Rozdział 29

1.2K 47 9
                                    

Jeszcze nigdy nie pisałam pod TAKĄ presją czasu...

----------------------------------

Nie byłam w stanie znieść ciężaru słów Trevora w naszym gabinecie. Wsunęłam na stopy swoje szpilki i najzwyczajniej w świecie wyszłam z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami. Nie obejrzałam się na niego. Po prostu ruszyłam przed siebie, żeby nie dać nic po sobie poznać.

Kiedy znalazłam się na zewnątrz budynku, płuca już paliły mnie od wstrzymywanego krzyku. Wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na uwolnienie emocji w samym centrum miasta, ale ciężko było mi trzymać je na wodzy. Ból złamanego serca za wszelką cenę pragnął znaleźć jakieś ujście z mojego ciała.

Byłam przekonana, że kilka sekund po tym, jak Trevor powiedział mi o swoich zaręczynach, po Jersey rozszedł się trzask mojego pękającego serca. Przeraźliwie głośny dźwięk musiał obudzić śpiących i przestraszyć pozostałych. Albo nie zmienił w niczyim życiu kompletnie nic, pozostawiając tą personalną tragedię jedynie mnie samej.

Wiedziałam, że cała się trzęsłam. Łzy kompletnie rozmazały mi świat, a dłonią odruchowo zasłoniłam usta. Gorące strumienie spływały po moich policzkach. Nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Z makijażu na mojej twarzy już i tak została tylko nazwa. 

Nie miałam zamiaru wrócić tego dnia do pracy. Patrzenie na bruneta z powracającą myślą, że podjął decyzję o spędzeniu życia z dziewczyną inną niż ja, byłoby jak codzienne i dobrowolne wystawianie się na lincz. Szczególnie w obliczu tego, co chciałam mu powiedzieć.

Najchętniej wykrzyczałabym mu prosto w twarz, że źle zrobił. Że powinien wybrać mnie. Że nie może się z nią ożenić. Nie chciałam być tylko jego przyjaciółką, ani dziewczynką do zaliczania, kiedy Heather nie patrzyła. Może nie przeszkadzało mi to, kiedy z Heather byli jeszcze po prostu parą, ale w tej sytuacji ewidentnie powinnam trzymać się od niego z daleka. 

Próbowałam złapać głębszy oddech. Serce, jakimś cudem, wciąż waliło mi w piersi. Nie mogłam ułożyć żadnego sensownego wyjaśnienia mojej reakcji na słowa Trevora.

Powinnam była się tego spodziewać. Prędzej czy później mój przyjaciel zaręczyłby się z jakąś dziewczyną, która - zapewne - nie byłaby mną. Z czasów liceum pamiętałam, że wspomnienie o każdej kolejnej dziewczynie skutkowało palącą zazdrością, ale nigdy dotąd nie bolało jak cios zadany nożem.

- Przepraszam, wszystko w porządku? - zaniepokojona twarz jakiejś kobiety znalazła się przed moją. W odpowiedzi udało mi się jedynie kiwnąć głową.

Dopiero teraz brutalnie odczułam konsekwencje posiadania jednej przyjaciółki i to mieszkającej w sąsiednim stanie, a nie sąsiednim bloku. Nie chciałam zawracać Meredith głowy, ona miała swoje sprawy. Wiedziałam, że byłaby zła za takie podejście, ale czułam, że tak było lepiej.

Wszyscy mogliby mówić, że rozumieją, ale tak naprawdę nikt nie rozumiał, jak bolała nieodwzajemniona miłość, jeśli jej nie przeżył. A patrzenie, jak osoba nią obdarzona zawsze wybiera kogoś innego i planuje życie ze swoją drugą połówką, która nie traktuje jej w połowie tak dobrze, jak my byśmy to robili, podwójnie łamie serce. Dlatego nawet samo patrzenie na Trevora po zaręczynach byłoby dla mnie zbyt wielkim psychicznym obciążeniem.

***
Przetarłam twarz rękoma. Wypiłam już wystarczająco dużo, żeby spojrzeć na tą sytuację z innej perspektywy.

Paradoksalnie chyba jeszcze gorszej niż dotychczas.

Skoro Trevor uklęknął przed Heather w czasie długiego weekendu, to czy myślał wtedy o mnie? Wysłał mi wiadomość dokładnie czwartego lipca, ale nie miałam pojęcia, kiedy oświadczył się swojej dziewczynie. Gdyby to było możliwe, zajrzałabym do jego głowy, żeby dowiedzieć się, co myślał, kiedy klękał. 

Nie powinnam łudzić się, że kiedykolwiek zobaczę go z pierścionkiem przede mną. Trevor od początku naszej znajomości wybierał dziewczyny, które diametralnie się ode mnie różniły - od koloru włosów począwszy, na pełnionych funkcjach skończywszy. Heather przecież w ogóle nie pracowała, a jej ulubionym zajęciem było wydawanie pieniędzy, które Trevor zarabiał.

Schowałam twarz w dłoniach. Miałam gdzieś, że z mojego perfekcyjnie zrobionego makijażu zostały jedynie kolorowe smugi. W końcu odsłoniłam oczy i dopiłam resztę whisky, która została mi w szklance. Alkohol zapiekł mnie w gardło, a w końcu rozgrzał cały przełyk, ale nie uleczył bolącego serca.

- Ciężki dzień? - podniosłam oczy na barmana przede mną. O tej godzinie nie było w lokalu dużo ludzi, prawie nikt nie pił przed dwudziestą. 

- Ciężkie życie. - Odparłam. Spojrzałam na szklankę. - Jeszcze raz to samo.

- Może woli się pani wygadać? Kolejna szklanka nie rozwiąże problemu.

Ostatnie czego chciałam słuchać, to rady barmana, kiedy już lekko szumiało w mi w głowie. Mogłabym zrozumieć je opacznie, jeśli w ogóle. Każda rada brzmiała teraz dla mnie mniej więcej jak "Powiedz mu, co czujesz! Jeszcze nie jest za późno!" 

Cóż, prawda była taka, że było już za późno. W - bardzo konserwatywnej - rodzinie Heather oświadczyny były już prawie ślubem. Trevor, prosząc Heather o rękę, nie mógł się z tego wycofać. Poza tym na pewno nie wyszedłby z tego żywy. Dostałby łomot od jej ojca, a ona sama by mu jeszcze dołożyła.

- Nie wiem, czy cokolwiek go rozwiąże - rzuciłam pod nosem, wodząc palcem po brzegu szklanki.

Wizja powrotu do biura następnego dnia, była dla mnie jak najgorszy koszmar. Patrzenie na Trevora z myślą, że nie mam już u niego absolutnie żadnych szans, sprawiała, że mocniej kręciło mi się w głowie.

- Może mogłaby pani wyjechać na trochę? - gwałtownie wyprostowałam się przy barze. Spojrzałam na barmana wytrzeszczonymi oczami. Pojedyncze czknięcie uświadomiło mi, że wypiłam wystarczająco dużo, chociaż po słowach mężczyzny przede mną przetrzeźwiałam.

Miałam wyjście. Jedyne, ostateczne i może nie wymarzone, ale przynajmniej... jakieś. 

Rzuciłam się na swoją torebkę, żeby wygrzebać z niej telefon. Urządzenie odblokowało się, kiedy tylko zlokalizowało moją twarz. Na całe szczęście odpowiedni numer zapisałam w tych alarmowych, bo innych okolicznościach pewnie bym go nie znalazła. Byłam na to zbyt nietrzeźwa. 

- Cześć, tu Stella. - Biorąc głęboki oddech przyłożyłam zimny telefon do rozgrzanej, od alkoholu skóry. 

- O Stella, miło cię słyszeć.

- Dzwonię, żeby powiedzieć, że podjęłam decyzję.

Najbardziej nieprzemyślaną, której pewnie będę żałować, ale raz w życiu chciałam poczuć, że ja też zrobiłam coś ostatecznego. Nie szalałam w liceum, na studiach za każdym razem miałam stypendium, więc chociaż jako dorosła chciałam spróbować. Nie mogłabym zawieść już nikogo, więc czemu nie miałam tego zrobić?

Oddech ulgi po drugiej stronie wywołał uśmiech na mojej twarzy. Barman naprzeciwko mnie wydawał się zaskoczony moją reakcją. Sama byłam w szoku, więc rozumiałam go.

-  Chyba wiem co to znaczy. Daj mi miesiąc, możesz już składać wypowiedzenie. - Rzuciłam krótkie pożegnanie i uderzyłam telefonem o bar. - Nalej, pan, jeszcze tego jednego. 

Miesiąc. Dokładnie tyle samo ile zostało do ślubu Trevora. Idealnie. Nie będę musiała na to patrzeć.

---------------------------------------------------------

Ktoś pytał o perspektywę Trevora, więc odpowiem. Niedługo, ale jeszcze nie teraz.


Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now