❝𝒜𝓇𝑒 𝓎𝑜𝓊 𝑔𝑜𝒾𝓃𝑔 𝓉𝑜 𝓀𝒾𝓈𝓈 𝓂𝑒 𝑜𝓇 𝓈𝒽𝑜𝓊𝓁𝒹 𝐼 𝓌𝒶𝒾𝓉 𝓊𝓃𝓉𝒾𝓁 𝓉𝒽𝑒 𝓃𝑒𝓍𝓉 𝒸𝑒𝓃𝓉𝓊𝓇𝓎?❞

105 9 17
                                    

Lot trwał już od dobrych paru godzin. Tak jak Jeongguk przewidział, Taehyung już po godzinie wiercił się niczym małe, rozkapryszone dziecko. Cały czas dźgał męża w ramię lub między żebra, nie dając mu spokoju. Pytanie "daleko jeszcze" odbijało mu się już echem od ścian czaszki, a podróż zdawała się nie mieć końca.

— Taehyung, mówię ci, wytrzymaj jeszcze chwilę, a naprawdę będziemy na miejscu.

— Obiecujesz?

— Tak — wywrócił oczami. — Zaraz będziemy lądować, serio.

— Nudzę się, po prostu. Porozmawiajmy o czymś fajnym.

— Na przykład?

— Na przykład, dlaczego Sydney? — zagadnął, opierając się łokciem o podłokietnik i wpatrując się w mężczyznę. — Ej, dlaczego Sydney?

— Lecimy do Sydney, bo mój przyjaciel zaprosił nas na sylwestra. Organizuje imprezę i chce, abyśmy tam byli, więc proszę cię... postaraj się wyglądać najlepiej, jak to tylko możliwe. Oczywiście, że mówię, że na co dzień nie wyglądasz, ale... no mam nadzieję, że ty... kurwa, no wiesz o co chodzi.

— Więc, poznam twoich przyjaciół, tak?

— Wychodzi na to, że tak.

— A tak konkretniej? Kogo dokładnie poznam...? Powiedz mi coś o nich, proszę — wydął dolną wargę, a Jeon nie miał serca, aby mu odmawiać. Cała jego asertywność znikała przy tym niesfornym pyskaczu. — Nigdy nie mówiłeś, że masz przyjaciół. Właściwie to nawet wyglądasz na typowego samotnika, wiesz? Taki... samotny wilk.

— Ah, to przez pracę... Gdy jest się tym, kim jestem ja, przyjaźnie nie są raczej priorytetem.

— Ale jednak przyjaciół masz — zauważył nastolatek.

— Tak, ale ich poznałem jeszcze przed przejęciem władzy. Widzisz, miałem bardzo drogą edukację, więc już w podstawówce rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem. Mama pewnie naprawdę chciała mojego rozwoju, ale mój stary...prawdopodobnie chciał się mnie po prostu pozbyć na jakiś czas, żeby nie musieć na mnie patrzeć. W każdym razie, przeżyłem z tymi debilami całą podstawówkę i część gimnazjum. Wtedy było jeszcze między nami... normalnie.

— Normalnie?

— No wiesz, do czasu zakończenia gimnazjum każdy z nas miał już zaplanowaną całą przyszłość. Przez nasze rodziny, oczywiście. Mark miał odziedziczyć firmę IT po ojcu, z tego co wiem, to nawet nieźle mu się wiedzie. Kojarzysz kogoś takiego jak Elon Musk? — Taehyung kiwnął głową na potwierdzenie. — Mark ostatnio dobił z nim targu. Obaj posiadają największe, najbardziej znaczące firmy IT na rynku, więc... to chyba dobrze, że połączyli siły. BamBam jest ważnym celebrytą w Tajskiej telewizji. Nie wiem dokładnie czym się tam niby znajduje, ale tak naprawdę jako jedyny z nas wypracował sobie własnoręcznie pozycję społeczną.

— Moment, chwilunia, BamBam...? Kto tak nazywa swoje dziecko? No chyba, że rodzice robili na nim swoistą wendetę — prychnął nastolatek prześmiewczo.

— Właściwie to to nie jest jego prawdziwe imię...

— To czemu nie nazywacie go po imieniu?

— Bo to jest o wiele łatwiejsze w wymowie.

— Nie może być tak źle... No, bo jak on się nazywa? Tak naprawdę.

— Kunpimook Bhuwakul.

— Okej, to kogo tam jeszcze masz? — zapytał, kończąc temat faceta o dziwnym imieniu. Jeon zaśmiał się. Widząc róż na policzkach nastolatka, naprawdę nie dało się nie uśmiechać.

☾ 𝘚𝘶𝘴𝘶𝘳𝘳𝘪 𝘚𝘪𝘭𝘦𝘯𝘵𝘪𝘶𝘮 ☾Where stories live. Discover now