Rozdział 26

1.2K 44 5
                                    

Jak już dojdziemy do POV Trevora to rozwali wam mózgi.

A rozdział za piątkowy, bo wtedy na pewno zapomnę, żeby dodać😅

Enjoy <3

--------------------------------------------------------

- Gotowa? - dłonie Michaela zasłaniały mi oczy. Z niecierpliwości aż przebierałam nogami, trzymałam jego ręce, ale bardzo chciałam, żeby pozwolił mi już zdjąć je z twarzy.

- Nie każ mi dłużej czekać! - jęknęłam. Usłyszałam nad uchem ciepły śmiech blondyna.

- Uwaga - po tym krótkim ostrzeżeniu, pod moje powieki dotarły promienie ostrego słońca. Minęło kilka sekund zanim przyzwyczaiłam się do światła.

Przed nami rozciągał się las pełen wysokich drzew. Nie było żadnego samochodu poza sportowym Mercedesem Michaela. Rozejrzałam sie dookoła - przed oczami las, a za plecami widok gór. Powietrze było zdecydowanie czystrze niż w Jersey, czy nawet na dole w Aspen. W pierwszej chwili prawie się nim zachłysnęłam, bo wreszcie mogłam odetchnąć pełną piersią.

Chociaż widok był przepiękny, to nie do końca wiedziałam, czemu Michael przywiózł mnie...do lasu. Szczególnie, że nie było dookoła nikogo więcej.

- Zabrałeś mnie... do lasu? - Michael przwrócił oczami, a potem złapał mnie za rękę i pociągną za sobą. Przeszliśmy przez ogrodzenie, żeby po chwili stanąć przed okienkiem z napisem Kasa.

- Dzień dobry, z Drew proszę - kobieta za szybką, skinęła głową. Blondyn, w zsuniętych na nos okularach, oparł się o wystającą deskę. Wciąż trzymał moją dłoń.

Poprzedni wieczór - święto niepodległości - zakończył się całkiem dobrze. Oglądaliśmy fajerwerki, zamknięci w ciasnym uścisku. Oddech Michaela łaskotał mnie w kark, a ciepło bijące od jego ciała sprawiły, że kompletnie zapomniałam o ogarniającym mnie wcześniej zmęczeniu. Nie protestowałam, kiedy mężczyzna obrócił w swoją stronę moje ciało i połączył nasze wargi. Koc z naszych ramion spadł gdzieś pod nogi, ale to nie miało znaczenia. Przez chwilę byliśmy tylko ja z Michaelem, zajęci sobą z hukiem wywoływanym przez fajerwerki w tle.

Uśmiechnęłam się na myśl o tym wieczorze. Może Trevor miał trochę racji nazywając Michaela moim chłopakiem, bo chociaż oficjalnie nie byliśmy razem to zachowywaliśmy się jak para.

Z niewielkiego budynku za plecami Michaela wyszedł postawny mężczyzna. Na widok blondyna uśmiechnął się szeroko. Zamknęli się w uścisku.

- Długo cię tu nie było! - głos znajomego Michaela był niski i opanowany. Przypominał mi głos Trevora.

Do moich myśli powrócił przyjaciel. Nie spodziewałam się, że po naszej kłótni do mnie napisze. Byłam święcie przekonana, że w ogóle zapomni o moim istnieniu, dopóki nie wrócimy do pracy. On jednak pamiętał, nawet jeśli jego wiadomość była złośliwa.

- Ale wreszcie jestem! - oboje szczerze się zaśmiali. Dopiero po kilku kolejnych sekundach wzrok Drew wylądował na mojej osobie.

- A to jest... - przyjaciel Michaela wyciągnął dłoń w moim kierunku, oczekując, że podam mu swoją. Zrobiłam to bez większego zawahania.

- Stella. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. Michael nie mówi zbyt dużo o swoich znajomych - ciemne oczy Drew na krótką sekundę powędrowały na twarz stojącego obok mnie blondyna. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i ponownie spojrzał na mnie.

Przez ledwie uchwytny moment miałam wrażenie, że to spojrzenie Drew powiedziało mi więcej, niż jakikolwiek gest Michaela. Jego wzrok miał w sobie coś, czego nie potrafiłam rozszyfrować, ale z jakiegoś powodu uznałam za dobrą monetę. Generalnie było bardzo mało rzeczy, które mogłabym nazwać czerwonymi flagami Michaela. Chyba nawet nic takiego nie było.

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now