynki. Sasori pewnie Ci powie byś je zostawiła, bo to pułapka. Ale nie ma nigdzie niczego, a ich chakra jest na wyczerpaniu z tego, co czuję. Pewnie walczyły o przetrwanie.

Kucnęłam przy nich i dotknęłam ich czoła i policzki. Następnie przyłożyłam dłoń nad ich nosami. Oddychają strasznie wolno.

-I co z nimi chcesz zrobić?-Spytał Sasori, podchodząc do mnie.
-Nie wiem, ale wiem, że potrzebna im pomoc.
-A jak to pułapka?
-To się je najwyżej zabije. Raczej damy radę, bo ich chakra jest na wyczerpaniu.
-Racja...-Szepnął, po czym zaczął się oddalać.-Jak chcesz im pomóc, to je weź i u twej ciotki się nimi zajmiemy. Nie mamy czasu teraz się nimi zajmować.

Spojrzałam na niego i na dzieci. Przyzwałam Torę do pomocy i usadziłam na nim dzieci, tak aby nie spadły. Następnie wznowiliśmy naszą podróż do domu mej ciotki. Dzieci coś mamrotały pod nosem o tym, że je coś boli.

Ciekawe co te dziewczynki robiły same w lesie... Zerknęłam na nie, jedna trzymała się za brzuch, a druga miała minę, jakby zaraz miała umrzeć. Możliwe, że tak było. Jednakże, jakbym chciała się teraz nimi zająć to groziłoby to pewnie oberwaniem ogonem kukły Sasoriego.

-Aż tak się martwisz ich marnymi życiami?-Powiedział ponuro. Od razu na niego spojrzałam.-Jeżeli tak bardzo się martwisz cudzym życiem, to czemu chcesz walczyć zamiast zostać w bazie lub u ciotki i trenować na, to by być medykiem?
-Ja.... Chcę po prostu być pożyteczna. Chcę walczyć i pokazać co umiem. Ale widząc ból w oczach bliskich lub niewinnych istot... Coś się we mnie łamie.
-Dlatego osoby, takie jak ty powinny być zawsze na tyłach i zostawać albo jako medyk, albo jako przynęta.

Coś we mnie uderzyło. Dlaczego aż tak bardzo chce mi udowodnić, że nie umiem nic i jestem bezużytecznym wrakiem?

-Łatwo Ci powiedzieć... Byłam za dziecka przynętą za każdym razem tylko dlatego, że nikt mnie w wiosce nie lubił.... Jednakże zawsze tylko ja wracałam sama albo z jedną z dwóch pozostałych osób z drużyny-ścisnęłam pięść-dlatego chcę nadrobić i naprawić to, co było kiedyś i udowodnić światu, że potrafię więcej, niż bycie marną przynętą.

Ścisnęłam oczy by zahamować łzy, po czym spojrzałam przed siebie z gniewem w oczach. Sasori tylko spuścił głowę i spojrzał przed siebie. Czyżby mu się głupio zrobiło? A może nie rozumie, że istnieje coś, takiego jak pohamowanie się i w końcu się zreflektował? Nieważne. Ważne jest to, że przegiął a ja mu pokażę, że stać mnie na więcej.

[Deidara x Reader] Przypomnij mnie sobie Cz.1Where stories live. Discover now