Rozdział 25

1.2K 43 2
                                    

- Stello, jesteśmy - cichy głos Michaela nad moim uchem sprawił, że uchyliłam powieki. Zerknęłam przez okno samochodu blondyna i wstrzymałam oddech.

Przed moim oczami rozciągał się ogromna willa, w zupełnie innym stylu niż dom w Greenwich. W elewacji willi przeważało szkło, wielkie okna od góry do samych funtamentów musiały oznaczać, że wnętrze skąpane było w blasku lipcowego słońca. Drewniane elementy dodawały spokoju i sprawiały, że dom nie wydawał się aż taki zimny. Ogród otaczający budynek lśnił całą feerią barw, a kwiaty zdążyły już zakwitnąć. Dziwnie było patrzeć na tak dużo zieleni, kiedy na co dzień - w Jersey - widywałam głównie beton i samochody.

Michael otworzył mi drzwi. Wyskoczyłam z samochodu zmęczona kilku godzinną podróżą. Poza tym wciąż siedziała we mnie kłótnia z Trevorem.

Podczas prawie ośmiogodzinnego lotu, gdy udawałam, że spałam, miałam dużo czasu na przemyślenia. Przez lata przyjaźni ja i mój przyjaciel wiele razy mieliśmy odmienne zdanie - w sprawie firmy, odrabiania zadań domowych, jego dziewczyn, czy nawet mojego samochodu. Starcia zdarzały nam się wyjątkowo często, ale żaden nie był na taką skalę. Krzyczeliśmy na siebie, nie odzywaliśmy, któregoś razu nawet popchnęłam Trevora, bo nie byłam w stanie wytrzymać dłużej jego złośliwego uśmiechu. Nie doszło jednak do tego, że patrzyliśmy sobie z oczy kipiąc z wściekłości, bez żadnego konkretnego powodu.

Chociaż ciężko było powiedzieć, że kłótnie zaczynały się z powietrza, bo prawda była trochę inna. Większość naszych ostatnich kłótni zaczynała się od rozmowy o Michaelu, bo o Heather sprzeczaliśmy się już wcześniej. Oboje mieliśmy do siebie pretensje, które pośrednio zaczynały się od tego, że zdarzyło mi się wybrać Michaela więcej razy niż Trevora.

Wychodząc z samochodu, niemal natychmiast wpadłam w ramiona Michaela. Od razu zmrużyłam oczy pod wpływem mocnego blasku słońca. Cieszyłam się, że trzymały mnie silne ramiona Michaela, bo czułam się słaba. Mocniej wtuliłam się w tors blondyna. Wyczuł to, dociskając wargi do mojej głowy i pocierając moje ramiona. Jego ciało było ciepłe, osłaniało mnie przed chłodniejszymi - niż w Jersey - powiewami wiatru.

- Jesteś głodna? - oddech mężczyzny połaskotał moją szyję. Byłam przede wszystkim wykończona, ale pytanie Michaela uświadomiło mi, że od mojego ostatniego posiłku minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu.

- Troszkę - odparłam. Blondyn położył dłoń na mojej talii, delikatnie ciągnąc mnie za sobą w stonę wejścia do domu.

Wnętrze - tak jak przewidywałam - było bardzo widne. Jasne meble jesszcze dodatkowo odbijały promienie słońca, optycznie dodając widocznemu salonowi, dodatkowe metry. Szłam krok w krok za Michaelem, rozglądając się po domu.

Pasował do mężczyzny. Był schludny, przestronny, jasny. Gdybym nie wiedziała, że należał do Michaela, to spokojnie mogłabym zgadywać, że był jego. Michael pasował mi do dużego wnętrza, które było dopasowane. A willa wydawała się kompletna. Kuchnia i salon były białe, z elementami drewna, do obu pomieszczeń wpadało mnóstwo słońca. Nie dzieliły ich żadne drzwi.

Przy aneksie kuchennym kręciła się niewysoka, ciemnowłosa kobieta, która nuciła sobie pod nosem piosenkę Franka Sinatry. Miała na sobie kwiecistą sukienkę i przewiązany w talii fartuszek. Michael patrzył na nią z uśmiechem. Szliśmy cicho, jakbyśmy nie chcieli wytrącić jej z dobrego nastroju. W końcu blondyn obok mnie odchrząknął ściągając na nas uwagę kobiety. Jej przyjemne spojrzenie okryło nas niczym ciepły kocyk.

- Dzień dobry, Bonnie - Michał puścił moją dłoń, żeby ominąć wyspę i objąć ciemnowłosą. Odwzajemniła gest z uśmiechem.

- Dawno cię tu nie było! Już wszyscy myśleliłmy, że nas zostawisz! - blondyn zaśmiał się, rozluźniając uścisk. Jego wzrok odnalazł moją twarz, powodując mrowienie na moich policzkach. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego.

Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio z Trevorem byliśmy w takiej fazie, jak miałam teraz z Michaelem. Zawsze między nami pojawiała się jakaś dziewczyna, która rościła sobie do niego większe prawa niż ja, a finalnie kończyła jak zepsuta zabawka na śmietniku. Jego stosunek do dziewczyn przez całe liceum był dokładnie taki sam, a gdy poznał Heather okazało się, że ona rządzi nim jak chce. Nasze dobre momenty były na delegacjach albo, gdy mój przyjaciel zapominał, że ma dziewczynę. Wtedy potrafiliśmy rozmawiać ze sobą i przez cały czas śmiać się jak dzieci.

Michael pojawił się obok mnie, przyciągając moje ciało do swojego boku.

- To jest Stella - zwrócił się do Bonnie. - Przyjechała ze mną, jest jakby moją...

Blondyn się zaciął, nie do końca wiedząc, jak powinien określić nasza relację. Ja też nie wiedziałam, ale musiałam ratować sytuację. Nazwę naszej relacji mogliśmy ustalić sobie później, we dwójkę.

- Przyjaciółką. Bardzo miło mi panią poznać - wyciągnęłam do niej rękę. Podała mi swoją. Miała mocny uścisk i niezbyt gładką skórę. Jej dłonie nie były tak wypielęgnowane, jak ręce dziewczyn z mojego świata.

Zielone oczy Michaela spojrzały badawczo na moją twarz. Skanował ją od góry do dołu. Chyba nie do końca spodobało mu się moje rozwiązanie problemu.

***

Wieczór czwartego lipca nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Może przez to, że zajechaliśmy do willi Michaela dopiero czwartego koło południa, ale i tak liczyłam na więcej snu przed oficjalnymi obchodami. Zamiast położyć się spać wolałam trochę na siłę dotrwać do wieczora, żeby skorzystać z opisywanych przez Michaela atrakcji oferowanych przez Aspen. Podobno najbliźsi sąsiedzi przychodzili do mężczyzny na tradycyjnego grila, a potem oglądali puszczane w centrum fajerwerki. To wszystko brzmiało bardzo sympatycznie, ale odbiegało od tego, do czego byłam przyzwyczajona.

Założyłam bluzę, którą pożyczyłam od Michaela - bo głupio było mi założyć tą, która kiedyś zabrałam Trevorowi - i wyszłam na taras z widokiem na las. W dłoni trzymałam kubek parującej herbaty, a na nogach miałam kolejną parę puchatych kapci. Znalazłam je w sypialni Michaela, w której mężczyzna od razu zaproponował mi miejsce. Zgodziłam się w nadziei, że obecność kogoś innego niż Trevora obok mnie, sprawi, że chociaż na chwilę uwolnię się od myśli o moim przyjacielu.

Mogłam być setki tysięcy mil od niego, ale to nie zmieniało faktu, że ciągle siedział w moich myślach. Samo jego wspomnienie wywoływało gorąco w moim podbrzuszu i rozchodzący się po plecach dreszcz.

- Nie jesteś zbyt zmęczona? - Michael podniósł rękę, żebym mogła przylgnąć do jego boku. Zrobiłam to bez zastanowienia, a on od razu okrył moje plecy miękkim kocem.

- Przyjechaliśmy świętować czwartego lipca, nie mogę tego przespać - oparłam głowę o jego ramię.

- Jeśli jesteś śpiąca, to nic złego - pokręciłam głową. Podniosłam wzrok i skrzyżowałam z nim spojrzenie. Michael uśmiechnął się do mnie z czułością. Objęłam go w pasie.

- Chciałabym chociaż doczekać fajerwerek. - Blondyn nachylił się do mojego ucha.

- Mogę ci załatwić kolejne fajerwerki, gdybyś tylko zechciała - delikatny szept wywołał gęsią skórę na mojej szyi.

Gdyby te słowa opuściły usta Trevora, pewnie już siedziałabym mu na kolanach, próbując stłumić kolejne westchnięcia. Michael nie działał na mnie aż tak, ale chciałam dać nam obojgu szansę. Może to była jedynie kwestia czasu, a ja bardzo pragnęłam przekonać się, co stanie się po tym, jak on minie.

Ktoś podszedł do nas i poprosił Michaela o rozmowę w cichszym miejscu. Blondyn oczywiście się zgodził, a zanim odszedł zostawił na moich wargach delikatny pocałunek.

Mój telefon zawibrował. Michael zajął się rozmową z jednym z sąsiadów, więc korzystając z jego nieuwagi, postanowiłam przeczytać odebraną wiadomość.

Trevor: Szczęśliwego czwartego lipca dla ciebie i twojego chłopaka

Poczułam ukłucie w okolicy serca. Nie określiłam Michaela ani jako swojego chłopaka, ani w ogóle go nie określiłam. Fakt, że spotykaliśmy się nie musiało w ogóle oznaczać, że od razu jesteśmy razem.

I chociaż słowa Trevora nie były prawdą, wcale nie miałam ochoty prostować jego wyobrażenia.

----------------------------------------

Już za słodko, czy dajecie radę?

Still Into You (Into You #1)Where stories live. Discover now