5. gute Belohnung für gutes Benehmen

51 14 13
                                    

— Frau Geiser?

— Sind Sie hier? — zawtórował drugi facet, najwyraźniej też czekający pod drzwiami trzysta piątki.

Zygmunt rozpoznał tego pierwszego jako szwaba, który przywiódł go do tej wspaniałej w porównaniu z resztą Brzezinki utopii, a wnioskując po mniej ordynarnej manierze drugiego, był to jakiś ważniejszy gość, który pewnie miał załatwić z Geiser jakieś ważne, naukowe rzeczy. Wykąpać jakichś Żydów w kwasie, zszyć paru ludzi w jedno, coś takiego.

— Ja, ein Moment, bitte, Herren!

Wypowiadając to krótkie zdanie, szwabka po raz kolejny zadziałała z przerażającą niemal szybkością, celnie kopiąc w tył kolana Zygmunta. Chcąc nie chcąc, przegrał to starcie z biologizmami i upadł na klęczki, a zanim zdążył zaprotestować, poczuł zimną rękę zginającą jego kark w dół.

Frau Geiser najwyraźniej przysunęła się bliżej, bo kiedy odezwała się znowu, tym razem szeptem, wyraźnie czuł jej słowa na płatku ucha:

— Nie ruszaj się teraz i daj mi to załatwić, inaczej skończy się ta cała poezja. — Ostry syk, po którym Zygmunta autentycznie zmroziło. Faktycznie nie mógł się poruszyć, jedynie zadrżał i wbił wzrok w podłogę. Może i nie złamała go do końca, ale na pewno zafundowała niezły szok. — In Ordnung, Sie dürfen reinkommen — odparła Geiser tamtym, jakby nigdy nic. Plugawa szwabka. Do pomieszczenia faktycznie weszło dwóch mężczyzn, sądząc po krokach. — Pardon, ich habe den Juden untersucht. Über Asthma. Er ist ziemlich unverschämt, aber ich nehme an, er wird sich jetzt benehmen. Worum geht es, Herren?

— Es geht um die heutigen Autopsien. Doktor Mengele hat Sie gebeten...

Dalej mówili nieco szybciej i wciąż po niemiecku, jednak nie zanosiło się na to, żeby odnosiło się to do niego, więc prawdopodobnie nie było się czego bać. No, oprócz tej sprawy z poezją. Dlaczego szwabi musieli mu wszystko utrudniać, do cholery?

Już myślał, że tamci wychodzą po przekazaniu doktor Geiser jakiejś niezwykle ważnej informacji, kiedy, wciąż w żałosnej niemal pozycji lustrując podłogę, poczuł na karku dłoń. Męską i szorstką, zdecydowanie nie taką jak miała Geiser.

Szwab rzucił chyba jakimś żartem, a potem dał temu dowód, prychając krótkim śmiechem, jednak po tym nie usłyszał spodziewanego wtóru ze strony kobiety. To było co najmniej dziwne.

— Fass den Jude nicht an. — Jeszcze dziwniejsze było to, że mówiła całkiem poważnie, zimno, prawie jak do... Żyda? — Er gehört mir und ich bin derjenige, der ihn befiehlt, verstanden?

Niemiec cofnął rękę jak niepyszny.

— Ah. Natürlich. Großartige Arbeit mit dem Juden, er benimmt sich sicherlich akzeptabel.

— Danke schön, Herren. Auf Wiedersehen.

— Auf Wiedersehen, Frau Geiser.

Obaj wyszli z klitki, najwyraźniej niezrażeni do swojej współpracowniczki mimo jej zaskakująco opryskliwej postawy pod koniec całej dyskusji. Zaskakujące, jak szwabi traktują się nawzajem, a później wciskają innym ten kit o rasie wyższej i cywilizowanej bardziej niż wszystkie inne. Zygmunt chyba nigdy do końca nie pojmie ich filozofii narodowej.

— Możesz już wstać — rzuciła do niego Niemka. Nie chcąc wyjść na poddanego durnej szwabce, zrobił to dopiero po chwili wahania i poczuł, że zaczyna nieco panować nad wszechogarniającym go dreszczem, zimnym i nieprzyjemnym. — Dobrze się spisałeś. W sensie, nadal jesteś pyskaty i nadal oczekuję od ciebie szacunku, ale dobrze, że w poważniejszej sytuacji zachowałeś adekwatną postawę. Może nie jesteś skończonym idiotą. Może — podkreśliła, widząc jak błękitne oczy mężczyzny nieznacznie się rozświetlają.

FAHRRADSATTEL [PL]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora