Część II: Turbulencje, Rozdział 3

16 4 2
                                    

Zamiast wrócić do siebie, pojechała prosto do ambulatorium, gdzie, podobnie jak poprzednim razem, siedziała samotnie Xin.

– Wróciły dolegliwości? – zapytała lekarka od razu po powitaniu.

– Nie, te są zupełnie nowe. Potrzebuję czegoś na uspokojenie. Albo... Może od razu na sen? Nie wiem... – Anna głośno odetchnęła i usiadła na wskazanym jej miejscu. – Chyba nie tego rodzaju pomocy potrzebuję, ale jeszcze nikogo tu nie znam, nie wiem gdzie iść.

– Co się stało?!

– Miałam lekcję na Płotce, z kierownikiem. Myślałam, że nawet dobrze mi idzie, byłam przygotowana, ale... Nie wiem, czy to na mnie się tak zawziął, czy od wszystkich ma takie wymagania, bardzo to było męczące, przede wszystkim psychicznie. A do tego, nie wiem, nie rozumiem, czemu nagle zaczął komentować coś o mojej urodzie, czy próbował ze mną flirtować? Czy tu są jakieś zwyczaje, o których powinnam wiedzieć?

– Ach – skwitowała Xin, jednocześnie wystukując coś na medycznym syntezatorze. – Rozumiem, pierwsze starcie. On jest z Sysji, tam mają bardzo... specyficzne podejście do kobiet. Co prawda wie, że tu nie może sobie pozwolić na to samo co u siebie, ale widocznie postanowił wybadać grunt, jak zobaczył kogoś nowego. Z drugiej strony, czasem nawet nie zauważa, że coś co mu się wydaje normalne, nie jest takie dla innych. Chcesz złożyć skargę?

Anna namyśliła się.

– Nie, jeszcze nie.

Potrzebowała więcej czasu, żeby ułożyć to sobie w głowie. Była przy tym wdzięczna, że Xin nie nazwała zachowania Valtera konserwatywnym, czy tradycjonalistycznym – z racji zainteresowań Anna określała tak nieraz sama siebie, ale na Bes nigdy nie oznaczało to tego, co najwyraźniej było wciąż normalne na Sysji.

Lekarka podała jej kubek ze świeżo przygotowanym napojem.

– To złagodzi objawy stresu – wyjaśniła. – Ale problem rzeczywiście nie jest medyczny. Osobiście zalecałabym po prostu unikać czynników ryzyka, czyli, powiedzmy wprost, Valtera. Ale jak się domyślam, będziesz potrzebowała dokończyć te lekcje.

– Raczej tak – westchnęła Anna, wziąwszy kilka łyków. Specyfik smakował ziołowo i kojarzył się z zabawami wśród przyrody na Bes. Natychmiast zrobiło jej się trochę lżej na duchu. – Mój program w założeniu wymaga dużo pracy w terenie, a powiedział, że bez tego mnie nie puści. Więc trudno, muszę przebrnąć przez szkolenie. Mam nadzieję, że szybko będzie po sprawie.

– Jakie będziesz robić badania? – zainteresowała się Xin, przysiadając naprzeciw. – Nie musisz mówić, ale powinnaś tu jeszcze zostać przez chwilę, a ja z chęcią bym posłuchała...

– Bardzo chętnie opowiem! Chciałam dowiedzieć się więcej o kulturze hilmaków, takiej zwykłej codziennej. Czy mają jakieś zwyczaje odziedziczone po dawniejszych czasach. Jakie mają rozrywki. Wydaje mi się, że wszystkie kontakty dotąd były takie... zbyt rzeczowe. Jakby ciekawiło nas tylko, co rozumieją, co chcą nam pokazać i czy możemy z nimi współpracować. A ja chciałabym więcej poznać z tego, jak właściwie żyją. Zobaczyć jakieś błahe szczegóły, których nawet nie uważają za coś, o czym warto mówić. Nigdzie dotąd nie znalazłam takich obserwacji.

– To musi być trudne, rozszyfrowywać tak obce myśli.

– Niektórzy twierdzą, że wręcz niemożliwe. Ale ja im nie wierzę – Anna uśmiechnęła się, przypominając sobie dyskusje z uczelni.

Jeszcze nie było wiadomo, na ile biegłość w memetyce okaże się skuteczna w rozwikływaniu tajemnic kultury hilmaków, ale dzięki tej specjalizacji miała też wprawę w rozpoznawaniu ludzkich schematów myślowych. Rozpowszechniony pogląd, że myśli hilmaków były zbyt obce, żeby można było je w pełni zrozumieć, kojarzył jej się ze znanym fenomenem. Czasem fałszywe idee otaczały się pozorem niezgłębialnej tajemniczości, bo to pomagało sabotować poszukiwania lepszych wyjaśnień na ich miejsce. Anna była gotowa to kwestionować i to nawet nie był jej prywatny pogląd, tylko obiegowe przekonanie koleżanek i kolegów z katedry, którą miała samotnie reprezentować na Warunie.

Dalszy oceanKde žijí příběhy. Začni objevovat