❝𝒟𝑜𝓃'𝓉 𝒻𝑒𝓃𝒸𝑒 𝓎𝑜𝓊𝓇𝓈𝑒𝓁𝒻 𝑜𝒻𝒻 𝒻𝓇𝑜𝓂 𝓂𝑒 𝒶𝑔𝒶𝒾𝓃, 𝐼 𝒹𝒾𝒹𝓃'𝓉 𝒹𝑜 𝒶𝓃𝓎𝓉𝒽𝒾𝓃𝑔 𝓌𝓇𝑜𝓃𝑔❞

63 9 9
                                    

Na lotnisku w Hongkongu przywitał ich mroźny, szaleńczo mocny wiatr. Dziwnie, że nie czuli jak miotało samolotem, podczas gdy ten schodził do lądowania.

Oboje wysiedli z samolotu i od razu poczuli ten chłód bijący od Hongkongu. Taehyung opatulił się ciaśniej szalikiem, czując jak dłonie marzną mu z każdą sekundą. Włożył je do kieszeni brązowego płaszcza, po czym wtulił twarz w szalik. Tuż obok niego podążał Jeongguk z tą swoją maską obojętności na twarzy.

Od momentu opuszczenia toalety, nie rozmawiali ze sobą. Prawie wcale. Zdawać by się mogło, że Jeon wystraszył się tych ckliwości, które wyznał młodszemu, ale tak naprawdę czy było się czego wstydzić? Taehyung myślał, że już dawno za sobą mieli etap, kiedy yakuza uważał uczucia i emocje za słabość. Jak widać był w ogromnym błędzie...

— Wiesz, że znowu to robisz, prawda? — zapytał, gdy siedzieli już w limuzynie mającej zawieźć ich aż do ich gospodarza. Jeon nie odpowiedział, w dalszym ciągu wpatrywał się w obraz przewijający za oknem samochodu. Nie spojrzał nawet na męża, ani nie dał mu znać, że choćby go słucha. W zasadzie nie ruszył się nawet o milimetr. — Znowu się ode mnie odsuwasz... Z każdym dniem poznajesz mnie coraz lepiej, a ja tymczasem mam wrażenie, że pomimo tego, że zrobiliśmy postępy, to wciąż stoję w miejscu. Ze wszystkim, kurwa... Z tobą, z moją mocą, z naszym małżeństwem. Nie rozumiem, czemu znowu to robisz, wiesz? Nie odgradzaj się ode mnie znowu, nie zrobiłem nic złego. Mógłbyś łaskawie na mnie spojrzeć, jak do ciebie, kurwa, mówię?

— Jak już tam dotrzemy — przerwał mu Jeongguk, w dalszym ciągu nie odwracając się w jego stronę. — Potrzebuję, żebyś trzymał się blisko mnie, okej? Za ile będziemy?

— Do dziesięciu minut, Panie Jeon — odezwał się kierowca, a mafioza kiwnął głową.

Znowu między nimi zapanowała cisza. Taehyung tak naprawdę nie miał już siły próbować dostać się za żelazny mur, który Jeon każdego dnia odbudowywał coraz bardziej. Był zmęczony atmosferą napięcia między nimi. Ten stan wykańczał go nawet bardziej niż otwarte rany na brzuchu, które zrobił sobie przez własną głupotę.

Momentami miał ochotę zagadnąć gangstera o złożoną mu kiedyś propozycję - wciąż przecież mógł wyjechać z Chin już na zawsze. Mógłby przeprowadzić się do Australii, którą przecież tak bardzo pokochał. Mógłby podróżować po świecie, a może nawet pomieszkać przez jakiś czas w Paryżu. Oczami wyobraźni widział, jak on i Jimin wspólnie przechadzają się nad Sekwaną, a wieczorami piją wino omawiając najświeższe plotki z pracy Parka. Mógłby zrobić tak wiele, a Jeongguk na pewno nie miałby nic przeciwko. Przecież sam mu to zaproponował, a najwidoczniej... nie potrzebował go aż tak, jak na początku sądził nastolatek. Nie potrzebował jego obecności ani w tym przeklętym Hongkongu ani w swoim życiu. Jeongguk nauczył się żyć w pojedynkę i mimo, że wielokrotnie mówił mu, że go kocha, to Taehyung i tak wiedział swoje. To nie tak, że nie zależało mu na yakuzie - kochał go równie mocno, ale wiedział, że tęsknota za tym typem bliskości, którą oferował mu Jeon, zeżarłaby go od środka. Nie chciał być bez Jeongguka, ale czasami... nie widział innej możliwości, w której mógłby być w ogóle. Być dla siebie.

Zgodnie z tym, co powiedział kierowca, na miejscu byli już po niespełna dziesięciu minutach. Wysiedli przed dużym, czarnym budynkiem wyglądającym jak biurowiec. Był w kolorze czarnym, a z wewnątrz, w przeciwieństwie do biurowców, nie dochodziło sztuczne światło lamp jarzeniowych. W oknach nie było w zasadzie nic, tylko pustka. To tylko dodawało złowieszczego wyglądu całemu budynkowi.

Nagle, ni z gruszki ni z pietruszki, Taehyung poczuł jak palce Jeona splatają się z jego. Trzymał go za rękę i zdawał się być nieźle zestresowany. Zaciskał bowiem dłoń coraz bardziej i pomimo początkowego lekkiego dyskomfortu i bólu w ręce, Taehyung nie miał zamiaru puścić dłoni męża. Nie teraz.

☾ 𝘚𝘶𝘴𝘶𝘳𝘳𝘪 𝘚𝘪𝘭𝘦𝘯𝘵𝘪𝘶𝘮 ☾Where stories live. Discover now