❝𝐻𝑒 𝒹𝑒𝓈𝑒𝓇𝓋𝑒𝒹 𝒶 𝑔𝑜𝑜𝒹 𝓃𝒾𝑔𝒽𝓉'𝓈 𝓈𝓁𝑒𝑒𝓅, 𝓃𝑜𝓉 𝒹𝑒𝒶𝓉𝒽.❞

47 9 5
                                    

Gyeom, mam prośbę...

Co się stało? Rozmowa z jk nie poszła...?

I tak i nie, mogę przylecieć do ciebie do Sydney? Czuję, że nie mogę tutaj być... Muszę ochłonąć

Pewnie, że możesz Taehyungie

Taehyung niewiele myśląc wstał z łóżka w środku nocy, spakował najpotrzebniejsze rzeczy do małej walizki, wcześniej prosząc lokaja, aby zawołał dla niego pilny transport na lotnisko.

— Jaki podać powód dla pilota samolotu? Musi być przecież jakiś powód tak późnych i nagłych podróży, Panie Kim — powiedział mu wtedy mężczyzna, a chłopak nie zastanawiał się wtedy ani chwili.

— Powiedz, że pan Jeon pilnie wysyła mnie do Sydney. Chodzi o stan zdrowia jego przyjaciela — skłamał, a mężczyzna kiwnął głową.

I tak oto właśnie półtorej godziny po wstaniu z łóżka, siedział w prywatnym samolocie owinięty w koc i smarkający w kolejne chusteczki. To czego doświadczył ze strony Jeongguka, ta przeklęta zdrada, to kłamstwo i ściemnianie, że do niczego nie doszło, było ponad jego siły. Złamało go to całego, nie tylko jego serce. Wkurzała go też myśl, że nie mógł odwrócić swoich myśli o tej niefortunnej chwili, gdy spojrzał na całujących się Jimina i Jeongguka. Ten obraz po prostu powracał do niego jak bumerang, ale wiedział, że jeżeli za jakiś czas nie wyjaśni tego z mężem, to prawdopodobnie wybuchłby. Z drugiej strony, zdawał też sobie sprawę z tego, iż potrzebował czasu, aby to wszystko przetrawić. Może nie było sensu rozdrapywać? Ta rozmowa i tak tylko pogorszyłaby ich stosunki, a tego Taehyung chciał uniknąć, bo zależało mu na Jeonie, jak na nikim innym i nie wyobrażał sobie sytuacji, w której miałby go stracić.

Po około sześciu godzinach był już na lotnisku w Sydney i zmierzał w kierunku wejścia do głównego budynku portu lotniczego, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Ludzie się za nim oglądali, co świadczyło prawdopodobnie o jego tragikomicznym wyglądzie. W końcu prawie cały lot przepłakał, więc jego nos musiał wyglądać jak ten Rudolfa, a oczy pewnie były opuchnięte, wciąż lekko wilgotne.

— Taehyungie, mój drogi. — Yugyeom wziął go w swoje objęcia, zaczynając od razu gładzić jego puszyste włoski w geście pocieszenia. Prezentował się naprawdę nieciekawie, więc starszy domyślił się, że stało się coś poważnego między tamtą dwójką. Nie chciał jednak naciskać na nastolatka, bo jak będzie gotowy, to sam mu wszystko powie. — Chcesz wjechać do Starbucksa? Wyglądasz jakbyś w ogóle nie spał...

— Nie spałem dziś dużo, właściwie to prawie wcale — prychnął w odpowiedzi. — Ale za kawę jednak podziękuję, obawiam się, że zwymiotował bym całość...

— Skoro tak uważasz, to w porządku — powiedział starszy, ruszając na zielonym świetle. Między nimi zapanowała cisza, przerywana tylko muzyką lecącą z radia. Taehyung oparł się głową o szybę, wpatrując się w obraz przewijający się za oknem. Wyglądał na naprawdę zmęczonego i złamanego.

— Dziękuję, że pozwoliłeś mi do siebie przyjechać — odezwał się cicho Taehyung, nie patrząc w stronę mężczyzny.

— Nie ma za co, przynajmniej nie będę się nudził — próbował odwrócić to w żart starszy, jednak chłopak najwidoczniej nie był w nastroju na żadne, żadne, żarty. — Jeongguk wie, że tutaj jesteś?

— Zostawiłem mu wiadomość na komodzie.

— To dobrze — westchnął mężczyzna, ruchem głowy odgarniając przydługie włosy z oczu.

— Przepraszam, że prawdopodobnie cię obudziłem. W końcu napisałem do ciebie w środku nocy — wymamrotał Taehyung.

— Nie, wszystko dobrze... Naprawdę — zaśmiał się nerwowo. — I tak nie spałem, więc...

☾ 𝘚𝘶𝘴𝘶𝘳𝘳𝘪 𝘚𝘪𝘭𝘦𝘯𝘵𝘪𝘶𝘮 ☾Where stories live. Discover now