Rozdział 4

1.5K 56 7
                                    

Dzwonek mojego telefonu rozległ się akurat, kiedy miałam pełne ręce i chyba musiałabym posiadać tragarza, żeby on nacisnął zieloną słuchawkę. Problem zaczął się w momencie, gdy zerknęłam na wyświetlacz swojego smartwatcha i zobaczyłam, że próbuje dobić się do mnie jeden z ważniejszych klientów naszej agencji. Warknęłam pod nosem jakieś krótkie przekleństwo, ale to wcale nie poprawiło sytuacji.

Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc, bo wreszcie wracałam do domu, licząc na popołudnie spędzone z nową książką Willow Smith i całą butelką białego wina.

Kiedy odstawiłam zakupy w kuchni, upewniając się, że nie zabiję się, jeśli o nich zapomnę, pognałam do telefonu. Callum Scott dzwonił raz, a potem dostawał piany. Miałam szczęście, że telefon wciąż wibrował, gdy przesuwałam zieloną słuchawkę.

- Stella Jenkins, słucham? - mój głos brzmiał na opanowany i spokojny, czyli dokładnie przeciwny do tego, co działo się w moim ciele. Byłam wykończona sprintem po schodach, a poza tym nie opanowałam jeszcze zadyszki.

- Callum Scott z tej strony. - Mężczyzna mówił zupełnie, jakbym wcale nie miała zapisanego jego numeru na służbowej komórce z wielkim wykrzyknikiem. - Cieszę się, że odebrała pani telefon.

- Starałam się - odparłam, zgarniając z czoła jasną grzywkę. - W czym mogę pomóc?

W tamtej chwili najbardziej na świecie pragnęłam zakończyć połączenie, mówiąc Scottowi, że przecież godziny pracy się skończyły, ale lubiłam swój penthouse i nie mogłabym go raczej utrzymać za pensję w kawiarni na dole. Musiałam zagryźć zęby, żeby dać Trevrowi kolejny powód do zauważenia mnie i sobie miejsce do życia.

- Pani Jenkins, nie będę ukrywał, że nie jestem zachwycony wynikami ostatniej kampanii... - wzięłam głęboki oddech, żeby przypadkiem nie powiedzieć kilku słów za dużo.

Scott był jedynym klientem, który stwarzał problemy. Jako właściciel firmy jubilerskiej, miał oczekiwania równie wysokie, co ceny jego biżuterii. Miał też, co najmniej, kilka fur kasy, na którą my z Trevorem zawsze byliśmy łasi, więc lizaliśmy go po tyłku tak długo, aż zamiast totalnie zdegustowanej miny, stawał się obojętny i rzucał leniwe "W porządku".

Sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Scott umawiał się z nami na kampanię, potem wyrażał swoje wielkie niezadowolenie, ja stawałam na głowie, żeby poprawić wszystko, co tylko się dało, a Trevor odbierał pochwalny telefon od vice-prezesa Maybe i słuchał, jaki to kawał dobrej roboty odwalił.

- Przy współpracy z wami spodziewałem się większego wzrostu sprzedaży - dodał. Zacisnęłam palce na mostku nosa. - Mam nadzieję, że kampania zostanie zmieniona. Na wczoraj.

Spuściłam z tonu i potulnie mu przytaknęłam. Wiedziałam, że cały obowiązek spadnie na mnie, więc nawet nie łudziłam się, że moje plany na wieczór się spełnią. Wszystkie wolne chwile, które czekały na mnie w tym tygodniu spędzę pracując albo umierając z nudów na służbowych wyjściach.

Jedynym pocieszeniem było to, że po kolacji z Hawksem spędzę z Trevorem kolejną noc. Znów będziemy tylko my i cały świat przestanie istnieć na kilka kolejnych godzin. On będzie mój a ja jego. Zapomni o Heather, bo przysłonię mu wielki świat. Przynajmniej przez kilka krótkich godzin.

Rozłączyłam się ze Scottem, uprzednio zapewniając go jeszcze, że zrobię wszystko, żeby naprawić kampanię i - oczywiście - będzie gotowa najpóźniej jutro do południa.

Zapowiadała się bezsena noc pełna mozolnej pracy.

Nie rozumialam trochę uwag Scotta, bo mi osobiście kampania bardzo się podobała. Była inna niż jakakolwiek, którą dotychczas robiliśmy, a jej działanie miało być zupełnie inne niż standardowo - postawiłam na niewiele większą sprzedaż w dłuższej perspektywie, zamiast na króki wystrzał wielkiego zbytu, który skończyłby się po krótszym okresie. Scott najwyraźniej nie rozumiał mojego toku myślenia.

Still Into You (Into You #1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz