Rozdział 14

1.2K 46 6
                                    

Uwierzycie mi, jak Wam powiem, że w którymś momencie będziecie TeamTrevor?
-------------------------------------------------

- Stella? - głos Trevora wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam wzrok i spojrzałam na jego twarz. Ciepła dłoń przyjaciela znalazła się na moim udzie, delikatnie gładząc odkrytą skórę. - Co o tym myślisz?

Totalnie nie miałam pojęcia, o co mnie pytał. Wyłączyłam się kompletnie wybiegając myślami kilka godzin do przodu. Michael zaplanował kolejną randkę, więc nie mogłam się jej doczekać. Od rana zaciskałam pod biurkiem uda z ekscytacji i próbowałam skupić się na pracy.

Zerkałam na Trevora, ale jego widok wcale nie przeszkadzał mi w wyczekiwaniu. Czułam się dziwnie, że cieszyłam się na spotkanie z kimś innym niż mój przyjaciel, chociaż z drugiej strony nie miałam wyrzutów sumienia.

Michael sprawiał, że czułam się dostrzeżona. Pomyślał o miejscu na randkę, które łączyło się z moim imieniem, codziennie pytał jak mijał mi dzień, a na dodatek przyjechał na lotnisko. Za każdym razem dostawałam od niego czarujący uśmiech i stuprocentową uwagę, czyli wszystko to, czego Trevor nie mógł mi zagwarantować. Myśli dotyczące Michaela nie były tak ekscytujące jak te o Trevorze, ale były...przyjemne.

Rzuciłam okiem na prezentację wyświetlaną na ekranie. Przeskanowałam napisy na niej, a potem pokiwałam głową z niezręcznym uśmiechem.

- Myślę, że to świetny pomysł. Powinniśmy z niego skorzystać - zarząd pokiwał głową, uznając moją uwagę. Odetchnęłam z ulgą, zbierając włosy z twarzy. Złapali haczyk.

Dłoń Trevora wciąż plątała się po moim udzie. Na pewno czuł jak mocno zaciśnięte były moje mięśnie, ale nie skomentował tego. Zamiast tego - swoim dotykiem - powodował fale ciepła spływające na całe ciało. Spodziewałam się, że moje policzki wyglądały jak dwa dojrzałe pomidory, ale musiałam sprawiać dobre wrażenie.

Spotkanie zakończyło się kilkadziesiąt minut później. Wszyscy wyszli z sali konferencyjnej i razem z Trevorem wróciliśmy do naszego biura. Od razu pognałam do swojego biurka, wysuwając spod niego błękitne szpilki. Opadłam na fotel, żeby zmienić na nie moje różowe kapcie.

- Co robisz? - Trevor powoli podszedł do swojego biurka, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Zbieram się - rzuciłam, wsadzając pod mój blat puchate kapcie. Złapałam swoje szpilki po kolei zakładając je na bose stopy.

- Wyjątkowo wcześnie.

- Mam randkę - odpowiedziałam, a moje wargi mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu. Unikałam jego spojrzenia, bo z jakiegoś powodu dotknęło mnie poczucie winy.

- Randkę? Z kim? - Trevor brzmiał na zdziwionego.

W zasadzie nie powinnam być zaskoczona. Od zerwania z moim ostatnim chłopakiem, czyli dość długo, nie umawiałam się z nikim poza Trevorem. Nie mówiłam mu o pojedynczych spotkaniach, ale one też nigdy nie urosły do rangi poważnych.

- Z naszym weterynarzem - czułam, że moją twarz i dekolt oblewa rumieniec.

- Że z Robsonem? - Trevor obracał w palcach długopis, a na jego twarzy pojawił się nieodgadniony grymas.

- Zaskoczony? - zapytałam starannie układając kapcie pod swoim biurkiem. Musiały stać równo, najlepiej po środku, żebym rano po prostu mogła wsunąć w nie stopny, bez silenia się na precyzję.

- Trochę. Robson nie jest w moim typie, różni się od facetów, których zazwyczaj obrabiasz.

Trevor nie wiedział jeden podstawowej rzeczy - każdy chłopak, o którym mu opowiadałam, był zmyślony. Mark Johanson - właściciel małego sklepiku z płytami winylowymi - nie istniał. Benneton Collins był znajomym mojej mamy, a nie żadnym producentem muzycznym. Pozostali to w ogóle postacie fikcyjne, bo ich nazwisk nie było nawet w żadnym amerykańskim spisie.

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now