Cała jego klatka piersiowa została pokryta odcieniami różu i czerwieni. Nie pozostał dosłownie żaden ślad pierwotnego koloru skóry, dobitnie zastąpionego różem, fioletem, purpurą, czerwienią, czasem usłanych drobnymi zadrapaniami albo kropkami w nieco odcinającym się kolorze.
Położył dłoń na swoim mostku, przesunął nieco w dół i nagle zalała go fala niespodziewanego ciepła i ulgi.
Był w normalnym, spokojnym domu, z w gruncie rzeczy dobrą kobietą, leżał w ogromnej wannie, nad nim unosił się zapach lawendy, brzoskwini, orchidei i Bóg wie, co jeszcze było napisane na etykiecie pozostawionego mu olejku. Nie był głodny, nie był zmęczony, miał okazję zmyć z siebie długi, wielotygodniowy brud, który przy zwykłym opłukaniu się pod zimną wodą nie schodził odpowiednio.
Zamoczył włosy, poprzesuwał palcami między kosmykami, pozbywając się w kilka chwil każdego nieodpowiedniego lokatora. Otaczała go gęsta piana, robiąca wrażenie, jak gdyby leżał pod pierzyną, ściany nie przypominały surowych, szarych bloków, zaś w rogu pozwolił zapalić sobie świece zapachowe z nutką czerwonego wina.
Brakowało jeszcze przyjemnej muzyki i czułby się idealnie.
Niestety, sielankę przerwało mu stuknięcie otwieranych drzwi. Poderwał się gwałtownie, rozglądając oszołomiony po pomieszczeniu, skuliwszy się w wannie, aby nieodpowiedni gość nie dostrzegł zbyt wiele z jego ciała.
— Strasznie długo ci to zajmuje, 213769 — wyjaśniła swoje pojawienie się Geiser, podchodząc do toaletki w rogu, wyjmując z niej jakiś kosmetyk i poczynając rozsmarowywać go sobie na twarzy. — Ja też mam plany na dziś i wydawało mi się, że zamierzasz siedzieć tutaj mniej niż godzinę.
— Plany? — powtórzył skołowany. Cóż, szwabka miała życie prywatne i to w zasadzie normalne, nie powinien się dziwić, ale jakoś liczył na spędzenie czasu stricte z nią w najbliższym czasie, w końcu z jakiegoś powodu pozwoliła mu tu mieszkać, tak? — Godzinę? — To doszło do niego dopiero później, acz okazało się być równie zaskakujące.
— Ano — przytaknęła, pochylając się odrobinę w jego stronę, bezceremonialnie wkładając dłoń do wody (Zygmunt skulił się w rogu przestrzeni, chcąc uniknąć kontaktu fizycznego w tak niezręcznej sytuacji) i wyciągnęła korek. Woda poczęła się wlewać do odpływu z monotonnym szumem. — Dlatego teraz ładnie ubierz się w to, co ci przyszykowałam, wysusz włosy i znajdź sobie zajęcie. — Nie raczyła na niego spojrzeć, beznamiętnie rozprowadzając białawy płyn naokoło oczu, nosa i ust. Po krótkim namyśle, z odrobinę większą uwagą, dodała: — Umiesz przygotować jakiś posiłek?
— Mniej więcej.
Po rocznej izolacji w Warszawie zdążył nabrać wielu domowych umiejętności, bo co innego miał robić w swojej sytuacji. Zdesperowany chwycił pierwszy z brzegu ręcznik, starannie przepasując się nim w pasie, nawet jeśli przez ułamek sekundy musiał do tego celu stanąć wyprostowany. Szwabka i tak nie patrzyła.
A potem dostrzegł jej nieznaczny uśmiech w lusterku toaletki.
— Więc masz już zajęcie — odparła zadowolona, podczas gdy on z trudem spowodowanym nadal wilgotnymi dłońmi i klatką piersiową, usiłował zapiąć koszulę. Całkiem miła w dotyku, niespecjalnie szorstka, ciepła, zaskakująco dopasowana. — Przygotuj kolację dla trzech osób, tylko dla siebie coś małego, żeby ci się żołądek przyzwyczaił.
Czyli takie miała plany. Mógł się domyślić, że na tyle ładna i inteligentna kobieta w średnim wieku musi kogoś mieć. Nie tłumaczyło to wszystkiego, dodając raczej więcej pytań, ale przynajmniej nie będzie miał złudzeń.
YOU ARE READING
FAHRRADSATTEL [PL]
Historical FictionGdy Zygmunt trafił do KL, nie spodziewał się, że pozna tutaj pewną kobietę. Nie spodziewał się też tego, że kobieta nie będzie znała ani słowa po hebrajsku i raczej będzie stronić od judaizmu. Oraz tego, że kręcą go takie rzeczy. Był w końcu tym dum...