— Książę, pora wstawać. — Poczuł drobną dłoń szturchającą go w ramię. Niby robiło się już jasno, ale nie zamierzał otwierać oczu, głębiej chowając twarz w pościel. — Nie grymaś, spieszy mi się.
— Nie... — mruknął przeciągle, dodając jeszcze jakieś argumenty za swoją tezą.
Sen był przecież ważną sprawą, a on jeszcze nie zdążył porządnie wypocząć. Dotychczas pozwalała mu spać do którejkolwiek godziny, a tego ranka jeszcze całe jego ciało szczypało, łaskotało albo pobolewało w zupełnie losowych miejscach.
Przesunął dłonią po swoich obojczykach, czując dziwne ciepło w tamtej okolicy; słabo pamiętał miniony wieczór, ale musiało być ciekawie. Zwłaszcza, że jednak obudził się w łóżku Geiser, a nie, jak mu przysięgała, na kanapie.
— Wracamy dzisiaj do Birkenau, pamiętasz? — Użyła całej swojej niemieckiej siły, aby zedrzeć z niego kołdrę, co udało się tylko ze względu na jego niewyspanie. — Chciałam zaproponować zjedzenie czegoś porządnego, zanim znowu trafisz do trzysta piątki.
— Ale nie jestem głodny... — Na moment oślepił go blask słońca przebijającego się przez cienkie zasłony, jednak zanim zdążyło go to rozbudzić, przekręcił się tak, by całe lico schowało się w poduszkę. — Jeszcze chwila, pani Geiser...
— A potem będziesz narzekał. — Mimo jego zatwardziałych protestów, szarpnęła za kołnierz kraciastej koszuli, ustawiając mężczyznę do pozycji siedzącej. Ku jego wielkiemu ubolewaniu i spojrzeniu przypominającym Kota, gdy wyjaśniało się mu, że jest za duży na wchodzenie pańciowi na kolana. — Ubierz się, zjedz śniadanie i wyjeżdżamy.
Niechętnie, z przymrużonymi oczami rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miękkiej koszuli i szelek, lecz nic takiego nie znalazł. Ze stosunkowo męskich ubrań w pobliżu znajdował się jedynie znoszony i wyblakły, aczkolwiek wyraźnie wyprany, pasiak. Zerknął na niego, potem z pytaniem w oczach przechodząc do Geiser, potwierdzająco kiwającej głową.
— Naprawdę muszę?
— Dość już miałeś gradacji na te trzy dni, 213769 — odparła.
Była już całkiem ubrana, elegancka marynarka i koszula doskonale pasowały do kształtu jej ciała, a włosy, zamiast cudownie opadać na ramiona, zostały schludnie spięte nieco powyżej karku.
Niby ładny wizerunek, szwabka zawsze prezentowała się zresztą ładnie, lecz o wiele bardziej wolał ją w sukienkach. Albo w piżamie. Albo bez ubrań.
— Ależ ty się ślicznie czerwienisz. — Tym razem na jej ustach pojawił się uśmiech rozczulenia, powiększony, gdy Zygmunt zakrył twarz dłońmi, odruchowo pragnąc odsunąć coś tak żenującego sprzed oczu kogokolwiek innego. — No, już. — Nachyliła się, by cmoknąć go w palące czoło. — Zejdę na dół i zrobię ci tosty francuskie, chciałbyś?
Pokiwał głową, odsłoniwszy twarz dopiero po upewnieniu się o nieobecności kobiety.
Tak więc pasiak. Świetnie.
Bez przekonania począł rozpinać guziki koszuli, z każdym jednym odkrywając nowy pociemniały ślad, odbitkę zębów, zadrapanie lub siniak, jeszcze niedojrzały i raczej czerwonawy niż fioletowy. Owa mozaika pokryła cały jego blady tors, nie zostawiając prawie w ogóle naturalnego koloru skóry.
Z tego co czuł, z jego plecami nie było lepiej, a podobnie podrażnionych zostało i kilka miejsc poniżej pasa. Cholera, Geiser wdała się chyba kompletnie wszędzie.
Prędko nałożył na siebie niebiesko–białą, drapiącą koszulę, po czym zajął się też spodniami, odkrywszy to, co przypuszczał; został dobitnie oznakowany przez Geiser i stan ten utrzyma się przynajmniej przez tydzień.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
FAHRRADSATTEL [PL] | enemies to lovers
Tarihi KurguGdy Zygmunt trafił do KL, nie spodziewał się, że pozna tutaj pewną kobietę. Nie spodziewał się też tego, że kobieta nie będzie znała ani słowa po hebrajsku i raczej będzie stronić od judaizmu. Oraz tego, że kręcą go takie rzeczy. Był w końcu tym dum...