Część I: W stronę oceanu, Rozdział 1

98 10 12
                                    

– To dla nas nie będzie wcale długo – stwierdziła beztrosko Anna. – Zresztą, odpoczniesz sobie ode mnie – dorzuciła, siadając naprzeciw Roberta i wypatrując reakcji.

Skrzywił się.

– Nie żebym potrzebował... – odparł, nie biorąc pod uwagę że to, co powiedziała, mogło też kryć aluzję do jej własnego nastroju. – A ile to potrwa, zależy jeszcze od tras i przesiadek. Czekaj, zaraz przeliczę. – Przyciągnął do siebie staromodny ekran dotykowy, z którego lubił korzystać i zaczął przebierać po nim palcami. Anna rozsiadła się wygodnie w fotelu i z tej pozycji obserwowała dłonie partnera. Wciąż lubiła ten widok, choć bez większych skrupułów podjęła chwilę wcześniej decyzję, by z niego na jakiś czas zrezygnować.

Od kiedy go znała, Robert demonstrował nieprzeciętną sprawność w posługiwaniu się klasycznymi, obsługiwanymi manualnie maszynami. Spotkali się na jednym ze zjazdów pasjonatów tradycyjnego trybu życia, gdzie takie umiejętności były cenione. Później już we dwoje jeździli na podobne imprezy, a on regularnie zwyciężał tam w licznych konkurencjach. Zresztą właśnie dzięki temu dostał propozycję uczestnictwa w ambitnym projekcie, który wymagał od niego dalekiej podróży.

Anna zaś natychmiast upatrzyła sobie w tym okazję, żeby zrealizować własną wymarzoną wyprawę, niezależnie.

Błyskawicznymi ruchami palców Robert wprowadził do komputera wszystkie wytyczne i na ekranie niemal natychmiast pojawiły się wyliczone propozycje tras. Po raz kolejny dowiódł tym własnej wirtuozerii, bo cała operacja nie zabrała mu wiele więcej czasu, niż zajęłoby to komuś z łączem bezpośrednim.

W pędzie do podejmowania coraz ambitniejszych wyzwań Robert próbował też opanować sztukę posługiwania się suwakiem logarytmicznym, jednak z tak archaicznym narzędziem nawet on niewiele był w stanie osiągnąć. A przecież kiedyś podobno niczego lepszego ludzie nie mieli. Nieraz ogarniało Annę zdumienie, jak mądrzy musieli być ich dalecy przodkowie, że radzili sobie mając zaledwie takie prymitywne przyrządy do pomocy, i że w dodatku potrafili osiągnąć to w ciągu życia, które było zatrważająco krótkie w porównaniu do współczesnych.

– Łącznie prawie trzydzieści miesięcy osobistego czasu – powiedział Robert, nie odrywając wzroku od ekranu. – Z czego ty będziesz mieć ładnych dwadzieścia parę na tej swojej wymarzonej planecie.

Sposób, w jaki to powiedział, pokazywał, że nie do końca rozumiał, co ją ciągnęło do tamtego miejsca.

– Myślę, że to sporo – dodał.

Komputer wyszukał dla obojga takie trasy podróży, aby i dla niej, i dla niego upłynęło niemal dokładnie tyle samo czasu, zanim ponownie się spotkają. Podróż międzygwiezdna zwykle nie trwała długo dla samego pasażera, ale na planecie, z której wystartował, mijało w międzyczasie wiele lat. Tylko dzięki temu, że oboje mieli podróżować, możliwa była synchronizacja.

– Idealnie! – stwierdziła Anna, w podekscytowaniu unosząc się trochę na fotelu i składając razem dłonie.

– Jesteś pewna? – Robert spojrzał na nią podejrzliwie. – Wiem, że chcesz się oderwać od tutejszego mętliku, ale to przecież kawał czasu. Zanudzisz się na śmierć już po tygodniu. Tam nic się nie dzieje!

– Zdziwiłbyś się, kochanie. Zresztą dobrze wiesz, że na to, co miałabym tam robić, trzeba poświęcić mnóstwo czasu. To poważne badania. A z nudą sobie poradzę, o to się nie martw. – Puściła do niego oko. – Ba, będę mieć w końcu okazję, żeby nadrobić zaległe lektury!

Powiedziała to żartobliwie, ale w tej samej chwili uświadomiła sobie, że pewnie rzeczywiście tak będzie – może nawet zreplikuje sobie na miejscu papierową książkę i w ciszy oceanicznej stacji będzie leniwie przewracać strony. Tak tradycyjnie, tak przyjemnie. Nutę rozmarzenia zepsuło jednak nagłe ukłucie niepokoju, kiedy uświadomiła sobie, że nie wiedziała, czy na tamtejszej stacji mają replikatory. To ważne, trzeba natychmiast sprawdzić – pomyślała.

Dalszy oceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz