Część 4 / 2

1.5K 62 253
                                    

(Dzień imprezy)

Gdy wstałam rano jeszcze dawno nie czułam się tak źle, szumiało mi w głowię jakbym conajmniej przechlała pół nocy, miałam katar a dodatkowo całe zapuchnięte oczy. Wyglądałam jakbym płakała non stop przez tydzień. Co oczywiście mijało się z prawdą. Natomiast ociężale wstałam z łóżka kodując godzinę szóstą dwanaście, ogarnęłam włosy w niechlujną kitkę i poszłam do szafy szukając czegoś co spełni moje kryteria. Dziś padło na czerwoną koszulę z dekoltem i czarne szerokie spodnie. Ubrałam czarne wysokie buty i malując usta na czerwono wyszłam z domu, oczy dalej miałam opuchnięte i prawdopodobnie dopadła mnie alergia.

Wsiadłam do auta całkowicie skupiając się na tym aby nie zasnąć za kółkiem, było to wręcz a wykonalne. Natomiast gdy tylko weszłam do pracy poszłam po dwie czarne kawy, piłam je już przy automacie prawie dostając oparzeń. W pewnym momencie usłyszałam za sobą głos.

- Miałam rację. - przez blondynkę o mało nie dostałam zawału.

- Kobieto, nie strasz mnie więcej. - chwyciłam się teatralnie za serce przypominając sobie o czymś. - Właśnie, wolałabyś być skremowana czy pochowana?

- A to dlaczego?

- Czemu podałaś mu mój numer? - spytałam unosząc brew w górę, nie byłam zła o to, nawet wczoraj.

- Powiedział że ma jakieś twoje papiery i potrzebuje się z tobą skontaktować pilnie. - wzdrygnęła ramionami przysuwając się bliżej. - A wieść o tym że to właśnie on chce do ciebie numer skłoniła mnie do tego żeby mu go podać. - napiła się kawy przy czym ja się prawie swoją udusiłam. Blondynka uśmiechnęła się patrząc za moje plecy, wiedziałam że właśnie tam idzie. - Powiedzieć ci sekret?

- Chyba nie chce wiedzieć.

- Nie uwierzyłam mu w te jego ,,pilne papiery''. Każdy w firmie wie że się mu podobasz. - teraz to moja kopara opadła niżej niż ostatnio.

- Wy wszyscy powariowaliście. - dziewczyna spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem poprawiając swoje pofalowane długie włosy po czym obeszła mnie stukając butami i poszła w swoją stronę. Sprawnie i ja poszłam w swoją stronę. Weszłam do biura zamykając drzwi i udałam się do biurka. Przypomniałam sobie w między czasie o sms od klienta o tym że się spóźni na spotkanie także mam się nie martwić. Jakbym to robiła. Lekko się denerwowałam dzisiejszym dniem, bo nie miałam ochoty konfrontować Mateusza z Michałem a przynajmniej miałam szczerą nadzieję że nie będę musiała gdyż Michał do mnie nie podejdzie. Jakaś ty kurwa głupia.

Zajęłam się tym co do mnie należało, musiałam poprzekładać spotkania ze względu na pierwszego spóźnionego delikwenta. Poszłam jeszcze w tym czasie do łazienki zauważając że już nie jestem aż taka opuchnięta, natomiast głowa mnie bolała dalej. Zignorowałam to udając się z powrotem do biura. Dzisiaj pogoda nas nie dopieszczała. Lało jak z cebra a moje całe okna były pokryte kropelkami wody, dalej jednak widziałam ładną ulicę stolicy.

Co prawda zachmurzoną i brudną ale dalej miało to swój urok. Latarnia, śmietnik, mural na jednej z kamienic i restauracja tworzyły idealną kompozycję wraz z parkingiem dla aut. A żeby tego było mało przez zachmurzone niebo przebijało się słońce tworząc na niebie tęcze. Ten dzień nie był taki zły. Zaczęłam powoli wychodzić na prostą i funkcjonować normalnie. Tak jak powinnam.

Bez niego.

Cieszyłam się nie zmiennie kiedy spotkanie z pierwszym klientem poszło szybciej niż zamierzałam. Miałam pół godziny luzu. Wypisałam oświadczenie do sądu o przerwę w karze po czym postanowiłam iść do Mateusza zapytać go o imprezę. W moim stylu oczywiście. Wstałam z krzesła idąc dziarskim krokiem pod jego gabinet, gdy otworzyłam drzwi on znów siedział w tym cholernym krześle ustawiony profilem do ekranu komputera. Trzymał sporych rozmiarów dłoń na myszce a drugą dłonią z cholernie ciekawym tatuażem pisał coś w notatniku. Miał na sobie moją ulubioną koszulę. Znaczy jego ulubioną koszulę, jego. Tak właśnie o to mi chodziło.

Mata||Daj sobie spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz