Część I: W stronę oceanu, Rozdział 3

49 6 2
                                    

– Nieduża ta planeta – skomentował Alek, kiedy przez wielkie, dopiero chwilę wcześniej odsłonięte okno widokowego tarasu zobaczyli w dole zielono-bury sierp Benten, przy której mieli się zatrzymać.

Dla Anny nie było to wcale tak oczywiste. Co prawda skrawek tarczy rzeczywiście wydawał się w tym momencie niewielki, ale rósł w oczach – bardzo szybko, choć statek, jak się chwilę wcześniej dowiedziała, niemal kończył już hamowanie. Wszystko wskazywało na to, że niedługo planeta wypełni całe pole widzenia.

Nawigator, nawet jeśli początkujący, najwyraźniej miał na tyle obycia w lotach, by z tego widoku móc wnioskować o wielkości globu, do którego się zbliżali. Może poznawał to właśnie po tym, jak szybko tarcza się powiększała? Anna nie zastanawiała się nad tym za długo, bo bezustannie przyciągały jej uwagę inne rzeczy – przyglądała się coraz liczniej pojawiającym się na tarasie współpasażerom.

Kiedy przelot miał się już ku końcowi i członkowie załogi zaczęli jeden po drugim wychodzić z wirtualnego świata niczym z głębokiego snu, spodziewała się, że Alek też będzie musiał zająć się jakąś robotą. Jednak on, odprowadziwszy ją do przedziału, zniknął zaledwie na kilka minut, po czym pojawił się z powrotem pod jej drzwiami, namawiając na kolejną przechadzkę – tym razem na taras widokowy, który przy mniejszej prędkości mógł już zostać otwarty. Nie trzeba było Annie więcej dowodów na to, że trudno o pracę lepszą niż ta, którą miał jej nowy znajomy – skoro przy wszystkich pozostałych zaletach swojego zawodu mógł jeszcze przez większość czasu robić, co chciał.

Przyjęła zaproszenie, nie zważając nawet specjalnie na to, że wspólnym spoglądaniu w rozgwieżdżoną przestrzeń mógł kryć się pewien romantyzm. Mogła udawać, że w kulturze Bes nie istniało takie skojarzenie, bo Alek niewiele wiedział o jej planecie. Jednak okazało się to zbyteczne, bo choć z początku stali tylko we dwoje pod wielkim oknem, to już po chwili zaczęli pojawiać się tam kolejni pasażerowie, którzy przygotowując się już do opuszczenia statku też zapragnęli przy okazji rzucić okiem na zewnątrz.

Poza zbliżającą się planetą nie był to szczególnie pasjonujący widok – gwiazdy wyglądały tak samo, jak zawsze. Anna nawet nie byłaby w stanie wyłapać subtelnych różnic w ich ułożeniu w porównaniu do nieba widzianego z rodzinnej Bes. Za to podróżni byli prawdziwą kopalnią drobnych szczegółów, których odczytywaniem lubiła się bawić – a teraz miała ku temu znakomitą okazję. Nie przeszkadzało jej nawet to, że taras był stosunkowo słabo oświetlony, bo wzrok szybko się przyzwyczaił.

Wśród pasażerów było kilku, którzy wyglądali dla Anny zupełnie zwyczajnie. Nie ulegało wątpliwości, że również pochodzili z Bes – po znajomych elementach ubiorów była w stanie nawet domyślić się, kto z jakiego rejonu. Zaś fascynacja, jaką mieli wymalowaną na twarzach, kiedy patrzyli na rosnący za pancernym szkłem rogalik innej planety, podpowiadała, że dla nich również mógł to być pierwszy w życiu lot międzygwiezdny.

Bardziej jednak ciekawili Annę pozostali zgromadzeni na tarasie. Ubrani jak na jej gust dziwacznie, z nietypowymi rysami twarzy czy modyfikacjami ciała – ci pewnie mieli za sobą już więcej przystanków. Niektórzy byli obwieszeni wielką ilością rzucających się w oczy dodatków. Być może była to tylko specyficzna biżuteria, lecz mogły też kryć się w tych drobnych obiektach przydatne urządzenia. Przypomniało jej się, co kiedyś czytała o podróżowaniu na szczególnie odległe planety, których mieszkańcy mogli czasem nie respektować nawet takich najpowszechniejszych umów, jak uznawanie wspólnych walut. Dla kogoś podróżującego po tak dzikich rejonach nieodzownym byłoby posiadanie pewnej ilości bardziej uniwersalnych dóbr, którymi w razie potrzeby mógłby handlować, czy też różnorakich narzędzi, które pomogłyby przetrwać nawet w mało przychylnych warunkach.

Dalszy oceanWhere stories live. Discover now