Rozdział 41

43 5 0
                                    

Od dnia, w którym Sasori wrócił do bazy minęły dwa dni. Jutro ponoć ma po mnie przyjść Hidan z Kakuzu według listu, jaki dostaliśmy od jednego ze szpiegów Akatsuki. Niestety godziny, w której mają po nas przyjść nie podali. Więc trzeba będzie się pilnować by nigdzie za daleko nieodejść od domu, by wiedzieć, że przyszli.

Jednakże, odchodząc od tematu, jakim jest mój powrót do Akatsuki. W ciągu tych kilku dni dość mocno się polepszyłam w korzystaniu z medycznych jutsu. Wczoraj nawet próbowałam wykonać tamtą technikę mojej ciotki. Robiłam do tego dwa podejścia — rano i wieczorem. Dopiero za drugim dałam radę. Dzisiaj będę szlifować tę technikę.

-A jak Ci się uda, to możesz stworzyć na jej podstawie nową, hm?
-Ciekawy pomysł Matatabi. Na pewno zmieniłabym ilość chakry do wykorzystania. Przecież ja po jednej próbie już czułam jak mi jej brakuje!
-Oj nie lamentuj tak. Bynajmniej nie zginęłaś od tego. Oraz nie zapomnij, że ja Ci tu nie dam zginąć! Za nic w świecie! Muszę widzieć, jak sobie kogoś znajdujeeeesz.... Jak wychodzisz za mąąąż... Wiesz, w skrócie chce byś świadkiem wszystkich ciekawych rzeczy, jakie będą mogły mieć miejsce w twoim nudnym życiu.
-Zgaduje, że chcesz także być na moim pogrzebie.
-Możliwe. Ale to jest coś, na co czekam najmniej.

Doszłam w końcu do kawiarni, w której mam się spotkać ze znajomym mej ciotki. Jest on ponoć najlepszym lekarzem ninja w historii tej wioski! Ma on mi towarzyszyć na treningu bym w razie czego nie zaliczyła zgona. A także bym po udanym szlifowaniu techniki, gdybym miała jeszcze siłę, bym mogła trenować inne medyczne techniki.

Ruszyłam zamówić kawę i jakieś ciastko i usiadłam do stolika. Ma się tu zjawić za niecałe 10 minut. Ludzie siedzący w kawiarni patrzyli na mnie ciekawsko. O co im chodzi?

-Czy to ona..? Ta co zaginęła bez śladu?
-Chyba tak... Myślisz, że dalej ma w sobie tę bestię?
-Nie bądź śmieszna, bestie się ma do końca życia w sobie..!
-Racja, skoro ma w sobie bestię, to trzeba będzie uważać... Na pewno już kogoś zabiła.
-Nie bądźcie śmieszni, to oczywiste, że kogoś musiała zabić.

Ludzie szeptali między sobą rzeczy, o których już dawno zapomniałam... A jednak przysparzają mi dość dużo bólu. To nie ja jestem bestią ani Matatabi która we mnie jest. To wy jesteście bestiami, mówiąc takie rzeczy.

-Spokojnie [T/I], to tylko głupcy. Nie znają Cię, więc nawet nie bierz sobie tych uwag do serca. Są puste.
-Ta... Dzięki Matatabi. Mimo to wciąż boli mnie fakt, że tak o mnie myślą.

Spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych. Błagam przyjdź jak najszybciej... Byleby te szepty trwały jak najkrócej...

-Czemu..?-Szepnęłam, spoglądając na ludzi, którzy się zebrali wokół mnie. Ściskałam w dłoni łapkę mojego pluszaka, którego po chwili mi wyrwano.-Hej!

Chciałam dogonić łobuza, który mi go zabrał, ale dwójka innych chuliganów się na mnie rzuciła i mnie trzymała, podczas gdy tamten patrzył na mnie z kpiną w oczach.

-Nie ma tu miejsca dla takich bestii jak ty!-Krzyknął.-Oto co się dzieje, z takimi jak ty!-Zaczął rozrywać pluszaka na strzępy.

Krzyczałam ze łzami w oczach, by mnie puścili, by zostawili mojego jedynego przyjaciela. Zaczęłam się szarpać, aż w końcu...

Urwał mi się film. Ostatnie co pamiętam to przerażenie w oczach matek, które trzymały swe dzieci w połowie martwe. Ja sama natomiast byłam związana jakąś techniką... Przez własnego ojca.

-Proszę, oto kawa i ciastko które pani zamawiała-powiedziała kelnerka z uśmiechem, po czym szybko odeszła.

Spojrzałam na swoje odbicie w kawie. Wyglądam, jakbym była zmęczona samym istnieniem.

-Wiesz, ostatnimi czasy często tak wyglądasz.
-Nie pomagasz.
-Wiem.

Westchnęłam i wzięłam łyk kawy. Była świeża i dobra. Co prawda nie tak dobra jak kawa moich przybranych rodziców, z której zasłynął ich klan, ale i tak dobra.

-Widać nie zmieniłaś się za bardzo odkąd widziałem Cię pierwszy raz.
-Huh?-Odwróciłam się w kierunku głosu.
-Nie mów, że nie pamiętasz lekarza, który odbierał Cię na porodzie.
-Uhhh....

Mężczyzna się zaśmiał. Po co mi to mówi?

-Haha... Ale żarty na potem, nazywam się [N/K] Hebichi. Ale mów mi po prostu Hebichi.
-[N/K] [T/I]...-Przez chwilę się zawahałam. No bo czemu jest z tego samego klanu co ja? I w końcu do mnie doszło, że kiedyś w tej wiosce był tylko mój klan i wszyscy o tym samym nazwisku, a jednak nie wszyscy ze sobą spokrewnieni.

Mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy z uśmiechem.

-Z tego, co słyszałem to dołączyłaś do Akatsuki, nieprawdaż?
-To prawda... A to źle?
-Cóż... Dla naszego klanu to nie lada zaszczyt. Jesteśmy tylko szpiegami. Jednakże...
-Jednakże?
-Dla innych ludzi możesz być potencjalnym wrogiem. Ponieważ postrzegają oni Akatsuki jako złych ludzi.
-Oh... Racja.

Spojrzałam na swoje niezaczęte ciastko. Było strasznie wielkie.

-Chcesz połowę?
-Z chęcią.

[Deidara x Reader] Przypomnij mnie sobie Cz.1Where stories live. Discover now