Część IV: Kwitnące wnętrze, Rozdział 1

35 5 6
                                    

– Płyń, proszę, cały czas w tej odległości od dna – powiedziała Rebeka nie odrywając oczu od wyświetlacza, na którym śledziła fragment szybko przesuwającego się terenu. – Dam znać, kiedy zatrzymać.

Anna w podobnym skupieniu wpatrywała się w ekran nawigacyjny, wypełniony pomarańczowymi konturami, i pilnowała delikatnymi ruchami sterów, żeby łódź utrzymała odpowiedni dystans od skał. Nie było to bardzo ryzykowne – wiedziała, że gdyby zbliżyła się do czegoś na tyle, że wyświetliłoby się na czerwono, zainterweniowałby automat. Starała się jednak, żeby wszystko przebiegło płynnie, a to wymagało wprawnego nadzoru.

Rebeka miała na swojej Płotce specjalistyczny sonar, który pokazywał tylko niewielki wycinek dna, za to w drobnych szczegółach. Za jego pomocą mogła wypatrywać interesujących okazów nawet z szybko płynącej łodzi, jednak warto było mieć wtedy kogoś drugiego za sterami. Chętnie korzystała więc z pomocy koleżanki, która chciała wraz z nią odwiedzić najsłynniejsze rafy.

Życie na tutejszym dnie było zaskakująco obfite, biorąc pod uwagę, że skazane było na wieczną ciemność. Na Warunie nie było płycizn – tam, gdzie docierało światło, nie było podłoża, i odwrotnie. Gatunki żyjące blisko powierzchni bardzo różniły się od tych z głębin, ale wszystkie ze sobą współpracowały w skomplikowanym cyklu. Rebeka badała głównie te żyjące w mroku i porastające dno przedziwnymi strukturami – tymi samymi, które zachwyciły Annę jeszcze na Bes, kiedy oglądała je na dawniejszych nagraniach.

– Stop! – powiedziała egzobiolożka. – Dzięki, przejmuję kontrolę – dodała, kiedy Płotka zawisła bez ruchu. Zaczęła opuszczać łódź bliżej dna, jednocześnie używając napędu korekcyjnego, żeby cofnąć się w stronę tego, co chwilę wcześniej zobaczyła na ekranie. Kiedy były już blisko, włączyła zewnętrzne reflektory i użyła wysięgnika z kamerą.

Anna, oddawszy stery, mogła już swobodnie obserwować wszystko, co ją interesowało. Rozpięła pasy i uniosła się w stronę okna, żeby spojrzeć na zewnątrz.

Z dna wyrastały szare bloki i kolumny, na pierwszy rzut oka przypominające skały o nietypowych kształtach. Już z daleka widać było, że miały porowatą powierzchnię, ale dopiero kiedy łódź zatrzymała się tuż przy nich, dało się dostrzec, że pokrywały je na wpół regularne wzory, kojarzące się z czymś żywym. Miały one też kolory, ale tak blade, że trudno było mieć pewność, czy to coś więcej niż sugestia.

Była przygotowana na to, że widok nie będzie spektakularny. Główną wartość miało dla niej to, że mogła oglądać rafę na własne oczy, niemal na wyciągnięcie ręki. Zatrzymała się przy oknie na dłuższą chwilę, w prezencie dla tej Anny z przeszłości, która już dawno temu marzyła o tym przeżyciu. Potem usiadła z powrotem i przeniosła wzrok na widok z kamer, którymi operowała Rebeka.

Poprawione przez komputer obrazy, na których najdrobniejsze szczegóły były wyraźne, a kolory intensywne, dużo bardziej przypominały to, co można było znać z najsłynniejszych nagrań. Dawniej Anna uznałaby to za oszustwo, bo to co mogła zobaczyć w rzeczywistości było zaledwie bladą imitacją tego, co obiecywały kamery. Jednak od kiedy dowiedziała się, jak postrzegały świat hilmaki, jej opinia zaczęła się komplikować, bo uświadomiła sobie mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, jak bardzo subiektywny mógł być autentyzm. To, co dla niej wydawało się przekłamaniem, dla obcego oka mogło być zwyczajnym widokiem, i tak samo w drugą stronę. Dlatego coraz bardziej oswajała się z myślą, że przetworzony obraz mógł być nie mniej prawdziwy, niż to co widziała własnymi oczami.

Z tej perspektywy łatwiej było zaakceptować, że prezentowane kolory mogły nawet nie mieć nic wspólnego z widzianymi przez człowieka. Ważniejsze było, że odzwierciedlały coś, co istniało naprawdę, nawet jeśli można to było zobaczyć tylko za pomocą wyszukanych metod. Rafa, nad którą się zatrzymały, miała zaś szczególnie dużo do ujawnienia.

Dalszy oceanTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon