22. Alkohol auf ihren Lippen

28 8 14
                                    

— No, no, 213769. Kto by pomyślał, że taki będziesz chętny do demonstracji swojej zuchwałości.

Rozkleił powieki, czując jak nadal nieco kręci mu się w głowie, ale wciąż nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Zatoczył lekki łuk głową, kiedy obraz przed oczami zaczął mu się nieco wyostrzać i spróbował szarpnięciem podnieść rękę. Bezskutecznie, ale przynajmniej uświadomił sobie kolejną rzecz odnośnie swojego obecnego położenia.

Ktoś przywiązał go do jednego z krzeseł w gabinecie pani Geiser tak skutecznie, że ani mógł myśleć o ruchu wykraczającym poza zgięcie palców albo kiwanie głową.

Sama pani Geiser natomiast siedziała prawie tuż przed nim, na biurku, machając nogą założoną na nogę i trzymając w dłoni niewielki, ozdobny kieliszek wypełniony jakimś karmelowym płynem. Nagle nabrał ambiwalentnego w odczuciu przeświadczenia, że przecież doskonale wie, kto stoi za jego obecnym stanem.

— Tym razem się budzimy, hmm? — powiedziała z uśmiechem, sprawnie łapiąc z nim kontakt wzrokowy. — O, proszę, próbujesz coś mówić, czyli faktycznie z ciebie schodzi. Wybacz, ale wiesz chyba, że takiego zachowania nie powinnam pochwalić.

— Ale...

Był zachrypnięty, jak tuż po solidnej drzemce. Chwilę potrwa, zanim w pełni odzyska sprawność strun głosowych.

— Nie mieszajmy w to żadnej Alicji. Ładnie ukruszyłeś jedynki temu profesorowi, przyznam ci to, mój słodki.

— Było ci chyba źle.

— Może trochę. — Wzruszyła ramionami. — Aczkolwiek akurat z takimi umiem sobie radzić. Jakby mnie dotknął, pewnie sama wymierzyłabym mu kopniaka, a potem szepnęła słówko komu trzeba. Czyżbyś nie wierzył w moje doświadczenie z facetami w tym systemie? Bywają nieznośni.

— Ale chciałem pomóc. I pomogłem, bo wyszli.

— I skłoniłeś mnie do użycia uspokajacza, żeby nie było.

Szarpnął się znowu, z zadowoleniem notując, że wracało mu czucie. Tyle tylko, że nadal był skrępowany solidnym, konopnym sznurkiem i przytroczony sprytnie do krzesła. Wyglądało na wygodne, ale coś mu podpowiadało, że im dłużej będzie na nim rezydował, tym bardziej ciało zacznie mu drętwieć i nieprzyjemnie pobolewać.

Kobieta przekręciła głowę i upiła łyk swojego karmelowego napoju.

— Nic mi nie powiesz?

Butnie zmarszczył brwi.

— A ten uspokajacz to musiał iść w parze ze sznurkiem? — dociekał, brzmiąc jak dziecko, którego ojciec miał czelność pokroić mu kanapki nie w ten sposób, co trzeba.

— Unieruchomienie obiektu, na wypadek gdyby za szybko się ocknął i znów próbował zająć się gośćmi.

— To skoro już ich tu nie ma, to mnie rozwiążesz, tak? — Nie odpowiedziała, zamiast tego znowu maczając usta w czymś, co jak się zastanowić, wyglądało na likier, lepki i słodki. — Rozwiążesz mnie?

— Nie sądzisz, że gdybym chciała cię puścić tak od razu, to obudziłbyś się po prostu na krześle, Żydku?

Trafiony punkt. Szwabka wydawała się całkiem nieźle bawić, szczególnie że umiała skutecznie wiązać, a prawdopodobny alkohol był jej własnym wyborem; musiała go lubić.

Oblizała wargi i odstawiła niemal pusty kieliszek z powrotem na biurko, jednak nie kwapiła się, żeby zeskoczyć z blatu i zająć się rozplątywaniem konopnego sznurka. Zapewne gdyby zmieniła trochę pozycję, bez trudu mogłaby oprzeć nogę w wysokim bucie na podłokietniku krzesła lub siedzeniu między lekko rozchylonymi nogami Zygmunta.

FAHRRADSATTEL [PL]Where stories live. Discover now