Epilog

2K 55 8
                                    

Sama nie wiedziałam, czy zmiana miejsca była dobrą decyzją. Przywiązałam się do Jersey i Floryda - zwłaszcza pełne ludzi Miami - wydawały mi się strasznie obce. Nawet jeśli Ellen starała się zrobić wszystko, żebym poczuła się tu jak w domu.

Dostałam piękne biuro, na szczycie wieżowca, z widokiem na plażę i ocean. Miałam do dyspozycji nowiutkie Lambhorgini, a gdybym się uparła również kierowcę do niego. Wielki apartament, który znajdował się raptem kilka minut piechotką do nowej pracy, też nie rekompensował samotności. Po przkroczeniu progu penthouse'u witała mnie ogłuszająca cisza i natłok myśli.

Oczami wyobraźni widziałam Trevora, który bawił się z Heather podczas miesiąca miodowego. Spędzał z nią długie dni na plaży, zabierał na wycieczki quadem. Pewnie wyjechali na dokładnie cały miesiąc, więc ich zabawa zapewne jeszcze się nie skończyła. Za każdym razem, kiedy wracałam do niego w myślach, pod powiekami zaczynały piec mnie łzy, a w gardle rosła gula.

Poza tym bez niego bałam się wszystkiego, co było nowe. Razem zaczynaliśmy liceum, razem otwieraliśmy firmę. Jedyne z czym musiałam radzić sobie sama to studia, ale stanowiły one dla mnie tylko przerywnik. A teraz nie wiedziałam, co miało nadejść po zakończeniu przerywnika. Zostałam sama, wrzucona w całkowicie obcą rzeczywistość, którą miałam przerobić na swoją.

Przyjęcie powitalne w Forever Travel chociaż trochę złagodziło strach przed nieznanym. Pierwsze dni w firmie byłam tą obcą, więc kiedy zobaczyłam w tłumie znajomą twarz męża przyjaciółki, byłam w stanie wziąć głębszy oddech.

Zanim podeszłam do Jacksona szukałam wzrokiem Ellen. Poznałabym ją nawet na końcu świata, więc kiedy nie mogłam jej zauważyć, przechodziły mnie lodowate dreszcze.

- Cześć! - Jackson podszedł do mnie, trzymając w dłoni drinka. Uśmiechnęłam się na tyle szeroko, na ile mogłam. Ale naprawdę się starałam, żeby nie było widać, jak bardzo nie chciałam tego robić.

- Hej, dobrze cię widzieć - mężczyzna zamknął mnie w krótkim uścisku.

Bardzo cieszyłam się z jego widoku. Patrząc na wszystkich ludzi, których będę miała pod sobą, byłam trochę wyobcowana. Nie znałam ich, jednak już miałam zostać szefową każdego z nich.

W firmie, którą prowadziłam z Trevorem, przynajmniej znałam ludzi, więkość moich podwładnych mogłam spokojnie wymienić z imienia. Prawie wszystkich pracowników widywałam na koryatrzu i znajdowałam nawet czas na krótką pogawędkę.

- Ellen też będzie? - dopytałam, w chwili, w której Jackson akurat się z nikim nie witał. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie pocieszająco.

- Nie, niestety nie mogła przylecieć. Max się rozchorował, a miała jeszcze spotkanie.

Próbowałam nie dać po sobie tego poznać, ale jej brak mnie zawiódł. Ellen była jedną z moich jedynych przyjaciółek, więc naprawdę liczyłam na jej obecność. Chciałam, żeby pogłaskała mnie po plecach szepcząc, że dam radę i potem będzie coraz łatwiej. Żeby powiedziała, że się nauczę. Żeby wytarła moje policzki z uśmiechem, mówiąc, że to przestanie boleć. Że nasze losy jeszcze się splotą.

- Jasne - kiwnęłam głową. - Cieszę się, że przynajmniej ty przyleciałeś - Jackson rozciągnął wargi w uśmiechu, pokazując rzędy białych zębów.

- Jako mąż twojej szefowej, muszę o ciebie dbać. - Jackson potarł pocieszająco moje ramię, obdarzając mnie łagodnym spojrzeniem.

Najchętniej wyszłabym z przyjęcia. Gdyby nie było na moją cześć, zostawiłabym tych wszystkich ludzi i położyła się do łóżka. Obok niego postawiłabym kubek z gorącą miętą, bo od kilku dni było mi niedobrze. Jedzenie nie mogło przejść mi przez gardło, a sam jego zapach powodował zawroty głowy.

- Zdrowie nowej szefowej! - rozległ się radosny okrzyk gdzieś z końca sali konferencyjnej. Podniosłam swoją szklankę z sokiem w akompaniamencie braw.

Uśmiechnęłam się szeroko, czując, jak rozdziera mi się serce z nadmiaru mojej własnej nieszczerości.

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now