39. ein Frühstück mit etwas moralischem Kater

12 4 0
                                    

— Książę, pora wstawać. — Poczuł drobną dłoń szturchającą go w ramię. Niby robiło się już jasno, ale nie zamierzał otwierać oczu, głębiej chowając twarz w pościel. — Nie grymaś, spieszy mi się.

— Nie... — mruknął przeciągle, dodając jeszcze jakieś argumenty za swoją tezą.

Sen był przecież ważną sprawą, a on jeszcze nie zdążył porządnie wypocząć. Dotychczas pozwalała mu spać do którejkolwiek godziny, a tego ranka jeszcze całe jego ciało szczypało, łaskotało albo pobolewało w zupełnie losowych miejscach.

Przesunął dłonią po swoich obojczykach, czując dziwne ciepło w tamtej okolicy; słabo pamiętał miniony wieczór, ale musiało być ciekawie. Zwłaszcza, że jednak obudził się w łóżku Geiser, a nie, jak mu przysięgała, na kanapie.

— Wracamy dzisiaj do Birkenau, pamiętasz? — Użyła całej swojej niemieckiej siły, aby zedrzeć z niego kołdrę, co udało się tylko ze względu na jego niewyspanie. — Chciałam zaproponować zjedzenie czegoś porządnego, zanim znowu trafisz do trzysta piątki.

— Ale nie jestem głodny... — Na moment oślepił go blask słońca przebijającego się przez cienkie zasłony, jednak zanim zdążyło go to rozbudzić, przekręcił się tak, by całe lico schowało się w poduszkę. — Jeszcze chwila, pani Geiser...

— A potem będziesz narzekał. — Mimo jego zatwardziałych protestów, szarpnęła za kołnierz kraciastej koszuli, ustawiając mężczyznę do pozycji siedzącej. Ku jego wielkiemu ubolewaniu i spojrzeniu przypominającym Kota, gdy wyjaśniało się mu, że jest za duży na wchodzenie pańciowi na kolana. — Ubierz się, zjedz śniadanie i wyjeżdżamy.

Niechętnie, z przymrużonymi oczami rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miękkiej koszuli i szelek, lecz nic takiego nie znalazł. Ze stosunkowo męskich ubrań w pobliżu znajdował się jedynie znoszony i wyblakły, aczkolwiek wyraźnie wyprany, pasiak. Zerknął na niego, potem z pytaniem w oczach przechodząc do Geiser, potwierdzająco kiwającej głową.

— Naprawdę muszę?

— Dość już miałeś gradacji na te trzy dni, 213769 — odparła.

Była już całkiem ubrana, elegancka marynarka i koszula doskonale pasowały do kształtu jej ciała, a włosy, zamiast cudownie opadać na ramiona, zostały schludnie spięte nieco powyżej karku.

Niby ładny wizerunek, szwabka zawsze prezentowała się zresztą ładnie, lecz o wiele bardziej wolał ją w sukienkach. Albo w piżamie. Albo bez ubrań.

— Ależ ty się ślicznie czerwienisz. — Tym razem na jej ustach pojawił się uśmiech rozczulenia, powiększony, gdy Zygmunt zakrył twarz dłońmi, odruchowo pragnąc odsunąć coś tak żenującego sprzed oczu kogokolwiek innego. — No, już. — Nachyliła się, by cmoknąć go w palące czoło. — Zejdę na dół i zrobię ci tosty francuskie, chciałbyś?

Pokiwał głową, odsłoniwszy twarz dopiero po upewnieniu się o nieobecności kobiety.

Tak więc pasiak. Świetnie.

Bez przekonania począł rozpinać guziki koszuli, z każdym jednym odkrywając nowy pociemniały ślad, odbitkę zębów, zadrapanie lub siniak, jeszcze niedojrzały i raczej czerwonawy niż fioletowy. Owa mozaika pokryła cały jego blady tors, nie zostawiając prawie w ogóle naturalnego koloru skóry.

Z tego co czuł, z jego plecami nie było lepiej, a podobnie podrażnionych zostało i kilka miejsc poniżej pasa. Cholera, Geiser wdała się chyba kompletnie wszędzie.

Prędko nałożył na siebie niebiesko–białą, drapiącą koszulę, po czym zajął się też spodniami, odkrywszy to, co przypuszczał; został dobitnie oznakowany przez Geiser i stan ten utrzyma się przynajmniej przez tydzień.

FAHRRADSATTEL [PL]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt