❝𝒜𝓃𝒹 𝒽𝑒'𝓈 𝒹𝑒𝒻𝒾𝓃𝒾𝓉𝑒𝓁𝓎 𝓃𝑜𝓉 𝓎𝑜𝓊𝓇 𝓃𝑒𝓍𝓉 𝓉𝓇𝑜𝓅𝒽𝓎❞

91 10 16
                                    

Pomimo wyraźnego polecenia mafiozy (którego Taehyung i tak nie miał zamiaru słuchać), on dalej czekał. Słońce za niedługo miało wzejść, a mężczyzny jak nie było tak i nie ma.

Nastolatek złapał się kurczowo kołdry, którą trzymał między nogami, po czym westchnął przeciągle. Robił niby uspokajające wdechy i wydechy, lecz panika przejmowała kontrolę nad jego ciałem tak czy siak. Po policzkach płynęły łzy bezradności, ponieważ już któryś raz z rzędu, w przeciągu paru krótkich minut, poczuł mrowienie i coś na wzór pieczenia u koniuszków palców. Z całych sił wcisnął lśniące dłonie w okolice żeber, a ogromny ból rozszedł się po całym jego ciele. Zacisnął mocniej oczy, spod których tryskała nowa fala słonej cieczy. Ciszę w pokoju wypełniało jedynie szuranie ciała o łóżko oraz cichy szloch przerażonego siedemnastolatka.

Jakie było jego szczęście, gdy nagle w holu usłyszał piknięcie drzwi wejściowych, co oznaczało powrót Jeongguka. Gdyby miał wystarczająco sił, najpewniej wybiegłby na korytarz i przywitał starszego, lecz jedyne na co starczyło mu woli walki z własnym koszmarem, to podniesienie ramienia do góry i wydanie z siebie jęku, który miał zwabić dwudziestoośmio do sypialni. Jednak co dalej? Co Jeon niby miał zrobić, aby temu zapobiec? Czemu aż tak domagał się, żeby ten z nim był?

— Jeongguk — miałknął przeciągle, wijąc się na łóżku niczym wąż. Z niewiadomych mu przyczyn potrzebował go, a raczej nie on tylko jego organizm. Nie wiedział dlaczego, ale był pewny, iż jeżeli ten zjawi się obok wszystko co złe, ten ból, cierpienie i strach wyparują niczym dym. Jednakże, oczy Taehyunga otworzyły się tak szeroko jak jeszcze nigdy, gdy do pomieszczenia wparował Jeon cały ubrudzony krwią. Koszula, niegdyś biała, teraz mieniła się szkarłatem, zwłaszcza w jednym miejscu. Marynarka jednak pozostawała nieskazitelna oprócz jednej, malutkiej dziurki zaraz przy lewym żebrze. Włosy były lekko mokre oraz posklejane przez pot ściekający spomiędzy jego przydługawych, delikatnie falowanych kosmyków. Wtedy to Taehyung, pomimo wszechobecnego bólu i obawy poderwał się z łóżka, po czym pomógł przemieścić nieprzytomnego Jeona na posłanie. — Namjoon, co się odwala?

— Dostał kulkę, kurwa — warknął mężczyzna, stając nad nieprzytomnym i wypuszczając nerwowo powietrze.

— Co teraz zrobimy?

— Nie wiem, cholera, nie wiem!

— Nie ma na co czekać! Wyjmij mu tę kulę! — rozkazał nastolatek, wskazując trzęsącą się dłonią na leżącego.

— Czy ja ci wyglądam na chirurga? Przecież mógłbym go zabić! — wrzasnął Namjoon i odepchnął nastolatka z powrotem na łóżko, który padł na nie niczym kłoda. Mężczyzna był wyjątkowo silny, to trzeba było mu przyznać.

— N-no, ale musisz mu pomóc...! — powiedział Taehyung, niemal płaczliwym tonem. Okej, może nie wielbił Jeona z całego serca, ani nie był mu szczególnie bliski, ale ostatnią rzeczą jakiej chciał doświadczyć to śmierć pierwszej osoby, która naprawdę o niego dbała.

— Ja? — zdziwił się Namjoon. — Może sam to kurwa zrobisz jak jesteś taki mądrala, co?

— Nie wiem jak....

— Za to ja wiem doskonale — prychnął sarkastycznie, wywracając oczami na młodszego. Łzy paniki zaczęły kapać w brody chłopaka, a on sam poczuł coś czego nigdy wcześniej...mrowienie w całym ciele. Rozrywający ból nóg, dłoni, głowy. Nawet samo oddychanie sprawiało mu kłopot i było dla niego prawdziwą udręką.

Skulił się, zaciskając dłonie na swoich nogach odzianych tylko w spodenki, i zaczął głośniej oddychać. Głośniej, lecz znacznie płycej, gdyż bał się co zaraz nastąpi. Jeszcze nigdy nie czuł tak ogromnej, nieokiełznanej siły swojej dziwacznej mocy i to go przerażało. Bał się, tak cholernie się bał, że jednak to coś okaże się być silniejsze niż on.

☾ 𝘚𝘶𝘴𝘶𝘳𝘳𝘪 𝘚𝘪𝘭𝘦𝘯𝘵𝘪𝘶𝘮 ☾Where stories live. Discover now