Rozdział 1

2K 72 1
                                    

Zapach kawy przyjemnie łaskotał mnie w nos. Zaciągnęłam się nim, idąc przez korytarze firmy. Pracownicy uśmiechali się do mnie i pozdrawiali, odpowiadałam im tym samym. Miałam wyjątkowo dobry humor, którego nic nie mogło zrujnować. Przynajmniej nie dzisiaj.

Zoe siedziała przy przydzielonym jej biurku. Wyglądała na bardzo spiętą. Palcami stukała w swój blat, a oczami nerwowo skakała po monitorze komputera. Na idealnym biurku był bałagan i dziewczyna naprawdę wyglądała, jakby za chwilę miała dostać zawału z nerwów. Była blada i jej pierś unosiła się zdecydowanie zbyt szybko, jak na zdrowego człowieka.

- Cześć! – uśmiechnęłam się do niej. Słysząc mój głos rozluźniła się na tyle, żeby zerknąć na mnie z delikatnym uśmiechem. – U siebie? – ręką wskazałam na szklane drzwi gabinetu.

- Tak, ale ma zły humor. – Odparła. Zerknęła w stronę drzwi, a potem nachyliła się do mnie. – Bardzo zły humor.

Podziękowałam jej za tą informację skinieniem głowy i podeszłam do wejścia do gabinetu. Popchnęłam drzwi łokciem, stawiając głośne kroki na oświetlonej przez słońce podłodze. Pomieszczenie było skąpane w słonecznym blasku, a jedynym ciemnym elementem, była chmura gradowa patrząca przez okno.

Trevor stał tyłem do mnie. Czarna koszula opinała jego wyćwiczone ramiona. Na długich nogach były czarne spodnie i eleganckie buty, które sama z nim kiedyś kupowałam. Dłonie trzymał w kieszeniach. Podejrzewałam, że nawet nie zauważył, że weszłam do biura.

- Cześć szefie – rzuciłam, ściągając na siebie jego wzrok. Cała twarz mężczyzny była spięta, aż pulsował mu mięsień szczęki.

Z naszego duetu to ja byłam uważana za tą słodką, ale Trevor rzadko był aż taki zły. Ludzie mieli go raczej za niesympatycznego gbura, który ma wyjątkowo duże poczucie wyższości –szczególnie nad podwładnymi. Zazwyczaj starał się robić dobre wrażenie, ale szybko się tym męczył i na powrót stawał się oziębły. Często zanim zdążył kogoś do siebie przekonać, już go zniechęcał, więc ja musiałam ratować sytuację.

- Cześć – rzucił od niechcenia. Podszedł do mnie, biorąc z moich rąk kawę. Wrócił do okna.

Znałam go za długo, żeby nie wiedzieć, że coś było na rzeczy. Trevor bez powodu nie był taki milczący i zamyślony. Mógł być zimny w stosunku do innych, ale ja byłam jedną z osób, które znały go od tej dobrej strony. Przez lata znajomości zdążyłam zobaczyć go w naprawdę każdym stanie, więc doskonale wiedziałam, który był moim ulubionym.

Odłożyłam swoje rzeczy na biurko, opadając na fotel przy nim. Od razu wzięłam się za zmienianie szpilek na różowe, puchate kapcie, w których siedziałam w pracy.

Wydawało mi się, że pracownicy już przywykli, że viceprezes firmy latała po siedzibie w różowych kapciach za dnia, a wychodziła na wysokich szpilkach. Przynajmniej ja się przyzwyczaiłam do takiego porządku rzeczy i było mi zbyt wygodnie, żeby go zmieniać.

- Sam powiesz, czy muszę to z ciebie wyciągać? – spięłam włosy w kucyk, a potem odpaliłam komputer. Miałam kilka spraw do ogarnięcia, więc chciałam załatwić je jak najszybciej. Nie lubiłam, gdy coś nade mną wisiało, zwłaszcza jeśli to były sprawy firmowe.

Trevor odwrócił się do mnie i niebieskie oczy od razu znalazły się na mojej twarzy. Od intensywności jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz. Widziałam w nich niepokój, który wydawał się wręcz zaraźliwy.

- Myślisz, że jesteśmy dobrą firmą? – podszedł do mojego biurka. Oparł się o nie biodrami, rzucając mi wyczekujące spojrzenie.

Ciężko byłoby odpowiedzieć jednoznacznie. Na pewno nie byliśmy złą firmą, skoro zarabialiśmy tyle, że mogliśmy utrzymać swoje penthouse'y, luksusowe samochody i jeszcze zostawało nam na różne dziwne zachcianki. Nasi pracownicy też byli zadowoleni. Spełnialiśmy wymogi jako agencja marketingowa. Ale jak każdemu wielkiemu biznesowi zdarzały nam się wpadki, za które różni ludzie musieli odpowiedzieć. Trevor nie słynął z sentymentalności – potrafił wywalić kilka osób jednego dnia i nie mrugnąć przy tym. Także na dwoje babka wróżyła.

- Skąd to pytanie? – skrzyżowałam nogi, pociągając łyka kawy. Przyjaciel odwrócił wzrok, patrząc na swoje buty.

- Heather – słysząc to imię miałam ochotę przestać słuchać – pyta, czy nie powinienem już sprzedać firmy i no wiesz...skupić się bardziej na niej. Na nas.

Trevor mógł się poszczycić niezłymi osiągnięciami, jak na dwudziestopięciolatka. Jego – lub też raczej nasza – firma rozwijała się bardzo szybko, gruntując sobie pozycję na rynku. Pieniądze, które zbierał z zysków, dawały mu możliwości lepszego życia i rozpieszczania swojej dziewczyny. Gdyby Trevor sprzedał firmę musiałby polegać głównie na tatusiu Heather.

Jego dziewczyna miała obsesję na punkcie spędzania czasu z Trevorem, ale tylko jeśli ona akurat tego chciała. W innym wypadku mój przyjaciel musiał zaspokoić się okruszkami wolnego, którego- wbrew powszechnie panującej opinii - miała naprawdę mnóstwo.

Wywróciłam oczami, słysząc teorię jego dziewczyny. Odstawiłam kawę, krzyżując ręce pod piersiami.

- Nie chcę być niemiła, ale to tylko twoja dziewczyna i chyba nie pozwolisz, żeby jej humory zaprzepaściły wszystko, co do tej pory zbudowałeś. – Trevor wciąż unikał mojego spojrzenia. Wyglądał na rozdartego.

Jeśli na świecie istniała jedna osoba, która potrafiła wpędzić Trevora w kompleksy, to była to właśnie Heather. Mój przyjaciel zazwyczaj miał tak wysoko zadarty nos, że nie mógł zobaczyć nic poniżej niego, ale jeśli Heather go skrytykowała nagle stawał się zbitym psem. Przyjaciel pragnął aprobaty swojej dziewczyny, bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.

A ja pragnęłam, żeby wreszcie przejrzał na oczy.

- Nie wiem, Stella. Może Heather ma trochę racji?

Krew prawie się we mnie zagotowała. Heather mogła sobie chodzić po butikach drogich projektantów, bo Trevor zarabiał na to pieniądze. Jadała kolacje w najlepszych restauracjach w New Jersey, bo zarobki Trevora pozwalały mu ją rozpieszczać. Dostawała diamentowe kolczyki, bo on na nie zapracował. Gdyby nie on, nie miała by nawet połowy tego, co on jej zapewniał.

Jej ojciec też miał pieniądze, ale nie był – z tego co mówił mi Trevor – specjalnie chętny do wydawania ich. Szczególnie, jeśli słyszał o nowych zachciankach swojej córeczki. Podobno próbował nauczyć ją szacunku do pieniądza i pracowitości, ale średnio mu to szło. Dziewczyna wciąż była rozpieszczona, a Trevor tylko utwierdzał ją w tym, że tak powinno być. Nigdy nie powiedział jej, że powinna coś zrobić ze swoim życiem, zamiast tego spełniał jej życzenia jak dżin z lampy.

- Jeśli chce się żyć, jak Carrington to trzeba zrozumieć, że ktoś musi zarabiać na takie życie – prychnęłam pod nosem, logując się do komputera. Miałam nadzieję, że Trevor nie usłyszał moich słów.

- Co mówiłaś? – niebieskie oczy przyjaciela znalazły się na mnie, a jego brew pytająco uniosła się.

- Że jeśli Heather sama weźmie się do pracy, to czas bez ciebie będzie leciał jej szybciej – uśmiechnęłam się sztucznie.

Powiedzieć, że nie byłam jej fanką, to jakby nic nie powiedzieć. Miała nad Trevorem taką władzę, że przykro było na to patrzeć i parszywie to wykorzystywała. Od czterech lat próbowała podciąć mu skrzydła na każdy możliwy sposób, a mój przyjaciel mimo to był w niej niesamowicie zakochany.

- Mówiła coś o pracy w modelingu albo fotomodelingu.

Jako marketingowiec poznałam kilka dziewczyn pracujących w modelingu i wiedziałam, że Heather nie nadawałaby się do tego. Głównie chodziło o wygląd, bo charakter miała idealny – uparta, zadufana w sobie, gotowa iść po trupach do celu. Każda ze znanych mi modelek też taka była, ale przy tym wyglądały jak ósme cuda świata.

I problemem nie było to, że Heather była brzydka, bo Trevor nie umawiałby się z nieładną dziewczyną, ale jej uroda była specyficzna. Ciemne włosy zestawione z niemal białą cerą okraszoną piegami, a do tego wszystkiego Heather miała mocne rysy twarzy, które dodawały jej powagi. Wcale nie wyglądała jak dwudziestoparolatka.

- Mhm, no dobra – odparłam, przygryzając wargę, żeby nie rozciągnąć ust w uśmiechu.

Trevor nie powiedział już nic więcej, znowu podszedł do okna. Ja wzięłam się do pracy, żeby móc wcześniej wyjść z biura. Chociaż nie miałam tak rozbudowanego życia miłosnego jak mój przyjaciel, to czasami lubiłam opuścić miejsce pracy.

Trevor w końcu zabrał swoją marynarkę, a potem trzaskając drzwiami wyszedł z gabinetu.

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now