15

1.2K 41 0
                                    

Obudziło mnie trzaskanie drzwiami gdzieś na korytarzu i odgłosy chaotycznej rozmowy. Przetarłam oczy i ewidentnie zbyt gwałtownie wstałam z łóżka, gdyż przed oczami zrobiło mi się ciemno, a otoczenie zawirowało.

Wsunęłam na nogi skarpetki i ruszyłam w stronę drzwi, uprzednio zerkając na twardo śpiącego Michała. Uśmiechnęłam się pod nosem na tą myśl i ruszyłam schodami na dół. Panował tam chaos. Wszyscy latali i w pędzie się ubierali do wyjścia.

- Dobrze, że już wstałaś Pola. Jedziemy do szpitala.- złapała mnie za ramiona pani Arletta, zwracając na siebie, moją całą uwagę. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czemu tak bardzo się spieszą do szpitala i w mojej głowie pojawiała się najgorsza myśl.

- Czemu?- wydusiłam z siebie, gdy rodzice Michała wraz z rodzicami Lenki i nią, byli już przy wyjściu z domu.

- Tata umiera, nie na dużo czasu Pola. Przekażesz Michałowi?- wytłumaczył pan Marcin, głaszcząc mnie po ramieniu. Przytaknęłam i w osłupieniu zostałam sama pośrodku korytarza.

Zastanawiałam się jak mam niby to powiedzieć Michałowi. Nie jestem dobra w pocieszaniu, ani żadnej z tych rzeczy. Poza tym ta informacja wstrząsnęła mnie równie mocno, co członków rodziny. Doskonale wiedziałam co mógł czuć Michał. Sama pożegnałam się z dziadkiem rok temu. Nikt o tym nie wiedział, bo to raczej nie było coś o czym chciałabym rozmawiać. Tak, jak o paru innych rzeczach mających miejsce w Gdańsku, które zostawiły ślad na mojej psychice.

- Czemu wszyscy tak hałasują?- usłyszałam zachrypnięty głos Matczaka. Odwróciłam się powoli, zauważając jego zbliżającą się do mnie sylwetkę. Moje dłonie zaczęły się pocić i momentalnie zalała mnie fala gorąca.- Jesteśmy sami?

Nie potrafiłam nic powiedzieć. Czułam, że gdy powiem Michałowi o tym co właśnie się działo z jego dziadkiem, to ja będę wymierzała mu ból. Chciałabym żeby ktoś inny zrobił to za mnie.

- Pola... Co się dzieje?- zapytał, podchodząc bliżej. Uważnie mnie obserwował, w jego oczach widać było niepokój. Odwróciłam wzrok na ścianę obok, bojąc się wszystkiego co jeszcze musi się stać.- Pola, powiedz o co chodzi? Gdzie są wszyscy? Coś się dzieje z dziadkiem?

Potok pytań wypływał z jego ust, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć na ani jedno z nich.

- Pola do kurwy nędzy! Co się dzieje?! Powiedz mi..- wykrzyczał, a ostatnie zdanie wyszeptał, próbując zatrzymać łamiący mu się głos. Spojrzałam na niego pierwszy raz, odkąd odwróciła wzrok i widziałam, cisnące mu się do oczy łzy oraz ból jaki malował mu się na twarzy.

- Michał, twój...- przerwał mi dźwięk stacjonarnego telefonu, dochodzący z kuchni. Kiwnęłam głową w tamtą stronę i udałam się za brunetem, który podniósł słuchawkę przykładając ją do ucha.

Matczak się nie odzywał i wydawało mi się, że przestał kontaktować ze światem. Urządzenie wypadło mu z dłoni, robiąc hałas. On sam zsunął się po krawędzi szafki, na której stał telefon. Jego szczęka zaciśnięta, a usta złożone w cienką linię. Panowała najgłośniejsza cisza, jaką słyszałam, która po chwili została zakłócona cichym szlochem Matczaka. Pierwszy raz od bardzo dawna zobaczyłam, jak bardzo się przede mną otworzył i zrozumiałam, jak dużo cierpienia ma w sobie. Sama nie powstrzymałam łez ciągnących mi się do oczu, które zaczęły spływać po moich policzkach zostawiajac mokre ślady. Wspomnienia z przed roku, świadomość o śmierci dziadka Michała i widok jego cierpienia, sprawiały że byłam bliska histerii. Jednak otrząsnęłam się, bo to nie ja byłam w tej sytuacji bezsilna.

Przykucnęłam przy brunecie, zastanawiając się czy powinnam coś zrobić. Zanim zdążyłam go przytulić, on sam oparł głowę na moich piersiach. Objęłam go, opierając brodę na jego czole. Uspokajająco głaskałam jego ramie i plecy, podczas gdy on wypłakiwał się za wszystkie razy, kiedy tego nie robił. Dał upust wszystkim swoim emocjom, które przez długi czas się w nim kumulowały.

- Jak to możliwe?- wychrypiał, po dłuższej chwili ciszy. Nie podnosił głowy, ani wzroku, który przez cały czas hardo wpatrywał się w jeden punkt na podłodze. Przeniosłam na niego swoje spojrzenie, które również było utkwione gdzieś indziej, ale nie jestem w stanie spamiętać gdzie.- Nienawidzę tego wszystkiego!- krzyknął, podnosząc się z podłogi, również wstałam podtrzymując się blatu. Brunet złapał za szklankę na kuchennej wyspie i cisnął nią przed siebie, gdzie rozbiła się o ścianę. Wzdrygnęłam się na ten czyn, jednak on tego nie zauważył, bo powtórzył czynność, wyrzucając z siebie cały smutek i złość.- Wolałbym żeby to mi się to przytrafiło, nie jemu. Nie zasłużył na to wszystko. Czuł się okropnie, a i tak..

- Michał.- próbowałam go powstrzymać od rzucania wszystkim co miał pod ręką, jednak on mnie nie słuchał w tamtej chwili. Przestał mówić i uderzył pięścią w blat. Z jego knykci zaczęła lecieć krew. Powtórzył to samo, raniąc sobie dłoń, kawałkami szkła, które leżały na blacie. Czułam się okropnie, słuchając tego co mówił Michał. Sugerował właśnie, że to on powinien umrzeć.- Przestań!!

Krzyknęłam na tyle głośno, że zabolało mnie gardło. Ruszyłam z miejsca. Podeszłam i przysunęłam go do siebie, zamykając w szczelnym uścisku, który po chwili ze zdwojoną siłą został przez niego odwzajemniony. Brunet wtulił twarz z zagięcie mojej szyi, przez co przy każdym przez niego oddechu, przechodziły mnie dreszcze.

- Przepraszam Pola, ja po prostu..- próbował coś powiedzieć, ale wiedziałam że w jego głowie panuje pustka.

- Wszystko w porządku. Wiem, jak się czujesz Michał.- wybełkotałam, zbierając w między czasie odłamki szkła z podłogi. Syknęłam, czując ukucie w serdecznym palcu. Podniosłam się z podłogi, podchodząc do zlewu, gdzie podłożyłam pod wodę rozcięcie.

- Gdzieś tu powinna być apteczka.- wymamrotał, przeszukując jedną z szafek. Po chwili podszedł do mnie z czerwoną saszetką, której zawartość, wyładowała na blacie. Brunet odnalazł w niej wodę utlenioną i małe plastry ze świnki peppy, które zapewne należały do Leny.- Daj.

- Boli..- wypuściłam powietrze, gdy Matczak polewał moją ranę środkiem odkażającym. Zwinnie nałożył mi na palca plaster, zostawiajac na nim krótki pocałunek. Pomogłam też mu z jego raną na dłoni. Po wszystkim sprzątnęliśmy kuchnie i udaliśmy się do sypialni, gdzie leżeliśmy obok siebie, wlepiając wzrok w sufit.

- Pola?

- Tak?- odwróciłam głowę w jego stronę, czekając na pytanie, która miało wypłynąć z jego ust. Brunet również się do mnie obrócił.

- Co miałaś na myśli, mówiąc że wiesz jak się czuję?- w końcu zapytał, a na jego twarzy pojawił się niepewny wyraz. Bał się, że może uznam te pytanie za nieodpowiednie.

- Mój dziadek zmarł rok temu. Też w październiku. Dlatego wiem co czujesz.- wytłumaczyłam, uprzednio biorąc głęboki oddech. Brunet kiwnął głową, spoglądając na mnie ze współczuciem. Poczułam jak nasze małe palce u rąk się stykają. Kierując się impulsem, który mi podpowiadał, że to dobry pomysł złapałam Matczaka za dłoń.

- Przykro mi.- to było jedyne co powiedział, i byłam mu niesamowicie wdzięczna. Nie chciałam o tym mówić, ani tłumaczyć się czemu nie mówiłam nic wcześniej, chociaż wiedziałam, że brunet się powstrzymuje przed zadaniem tego pytania.- Dziękuję ci, że teraz ze mną jesteś.

Moją odpowiedź zastapił mały uśmiech, który posłałam chłopakowi.

 PRESJA WYŻSZOŚCI || mataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz