Część II: Turbulencje, Rozdział 4

14 4 0
                                    

Poza wydawaniem instrukcji Valter niewiele się odzywał, co Anna brała za dobrą monetę, bo to przynajmniej pomagało uniknąć kolejnych niezręcznych sytuacji. Tym razem nakazał jej sterować ręcznie już niedługo po odpłynięciu od stacji, zanim nawet dopłynęli nad północne pasmo gór.

Ze świeżymi siłami i umiejętnościami doszlifowanymi w symulacjach zaczęła płynąć jak po sznurku w kierunkach, które wskazywał. Jeśli był zaskoczony, nie okazywał tego – nie usłyszała żadnej pochwały, ani innej uwagi. Po jakimś czasie nakazał jej płynąć bliżej powierzchni i z większą prędkością. Wiązało się to z częstszymi i mocniejszymi turbulencjami, ale dawała sobie z nimi radę całkiem dobrze, sprawnie wyciszając co gwałtowniejsze wahania, a mniejszym nie pozwalając nadmiernie się skumulować.

Nagle Płotką mocno zarzuciło, jak gdyby uderzył ją szczególnie mocny prąd, dziób poszedł mocno na lewo i w górę. Anna natychmiast zareagowała, ale trudno było to opanować, choć wychylała stery maksymalnie, musząc wkładać w to sporo siły.

– Równaj, jeszcze! Tak, tak, z wodą trzeba walczyć, to jest żywioł! – komentował Valter. Kątem oka widziała, że trzymał swój ster w rękach, zapewne asekuracyjnie, ale miała niepokojące wrażenie, że to on sam przyczynił się do tego, co się stało. Mogła podejrzewać, że chciał ją w ten sposób sprawdzić, choć nie miała na to dowodu. Opanowawszy sytuację, co kosztowało ją sporo trudu, zaczęła zwracać większą uwagę na to, co robił instruktor. Gwałtowne zdarzenia już nie powtórzyły się, a Valter po chwili zsunął dłonie ze steru, jakby w uznaniu, że łódź była w dobrych rękach, choć nie powiedział nic na ten temat.

Kilkakrotnie kazał zmniejszać odległość od powierzchni, aż wspięli się tak wysoko, że po raz pierwszy zaczęła dostrzegać coś za oknami. Czerwona poświata majaczyła i falowała wokół nich a na jej tle czasem przemykały jakieś drobiny, nie wiadomo czego.

– Wystarczy, wyżej już nie wolno płynąć Płotką – powiedział Valter. – Ale też nigdy nie będziesz potrzebowała, to nie twoja specjalizacja, prawda?

To był pierwszy raz tego dnia, kiedy powiedział coś, co nie miało związku ze szkoleniem.

– Dlaczego nie można wyżej? – zdziwiła się. Nie przypominała sobie wzmianki o tym z instrukcji.

– Tu, gdzie już dociera trochę światła, zaczyna się strefa, gdzie jest więcej flory i fauny. Raczej niezbyt duże, ale liczne – wyjaśnił, jak zwykle zaczynając od tego, co już sama dobrze wiedziała. – A że Płotki pływają szybko, to zdarzają się różne incydenty. Potem trzeba wszystko czyścić i słuchać marudzenia egzobiologów. – Zaśmiał się krótko, ale Anna nie zawtórowała. – Więc przyjęliśmy zasadę, że tu nimi nie pływamy. Poza tym, gdybyś mimo to popłynęła jeszcze wyżej, w końcu zawróci cię alarm o promieniowaniu, o tutaj. – Stuknął palcem na skraju kokpitu. – Płotki nie są wzmacniane przeciwpromiennie, więc pływanie na powierzchni tu dla nas nie istnieje, nieważne co jest w podręczniku.

– Rozumiem – skwitowała. Popatrzyła raz jeszcze na majaczące za oknami drobiny. Być może niektóre z nich były żywe, ale przeważnie były to raczej resztki różnych stworzeń, powoli opadające ku głębinom, gdzie mogły posilić ten drugi, znacznie ciekawszy ekosystem Waruny, który nie znał słońca, a ogrzewał się od ciepła bijącego z wnętrza planety. Serce zaczęło jej bić mocniej na samą myśl, że niedługo będzie mogła sama popłynąć we wszystkie te miejsca.

– No dobra, teraz zejdziemy na sam dół – powiedział instruktor, jakby czytając jej w myślach. – Pochyl mocno i pilnuj prędkości, trzeba będzie ująć ciągu, przynajmniej na razie. Tak, dobrze. Możesz jeszcze trochę. I patrz również na odległość od dna. Jak będzie około kilometra, zacznij powoli wyrównywać.

Dalszy oceanWhere stories live. Discover now