3. Numer nieznany.

5.2K 326 150
                                    

#BODwatt

Mercy

Pierwsze tygodnie na uczelni minęły pod znakiem ciągnących się w nieskończoność wykładów, bólu głowy, nieludzkiej ilości kofeiny i frustracji. Nocny tryb życia położył się cieniem na wymóg pojawiania się o diabolicznie wczesnych porach na zajęciach. Nieraz zdarzyło mi się przysnąć na krześle, dostać ochrzan od profesora i tłumaczyć, że nic mi nie jest, że to tylko zmęczenie.

            Jesień na dobre starła ostatnie ślady lata, zastępując słoneczne i gorące dni mroźnym wiatrem i niekończącymi się ulewami. Zamroczona obserwowałam, jak liście zmieniają swój kolor, a następnie uścielają drogi wielokolorowym dywanem.

Moje pojęcie czasu było nieco zaburzone. Czasem orientowałam się, że kolejny tydzień dobiega końca, robiąc miejsce nowemu, gdy ja wciąż żyłam w przeświadczeniu, że październik dopiero się zaczął. I tak w kółko. Godziny, dni, a nawet miesiące przelewały mi się przez palce i nie miałam nad tym większej kontroli.

Wspominałam beztroskie lato, te kilka miesięcy błogiego spokoju, kiedy to mogłam szaleć całą noc, przesypiać dnie i zataczać te błędne koło. Gdyby tylko istniała możliwość wyspania się na zapas, bez wątpienia bym z niej wtedy skorzystała.

Teren Imperial składał się z kilku małych budynków i głównego skrzydła. Czasem, by dotrzeć z jednych wykładów na drugie, musiałam pokonać cały kampus, oberwać zaciekawionymi spojrzeniami i dać się obezwładnić ostrym strugom deszczu.

Ludzie doskonale wiedzieli, kim jestem i byłam bezbronna wobec ich szeptów oraz nawarstwiających się plotek. Wiele osób próbowało ze mną porozmawiać, nawiązać jakąś znajomość. Robili wszystko to, co uchodziło za zupełnie normalne w środowisku studentów.

A ja byłam zbyt zmęczona, by chociażby myśleć o zawieraniu nowych znajomości. I wcale ich nie potrzebowałam.

Jedyną osobą, która budziła moje zainteresowanie na całej tej uczelni, był Cassian. Ten sam Cassian, który kilka tygodni wcześniej odwiózł mnie do domu, a teraz unikał jak ognia.

Ilekroć widziałam go na drugim końcu korytarza i ruszałam w jego stronę z zamiarem wypowiedzenia głupiego „dziękuję", on odchodził. Nie poświęcił mi ani jednego spojrzenia, jakby wolał udawać, że nie istnieję.

Na tym świecie nie istniał żaden powód do tego, by nagle zaczął się mną interesować, ale ja nie potrafiłam wyrzucić z pamięci tamtej nocy i narodzonych we mnie uczuć względem tego mężczyzny. Połączenie między nami zdawało się wręcz namacalne, a on bezdusznie je zrywał za każdym razem, gdy próbowałam przyciągnąć go bliżej.

Nie wiem, czy naprawdę moje istnienie tak mało go obchodziło, ale naprawdę mnie tym wkurzał. Był jedyną osobą, z którą miałam ochotę porozmawiać po kolejnych i kolejnych bezsennych nocach, bo miałam wrażenie, że mnie zrozumie – sama nie wiem, skąd czerpałam tę pewność, ale ona była we mnie niczym żywa istota. Był też człowiekiem, któremu chciałam po ludzku podziękować, przy okazji sprawdzając, czy znów doświadczę tego napięcia między nami, gdy zajrzę mu w oczy. A on mi na to nie pozwalał.

Odgrodził się ode mnie, przy czym wydawał się tak zajęty, jakby nie miał nawet czasu oddychać. Nie wiem, czy to słuszne wrażenie, ale ilekroć go widziałam, nie mogłam zignorować śladów zmęczenia na jego bladej twarzy. Takich samych śladów, jakie sama nosiłam na skórze.

Więc wreszcie dałam sobie spokój. Skoro wolał pozostać w rzeczywistości, w której nie ma miejsca dla dziewczyny, którą skarcił za wsiadanie do samochodu obcego faceta i za palenie, to równie dobrze mogłam wziąć udział w jego gierce i tak samo udawać, że pozbyłam się wszystkich związanych z nim wspomnień.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now