Rozdział 21

1.2K 46 1
                                    

- Już niedługo twoje urodziny! - uśmiechnięty Michael spojrzał na mnie z radosnymi iskierkami w oczach. Patrząc na niego nie mogłam pozostać poważna, więc na moje wargi również wpłynął uśmiech.

Osobiście znałam bardzo mało osób, które cieszyły się na swoje urodziny, ale ja byłam jedną z nich. Już od liceum ten specjalny dzień w roku kojarzył mi się z niezłą zabawą i fajną atmosferą. Z prezentami oczywiście też, ale z czasem one przestały mieć aż takie znaczenie.

- Niewątpliwie. Chciałam zrobić imprezę, ale muszę poszukać jakiejś miejscówki - odparłam oblizując swojego loda. Przez lejący się z nieba żar zaczął spływać mi malutkimi kroplami po dłoni. Wzrok Michaela na sekundę przeniósł się za moim językiem.

- A co powiesz na dom w Greenwich? - zmarszczyłam brwi na dźwięk tej propozycji.

Michael chyba kompletnie nie zdawał sobie sprawy, że moje urodziny zawsze wiązały się z tłumem ludzi i bałaganem, który po sobie zostawiali. Dom po jego pradziadkach byłby idealny, ale wizja tego, że moi goście mogli coś w nim rozwalić sprawiła, że od razu skreśliłam go z potencjalnej listy.

- Michael, to chyba nie jest najlepszy pomysł - spuściłam wzrok, kręcąc głową. Naprawdę bałabym się, że coś złego stałoby się w jego rodzinnym domu.

- Czemu? - stanął przede mną i uniósł moją brodę krzyżując nasze spojrzenia. - Myślisz, że mało imprez ten dom przeżył?

Patrząc po tym, jak zadbany był ogród i estetycznie wyglądał dom, absolutnie miałam prawo pomyśleć, że posiadłość służyła jedynie za miejsce zamieszkania. Raczej nie powiedziałabym, że kiedykolwiek odbywały się tam dzikie imprezy z wodospadami alkoholu. Nawet okolica wydawała się za spokojna na takie zabawy.

- No nie wygląda jakby codziennie huczała tam muzyka - blondyn przetarł kciukami szczyty moich policzków. Na krótką chwilę połączył nasze wargi.

- Sobota ci pasuje? - kiwnęłam głową. Objęłam Michaela pozwalając, żeby ciepło jego ciała osłoniło mnie przed nieprzyjemnym wiatrem.

Jego bliskość wciąż była dla mnie czymś nowym i próbowałam przyzwyczaić się do obecności kogoś innego niż Trevora. Michael robił wszystko delikatniej, a każdy nasz kolejny krok był dość powolny, bo to ja narzucałam tempo rozwoju tej relacji. Blondyn spokojnie czekał aż podejmę decyzję na co jestem już gotowa.

A nie byłam przygotowana na jeszcze milion kroków. Głównie ze względu na to, że próbowałam wyrzucić z głowy porównywanie Trevora i Michela, co przychodziło mi niemal automatycznie. Sposób, w jaki całowali. To, jak moje ciało reagowało na ich dotyk. Nie mając tej świadomości w pewnym momencie zaczęłam nawet analizować spojrzenia, które mi posyłali.

I za każdym razem dochodziłam do smutnego wniosku - Michael nie miał na mnie prawie żadnego działania. W przypadku Trevora wystarczyło jedno spojrzenie, żeby miękły mi kolana a do tego nie mogłabym skupić się na niczym poza nim. Przy Michaelu nie miałam takich problemów. Przeciwnie. Czasami bardziej zauważałam otoczenie niż jego samego.

- Sobota brzmi idealnie - odparłam, unosząc głowę. Na opanowanej twarzy blondyna wykwitł kolejny słodki uśmiech. Wplątał dłonie w moje włosy, zgarniając je z twarzy.

- Wpadnę jutro do ciebie do firmy i dam ci klucze. Jakbyś potrzebowała pomocy to dzwoń, okey? - kiwnęłam głową, a potem ponownie wtuliłam się w jego ciało.

Kompletnie nie wiedziałam, co miałam więcej powiedzieć. Ten facet właśnie powiedział, że - nie dość, że specjalnie przyjedzie do mojego stanu - da mi klucze do swojego rodzinnego majątku, jakby to była karta do garderoby. Z tymi słowami na moich ramionach osadziła się pewnego rodzaju presja, bo przecież już czułam, że któregoś dnia zapewne go zawiodę, a on właśnie wykazał się najwyższą formą zaufania.

***

- I co? Wymyśliłaś już motyw tegorocznej imprezy? - Trevor zarzucił nogi na blat swojego biurka, wpatrując się we mnie wyczekująco. Jego przygryziona warga momentalnie zwróciła moją uwagę i wywołała dreszcze na całym ciele.

Wszyscy moi znajomi wiedzieli, że miałam absolutnego świra na punkcie imprez tematycznych. Od początku liceum przerobiłam już masę różnych pomysłów, ale ani razu nie zawiodłam, ciągle wymyślając coś nowego. Za pierwszym razem zagroziłam, że jeśli ktoś się nie przebierze, to nie zostanie wpuszczony, więc wszyscy do dziś pilnowali motywów.

Paradoksalnie Trevor najbardziej wciągnął się w całą zabawę.

Oderwałam wzrok od jego przygryzionej wargi. Odchrząknęłam, żeby przywrócić mój mózg na normalne obroty i odgonić niegrzeczne myśli z jego ustami w roli głównej.

- Może tak, a może nie - odparłam tajemniczo, ale nie dałam rady powstrzymać cisnącego się na wargi uśmiechu.

Oczywistym był fakt, że wybrałam już motyw. W zasadzie zdecydowałam o nim w chwili, w której zgodziłam się zorganizować imprezę w domu Michaela. Większość ludzi z Jersey City nie będzie miała spejcalnego pojęcia, jak mają wybrać strój pod ten motyw, ale ważne było to, że ja doskonale wiedziałam.

- Nie bądź zołza i powiedz.

Momentalnie doznałam deja vu. W liceum Trevor zawsze chciał znać motyw przyjęcia jako pierwszy, żeby miał czas ogarnąć sobie jakieś ciuchy. Z racji, że miałam do niego słabość zdradzałam mu sekret kilka dni wcześniej, a on nie wygadał go nikomu. To była taka mała niepisana umowa między nami.

- Ale nie powiesz nikomu? - brunet uniósł ręce w obronnym geście. Widziałam ten radosny błysk w niebieskich oczach przyjaciela. - Robimy kowbojską imprezę!

Ja osobiście byłam zachwycona swoim pomysłem. Pomyślałam o butach kowbojkach i dużych kapeluszach, które idealnie pasowałyby do rancza za domem Michaela. Poza tym naprawdę chciałam zobaczyć moich znajomych w takich nietypowych ciuchach. Tegoroczny konkurs na najlepsze przebranie powinien być wyjątkowo ciekawy.

Trevor nie był w stanie ukryć zaskoczenia wpływającego na jego twarz. Rozchylił wargi, a jego oczy prawie podwoiły rozmiar.

- Kowbojską? To gdzie ty będziesz ją robić w stajni? - uciekłam wzrokiem, próbując odciągnąć trochę moment, w którym będę musiała coś mu odpowiedzieć.

Nie chciałam mówić mu, że zamierzałam zrobić imprezę u Michaela. Póki co powinno wystarczyć mu do informacji, że tym razem motywem przewodnim są kowboje, a reszty mógł dowiedzieć się już praniu.

- Zobaczysz - starałam się brzmieć tajemniczo i, patrząc po jego reakcji, nawet mi się to udało. - Nie mogę się doczekać, żeby popatrzeć sobie na ciebie w kowbojskim kapeluszu. To taka mała zemsta za to halloween w liceum. - Brunet wywrócił oczami z westchnięciem.

Doskonale wiedział, dlaczego nawiązałam do tej pamiętnej imprezy. Kiedyś w liceum postanowiliśmy przebrać się razem na imprezę, ale Trevor - w międzyczasie - zapoznał dziewczynę i nie raczył powiedzieć mi, że jednak zamierzał przebrać się z nią. Takim sposobem rozpowiedziałam wszystkim, że przebraliśmy się razem, bo nie miałam pojęcia, że on miał na sobie strój jakiegoś superbohatera.

- Myślałem, że skończyliśmy już ten temat.

- Owszem skończyliśmy - powiedziałam. Zamknęłam komputer i skrzyżowałam nasze spojrzenia. - Ale zadość uczunienie nastąpi dopiero, kiedy zobaczę cię w kowbojskim kapeluszu z kamizelką, rżącego jak koń. - Posłałam mu najszerszy uśmiech, jaki miałam w arsenale. Brunet wstał zza swojego biurka, żeby podejść do mnie.

Oparł się biodrami o mój blat i nachylił się bliżej.

- Wiesz, że dla ciebie przebrałbym się nawet za odkurzacz z Teletubisiów. - Poczułam gorąco wpływające na moje policzki, uciekając spojrzeniem.

Trevor bał się odkurzacza z Teletubisiów, nawet jako dorosły facet, więc po jego słowach miałam pewność, że nasza przyjaźń ma dla niego znaczenie. I ta myśl była trochę pocieszająca.

Still Into You (Into You #1)Där berättelser lever. Upptäck nu