27

81 14 1
                                    

Takemichi był pewien, że udało mu się zmienić przyszłość - Baji był wciąż żywy, a Kazutora został na wolności. Jednak bał się, że dziewczyna za bardzo poświęciła się dla tej sprawy.

Teraz wszyscy, którzy znali się z Naomi czekali na wieści od lekarza na szpitalnym korytarzu. Kapitanowie każdej z dywizji stali zniecierpliwieniu, jednak starali się, aby nie było po nich widać strachu. Chifuyu siedział na krześle kilka metrów od reszty, oparty o swoje łokcie i płakał o obawie o życie swojej najlepszej przyjaciółki. Zaczynał się obwinąć, w końcu to on z Hanagaki'm namówił ją do współpracy. Nie wybaczyłby sobie, gdyby z tego nie wyszła cało.

Najgęstsza atmosfera była pomiędzy Kazutorą, a Keisuke. Obaj jeszcze na miejscu zdarzenia byli pogrążeni w histerii. Dla każdego nich dziewczyna była niebywale ważna. Chwilowo ochłonęli i przyglądali się sobie nawzajem z agresją. Dla każdego z obecnych powód ich zachowania był oczywisty.

- Skąd ją znasz? - wydusił w końcu z siebie te słowa jeden z nich, nietrudno było zauważyć pretensjonalny ton jego wypowiedzi.

- Ze szkoły. - odpowiedział zdawkowo, podobnym tonem. - A ty?

- To moja dziewczyna. - prychnął, a na twarzy Keisuke malowało się zdziwienie i irytacja. - Poznałem ją, jak była załamana przez jakiegoś dupka, który się nią zabawił. Wiesz może o kogo chodzi? Bo chętnie spuściłbym mu wpierdol. - powiedział zaciskając zęby przy końcu zdania.

Baji postanowił nie odpowiadać. Rozumiał swojego przyjaciela, motywy, które go napędzały do takiego działania. Jednak był też niesamowicie wkurwiony, że dziewczyna została dźgnięta i nie wiadomo w jakim jest stanie.

- A mi się wydaję, że jednak coś kurwa wiesz. Jestem popierdolony Keisuke, ale nie głupi. - ciągnął swoją wypowiedź.

- Zamknij się do cholery! Ona tam walczy o życie! - krzyknął do swojego przyjaciela, chociaż w tym momencie bardziej pasowałoby określenie rywala.

- Baji ma rację Kazutora. Wyjaśnicie to sobie potem. - stanął obok nich Draken, który przyglądał się im od dłuższej chwili.

Następne kilka minut spędzili w ciszy, mimo że obaj byli gotowi rzucić się sobie do gardeł i opanowanie się graniczyło nie było niczym łatwym.

W końcu z sali, w której znajdowała się dziewczyna, wyszedł lekarz. Nikt nie był przygotowany na złą wiadomość. Wszyscy wpatrywali się w niego z ciekawością.

- Czy ktoś z państwa jest spokrewniony z pacjentką? - zapytał.

- Jestem jej bratem! - krzyknął zapłakany Chifuyu. Wiedział, że lekarz nie wyjawi nic o jej stanie komuś niespokrewnionemu.

- W takim razie proszę skontaktować się z opiekunem prawnym, abyśmy mogli kontynuować leczenie. Niestety nie mogę wyjawić Panu zbyt wielu informacji, ponieważ jest Pan wyraźnie niepełnoletni. - powiedział doktor.

- Czyli żyje? Nic jej nie będzie? - dopytywał.

- Pacjentka żyje, jednak proszę pilnie wezwać jej opiekuna prawnego. Niestety nic więcej nie mogę Panu przekazać. - powiedział i ruszył w stronę windy.

Członkowie gangu odetchnęli z ulgą. Chifuyu mimo że wiedział, że jej brat nie przyjmie tej wiadomości łatwo, postanowił niezwłocznie podzielić się z nim informacją ją, że Naomi jest w szpitalu. Mimo że żadnej z obecnych chłopaków nie mógł teraz odwiedzić dziewczyny postanowili zostać w szpitalu, jakby był to ich obowiązek.

Daichi stosunkowo szybko pojawił się na miejscu. Udał się na rozmowę z lekarzem, który opowiedział mu o obecnym stanie jego siostry. Od razu potem zjawił się pod salą, w której się znajdowała.

- Kto się do kurwy odważył skrzywdzić moją siostrę?! - krzyknął wściekły.

Każdy ze zgromadzonych (no może oprócz Takemichi'ego) potrafił się bić, więc mężczyzna nie wydawał się dla nich zagrożeniem. Mimo to każdy zląkł się na jego widok. Po części każdy z nich czuł się winny za to, co się stało.

Niespokojny wzrok młodego mężczyzny spoczął na Kazutorze.

- To byłeś ty?! - krzyknął tuż przed jego twarzą i bez chwili zawahania uderzył do w twarz. Kazutora nie spodziewał się tak silnego ciosu.

- To był wypadek. - zaczął mamrotać.

- Nie obchodzi mnie, jak to się stało! Kurwa! Od początku mówiłem, żeby się z tobą nie spotykała! Wiedziałem, że przyniesiesz jej tylko pecha! Zajebie cię skurwysynie! - wykrzykując kolejne obelgi w jego stronę okładał Torę ciosę, a on nawet nie próbował się bronić czy mu oddać.

- Daichi... Zostaw go. Narobisz sobie problemów, bijąc nieletniego. - odezwał się Chifuyu.

- To co powiniem twoim zdaniem teraz robić?! Moją siostra właśnie walczy tam o życie... - załamał mu się głos. - Przygarnąłem ją do siebie, mimo źe wcześniej praktycznie jej nie znałem. Obiecałem sobie dać jej dom, miłość, której nasz zasrany ojciec nigdy jej nie okazał i przede wszystkim ją chronić. A teraz? Teraz słyszę od lekarza, że następne 24 godziny będą decydujące... Rozumiesz to, Chifuyu? Ona walczy tam o życie... W każdej pierdolonej chwili mogę usłyszeć, że od nas odeszła... - zaczął płakać, zastępując wściekłość smutkiem.

- N.. Naomi, o...ona może nie przeżyć? - powiedział jąkając się pobity przed chwilą chłopak.

- Głuchy jesteś? Spierdalaj stąd Hanemiya, bo mam ochotę cię zajebał. I musisz wiedzieć, źe jeśli ona nie przeżyje to podzielisz jej los. - zagroził nastolatkowi.

- Ale ja nie mogę. Ja nie mogę jej zostawić. To był wypadek. Ja nie mogę jej zostawić. Nie tak miało być. Ja nie chciałem jej skrzywdzić. To był wypadek. Nie mogę jej zostawić. - powtarzał, jak w transie.

Przez ułamek sekundy Daichi'emu zrobiło mu się go nawet żal. Widział, że dręczą go wyrzuty sumienia. Ale co z tego, jak prawie zabił jego siostrę?

- Wyjdź, powiedziałem. Nie mogę na ciebie patrzeć. - syknął.

Widząc, że ta sytuacja nie zmierza do niczego dobrego i, że chłopak na prawdę powinien ulotnić się z zasięgu wzroku starszego kilku chłopaków postanowiło mu pomóc. Mianowicie był to Mikey, Draken, Mitsuya i Hakkai.

Nie ucieknę | Tokyo Revengers x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz