Część III: Słowa i znaczenia, Rozdział 4

14 4 0
                                    

– Za pięć godzin w tym samym miejscu – powiedział Kuba przez radio. – Jak nie zdążysz, będziesz musiała wracać sama.

– Dobrze, jak się uda. Nie obiecuję – odparła Anna. Wyczepiła Płotkę, która oddzieliwszy się od podwozia Orkana, zaczęła opadać jak kamień. – Do zobaczenia! – dodała, kiedy oddaliła się od transportowca na tyle, żeby bezpiecznie włączyć swój napęd. Ruszyła w stronę miejsca, gdzie miała spotkać się z Gieniem.

Rozpędziła Płotkę blisko maksymalnej prędkości. Miała do przepłynięcia jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, bo nie chcieli ryzykować użycia superkawitacji zbyt blisko hilmaków.

Tym razem, mając już własne doświadczenie, wiedziała na co się przygotować. Spakowała sobie lepszy prowiant, a także poduszkę. Gotowa była na to, że wycieczka z Gieniem potrwa zbyt długo, żeby mogła zabrać się z wracającym z dalekiego rejsu Orkanem, a to mogło oznaczać, że dotrze z powrotem na stację nie wcześniej, niż nazajutrz.

Rozbawiła ją myśl, że to już kolejny raz w ostatnich tygodniach, kiedy wybierała się patrzeć w gwiazdy z nieznajomym, choć nie miało to nic wspólnego z tym, jak wcześniej zwykła postrzegać taką okoliczność. Jednak zaraz potem doszła do wniosku, że źle to sobie wyobraziła, bo niesłusznie pomyślała o hilmaku jak o mężczyźnie – być może zasugerowawszy się jego przydomkiem. Było to przecież określenie nadane przez ludzi wyłącznie na własny użytek, a prawdziwe imię Gienia nie miało rodzaju, bo w języku himaków nie było niczego takiego i niemal na pewno nie miały płci w takim sensie, jak ludzie.

Doszła do wniosku, że kiedy myślała o hilmaku używając męskiego imienia, mogła nieumyślnie wpływać na to, jak z nim rozmawiała i jak odbierała jego zachowania. Nie mogła być pewna, czy nie stosuje jakichś nieuświadomionych stereotypów, nawet jeśli starała się tego uniknąć. Dlatego postanowiła zrobić eksperyment i nadać Gieniowi żeński przydomek, którego mogłaby używać zamiennie.

Szukając pomysłu, popatrzyła na zapis jego właściwego imienia – miała go przed sobą, bo wchodził w skład pozdrowienia, które planowała zaraz wygłosić. Jednak nie spodobała jej się żadna z opcji, jakie przychodziły jej do głowy kiedy wpatrywała się w ciągi liter i cyfr. Postanowiła nawiązać raczej do warstwy dźwiękowej i wymyśliła imię Solla.

Płotka automatycznie zwolniła, kiedy czujniki pokazały, że nowo nazwana hilmaczka była już blisko. Anna chwyciła za stery i dopilnowała, żeby podpłynąć jeszcze na tyle, żeby mogły dobrze się słyszeć, a potem zatrzymała łódź.

– Cześć, Sollo! Jak się masz? – powiedziała radośnie w stronę ekranu i wysłała przygotowane słowa na głośniki.

Prawie pół godziny zeszło im na samą wymianę pozdrowień, a potem trzeba było jeszcze uzgodnić dalsze działania. Okazało się to jednak prostą sprawą, bo hilmaczka stwierdziła tylko, że pora się wynurzyć i zaczęła to właśnie robić. Anna włączyła napęd i zaczęła krążyć wokół niej, pod lekkim kątem w górę, tak żeby dotrzymać tempa towarzyszce.

Im bardziej zbliżały się do powierzchni, tym bardziej Solla zwiększała swoje rozmiary, jak stopniowo pęczniejący balon. Sprawiało to przy okazji, że jej kształt wydawał się jeszcze bardziej obły, niż zwykle, niemal kulisty. Anna jeszcze nigdy nie widziała, żeby posunęło się to tak daleko, i obserwowała to z zafascynowanym uśmiechem.

Nieuniknione było, że znajdą się na głębokości, powyżej której Valter kazał nie pływać. Anna rozmawiała o tym wcześniej z Kubą, z góry szukając dla siebie usprawiedliwienia. Argumentowała, że poruszając się w pobliżu hilmaka, albo wręcz jego śladem, płynęłaby przez wodę opustoszoną przez jego obecność, co powinno być bezpieczne. W odpowiedzi usłyszała tylko, że nie powinna się tym w ogóle przejmować. Ale nawet mimo tego poczuła lekki niepokój, przekraczając tę umowną barierę. Miała dziwne wrażenie, jakby potrzebowała obejrzeć się i sprawdzić, czy ktoś jej nie obserwuje. Zdawała sobie jednak sprawę z absurdalności tej myśli.

Dalszy oceanOù les histoires vivent. Découvrez maintenant