26. eine Art Masochismus-Tango

36 5 16
                                    

Nawet, gdyby wiedział od razu dokąd dokładnie zmierzają w ramach owej niespodzianki, którą obiecała mu Niemka, nie spodziewałby się zobaczyć właśnie takiego domu. Jeden ze znanych mu współwięźniów, z tych lepiej ustawionych, przynależał do komanda odpowiedzialnego za wszelkie prace budowlane i pokrewne, także te na korzyść stricte samych szwabów.

Z tego, co zasłyszał, to ci względnie bogatsi i wyżej postawieni pracownicy obozu lubili sobie pozwalać na kretyńskie kaprysy i wymyślne wille, przy których budowach lub przebudowach musiały pracować setki, jak nie tysiące semitów, Polaków, losowych przestępców politycznych i kto tam jeszcze trafiał się w KL. Splendor, przepych, podkreślenie wyższości rasy aryjskiej, tym podobne sprawy.

Jednak teraz, po około pół godzinie jazdy czarnym mercedesem z Niemką w charakterze kierowcy, kiedy siedział w pojeździe i obserwował, jak wyżej wspomniana otwiera zwyczajną brązową bramę, zastanawiał się, czy to nie jakiś podstęp i czy Geiser na pewno właśnie tutaj pomieszkuje.

Trochę bluszczu pięło się po ceglanych ścianach, dach był czarny, kontrastując z pozostałym na nim śniegiem, a okiennice i drzwi wykonane ze zwykłego, ciemnego drewna. Metraż przypominał zwyczajny, prosty domek na wsi, a ogród nie był pedantycznie ułożony i wypełniony egzotycznymi roślinami; ot, parę grządek, zagajnik z kilku drzew i nieliczne krzewy.

Całkiem... Normalnie. Może była kimś w rodzaju chłopomanki, tak jak wszyscy ci artyści dwie dekady temu?

Tylko w takim razie, dlaczego obdarzała cenną atencją jakiegoś Żydka rodem z Warszawy, względnie najmniej wiejskiego miejsca w całej Polsce? 

Eh, ci szwabi. Wiecznie niezdecydowani.

— Zdradziłam ci już, że spędzimy tu trzy dni, ale nie miałam na myśli tego, że będziesz spał w garażu.

Głos Niemki wyrwał go z tego chwilowego skupienia na myślach. Sama już stała na zewnątrz pojazdu, wyciągając z tylnego siedzenia jakąś skórzaną torbę na ramię i równocześnie obserwując poczynania towarzysza.

Kiedy wywlókł się z auta, kiwnęła głową z zadowoleniem i zamknęła samochód na klucz, to samo po chwili robiąc z drzwiami do garażu (tu też, na całe szczęście, poczekała, aż Zygmunt też opuści dane miejsce).

— Jesteś straszliwie cichy. Spodziewałeś się pałacu czy czegoś? Mówiłam, że to będzie dla ciebie duża gradacja, aczkolwiek patrząc na to, gdzie dotąd przebywałeś, to tymczasowe przeniesienie się do środowiska życia przystającemu prawdziwemu człowiekowi, aryjczykowi, właśnie tym jest, wedle wszelkich logicznych przesłanek.

— Jeżeli cały czas będziesz gadać o rasach, hierarchii i wszystkich innych waszych filozoficzno–narodowych bredniach, to powiedz przynajmniej, że masz w domu fenolol — burknął, przewracając oczami i splatając ręce na piersi, kiedy kobieta otwierała drzwi frontowe kolejnym kluczykiem.

— Tego nie, ale jakieś trucizny powinny się znaleźć. Możesz odwiesić płaszcz tutaj, buty odstaw przy kaloryferze, niech przeschną. Ah, i myślę że nie obrazisz się za filiżankę herbaty? — dodała podejrzanie radośnie, jakby co najmniej planowała zalać ją cykutą zamiast wody.

Może właśnie tak miało być, a nagrodą za grzeczne zachowanie Żyda miała być możliwość zostania obiektem badania Frau Geiser podczas sekcji zwłok. Może już coś mu dosypała do herbaty, jeszcze w obozie?

Przecież na myśl o takim bardzo niemieckim podstępie i bardzo uważnym studiowaniu jego martwego ciała przez losową szwabkę nie powinien poczuć tego zabawnego telepania. I absolutnie go nie poczuł, rzecz jasna.

FAHRRADSATTEL [PL]Where stories live. Discover now