16. Kaffee, Tee und Himbeeren

43 10 19
                                    

Trudno było uwierzyć, że znajduje się w mieście, w prawdziwej restauracji, na wygodnym krześle i w normalnych ubraniach. Wpierw miał ochotę wybrać puchowy fotel naprzeciwko, lecz ten został zajęty przez Geiser, tak więc mężczyźnie pozostało drewniane krzesło pokryte na siedzeniu i oparciu bordowym materiałem. I tak znacznie wygodniejsze od obozowej pryczy.

Wpatrywał się w menu, co jakiś czas kątem oka zerkając na rozbawioną kobietę naprzeciwko. Niby byli w Polsce, ale wszystko tutaj pisało po szwabsku i kompletnie nie wiedział, co jest czym.

Parę rzeczy skojarzył, owszem, ale jak już mógł wybierać, to chciał porządnie. A kobieta wyraźnie czekała, aż zostanie zmuszony, by prosić o pomoc.

— Wezmę... — Zawahał się, nie mogąc znieść dłużej tej tortury, lecz równocześnie nie będąc w stanie odczytać żadnej nazwy prawidłowo. — Himberenvergnungen, a do picia — tu zmrużył oczy, by przeczytać kolejny trudno brzmiący wyraz z ładnym obrazkiem obok — Himbeerjohannisbeertee.

— Ach tak? — Uniosła brew, sama zerkając po raz ostatni w swoją kartę dań. — Ja chyba wezmę zwykły sernik i kawę z mlekiem, ale mogę cię dzisiaj wynagrodzić czymkolwiek, co ci przyjdzie do głowy, więc wyjątkowo spełnię twoje życzenie.

Chociaż kelnerki podchodziły do reszty klientów, Geiser wstała aby złożyć zamówienie przy ladzie, jak gdyby celowo pragnąc uniknąć interakcji Zygmunta z kimkolwiek innym.

Obserwował, jak rozmawiała z brunetką przy ladzie, gestem wskazując na stolik, przy okazji zerkając, czy blondyn aby nie wymknął się w tej chwili nieuwagi, zaś następnie wróciła do niego dziarskim krokiem, usiadła naprzeciwko i poprawiła spięte nieelegancko z tyłu głowy kosmyki.

— Aż jestem zaskoczona twoim wzorowym zachowaniem. — Oparła się o blat stołu, w jakiś sposób kocio się przy tym przeciągając. — Jeszcze ani nie pyskowałeś, ani nie robiłeś głupot, nie wspominając już o uciekaniu, o co chyba najbardziej się martwiłam.

Nie odpowiedział, głównie dlatego, że jakimś cudem jego umysł został opróżniony ze wszystkich ciętych ripost jakie poznał w swym dwudziestoparoletnim życiu.

Wpatrzył się w stolik, odrobinę podkurczając ramiona. Wywołał tym najwyraźniej kolejną falę rozbawienia szwabki, zwieńczoną parsknięciem śmiechem i stwierdzeniem:

— Bardzo ładnie, pięknisiu, z taką postawą będziesz zasługiwał na więcej przywilejów.

— Pięknisiu? — powtórzył coraz bardziej zakłopotany i skołowany.

To zdecydowanie świadczyło, że uważa go za ładną osobę, inaczej po co używałaby takiego zdrobnienia? Jego wnętrzności odtańczyły jakąś dziwną choreografię, zaś końcówka wypowiedzianego wyrazu zabrzmiała nadto piskliwie.

— Niestety, w miejscu publicznym nie mogę się zwracać do ciebie adekwatnie — westchnęła, przesuwając palcem po drewnie, na co mężczyznę przeszedł nieopanowany dreszcz.

Bez przesady, nie mógł się tak ekscytować byle gestem Niemki, to się już robiło żałosne! A mimo tego, jego nogi podskoczyły, a kolana zetknęły się ze sobą, jak u jakiejś szesnastoletniej dziewicy na pierwszej randce. Cholera, to tylko kobieta, co z tego, że nieprzeciętnej urody, przecież miał okazję przespać się z lepszymi i reagował znacznie normalniej.

— Mam jeszcze imię — mruknął od niechcenia, choć odpowiedź nie przerosła jego oczekiwań.

— Imię adekwatne dla człowieka — nacisnęła, ani na niego nie patrząc; zamiast tego wyciągnęła podręczne lusterko z kieszeni, zaraz za nim szminkę, po czym bezpruderyjnie nałożyła jej warstwę na usta. Okrycie wierzchnie zsunęła z ramion, stukając w nie końcówkami paznokci. — Nie siedź jak ten słup, odwieś mój płaszcz w adekwatne miejsce.

FAHRRADSATTEL [PL]Where stories live. Discover now