20

1.2K 35 3
                                    

Siedziałam na łóżku, ubrana cała na czarno. Pogoda była dziś okropna i nie miałam ochoty wysuwać choćby czubka nosa spod pościeli. Jednak wiedziałam, że muszę się postarać. Michał niechętnie ubierał na siebie czarny sweter, głośno przy tym wzdychając. Wczoraj spędziliśmy przyjemny wieczór razem, a w nocy gdy ja smacznie spałam, Michał zapisywał kolejne kartki swojego notesu, mówiąc że skończył, ale ja byłam na tyle zaspana, że nie wiedziałam w tamtym momencie o co mu chodzi, jednak teraz musieliśmy powrócić do rzeczywistości.

- Nie mam już siły.- westchnął zrezygnowany Matczak, kiedy sweter, który zakładał utknął mu na głowie. Wypuściłam ciche parsknięcie i podeszłam do bruneta, pomagając mu z ubraniem, po czym ułożyłam mu jego roztrzepane włosy.- Dziękuję.- złapał mnie za policzki, wlepiając w moje usta całusa.

- Nie ma sprawy.- rzuciłam, przymykając oczy. Matczak przyciągnął mnie do siebie, łącząc naszą dwójkę w ciasnym uścisku.- Wszystko w porządku?

- Nie tak.- odparł, a na jego twarzy pojawił się grymas, mający przypominać uśmiech.- Będziesz siedała obok mnie?

- Nie widzę innej opcji.- przytaknęłam, odgarniając mu z czoła brązowy kosmyk.

Michał próbował grać twardego, jednak jego oczy zdradzały wszystko. Z dużej odległości można było zobaczyć smutek i żal, pomimo że na jego twarzy zazwyczaj widniał uśmiech lub zwyczajnie pogodny wyraz, po którym nikt by nie pomyślał, że brunet ma jakieś problemy.

Gdybym mogła zabrać od niego ciężar jaki w sobie nosił, to zrobiłabym to, bo Matczak na to zasługuje. Nie jest święty i ma swoje za uszami, jak każdy człowiek, jednak gdy widzę jak cierpi, mam wrażenie, że złamane serce to nie metafora.

- Powinnyśmy już iść.- szepnęłam, przerywając moment ciszy, spędzony na czułościach. Chłopak głośno wypuścił powietrze, zwiększajac między nami odległość. Chwyciłam jego rękę i razem udaliśmy się na dół, gdzie czekała już cała jego rodzina.

Z brunetem do kościoła pojechaliśmy z jego rodzicami. W samochodzie panowała głównie cisza, pomimo że pan Marcin wiele razy próbował zacząć jakąś rozmowę, to ta i tak się nie kleiła, przez nastrój panujący tego dnia.

Niedużo czasu upłynęło zanim dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do budynku, mijając moją rodzinę w jednej z ławek. Nigdzie za to nie zauważyłam naszych przyjaciół, którzy napisali mi że się zjawią.

Spojrzałam w końcu przed siebie i ten widok przywołał we mnie masę bolesnych wspomnień. Wszystko wyglądało podobnie, jak w dzień pogrzebu mojego dziadka. Trumna na środku kościoła, a wokół niej ludzie, którzy żegnali się ze zmarłym. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki.

- Chcesz podejść?- zapytałam, zerkając na poruszonego chłopaka, który wlepił w punkt przed sobą wzrok i nie był w stanie go oderwać. W końcu brunet skinął głową i powolnym krokiem ruszył do przodu.

Gdy on podszedł bliżej, ja zostałam z boku. Nienawidziłam pogrzebów. Z resztą kto nie. Nie potrafiłam się przełamać by dotknąć zmarłą osobę za wszelką cenę. Po chwili obok mnie znów stanął Matczak, a po jego policzku nie spływała ani jedna łza. Lekko się zdziwiłam, ale mimo to wiedziałam, że nie obejdzie się dziś od płaczu.

Bez słowa udaliśmy się do trzeciej od początku ławki i zajęliśmy w niej miejsca. Niedługo po tym dosiedli się do nas rodzice Matczaka, którzy wcześniej wymienili parę słów z moimi rodzicami.

Msza się zaczęła. I może nie uroniłabym pierwszej łzy, gdyby nie widok innych osób i fakt tego, że dokładnie wiedziałam co przeżywały.

W pewnym momencie poczułam uścisk na swojej dłoni. Uniosłam wzrok na Matczaka, który starł mi swoją drugą dłonią łzę spływającą po moim policzku, podczas gdy po jego nie spłynęła dziś ani jedna. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale byłam pewna, że nie udało mi się.

 PRESJA WYŻSZOŚCI || mataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz