15. Przeznaczenie.

4.6K 318 99
                                    

#BODwatt

Cassian

Mercy wparowała do mojego mieszkania krótko po tym, jak ostatnie promienie słońca schowały się za zachodem, pogrążając Londyn w ciemności. Jej widok – zmoczonej przez ulewę, z włosami przylepionymi do policzków i czoła, z kotem na rękach i pustką w oczach – wstrząsnął mną tak dogłębnie, że przez długie sekundy – czy może nawet minuty, bo przecież przy niej czas zawsze płynął inaczej – nie mogłem ruszyć się z miejsca, odezwać ani nawet oddychać poprawnie.

            Wiedziałem już, co zmusiło ją do nagłej przeprowadzi tak samo, jak wiedziałem, że powrót ojca musi być dla niej niczym uderzenie prosto w policzek.

            Chciałbym zamknąć ją w bezpiecznym miejscu i nie dopuścić do tego, by ten zepsuty człowiek ingerował jakkolwiek w jej życie. A co ważniejsze – miałem wrażenie, że Mercy nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu. Nie, gdy rysy jej twarzy układały się w szczere przerażenie.

            W końcu otrząsnąłem się z każdej morderczej myśli, na szczycie hierarchii umieszczając przede wszystkim Mercy. Tą Mercy, która choć nie prosiła o to wprost, teraz potrzebowała mojego wsparcia. Tą, która rozlatywała się na moich oczach.

            Postawiłem ostrożny krok w przód i wyciągnąłem przed siebie ręce z zamiarem odebrania jej Pana Darcy'ego. W odpowiedzi Mercy tylko przycisnęła go mocniej do swojej klatki piersiowej i potrząsnęła głową. Patrzyła na mnie, zapewne widziała czułość i chęć pomocy w moim spojrzeniu, a jednak bała się, wciąż się bała i, cholera, nie mogłem jej za to winić.

            Jeśli ten skurwiel rzeczywiście wrócił już do Londynu, jeśli go spotkała, jeśli coś jej, kurwa, zrobił...

            Niemal czułem już unoszący się w powietrzu zapach krwi. Jego krwi. Bo gdyby ktoś teraz postawiłby go przede mną, bez wahania urządziłbym z ostatnich chwil jego życia prawdziwy maraton tortur.

            – Spójrz tam – poleciłem cicho, niemal błagalnie, wskazując na kilka nowych nabytków prezentujących się dumnie w moim salonie. A dokładniej legowisko dla kota i ogromny drapak. – Kupiłem to dla niego, okej? Nie chcę go skrzywdzić. Chcę się tylko tobą zająć, ale musisz go puścić.

            Mercy wpatrywała się w tamto miejsce tak długo, aż wreszcie dotarło do niej z pełną siłą, że naprawdę, ale to naprawdę nie miałem złych zamiarów. Że chciałem jej tylko pomóc, a kota byłem gotów pokochać tak samo mocno, jak pokochałem Benji'ego należącego do Laurette i Astona.

            – Mercy? – zagaiłem spokojnie.

            Pokiwała delikatnie głową i sama postawiła kota na podłodze. Ten od razu powędrował do mnie i zaczął ocierać mi się o kostki, co skwitowałem krótkim i pełnym napięcia uśmiechem.

            – Jesteś przemoczona, chodź. – Wyciągnąłem ku niej dłoń, a ona spuściła na nią wzrok i podała mi swoją dopiero po kilku naznaczonych wahaniem chwilach. Ale gdy poczułem na sobie chłód jej skóry i szczupłe palce zaciskające się na moich, wiedziałem, że już zdołałem do niej dotrzeć i że choćby to miało zająć całą noc, a nawet następny dzień, pomogę jej wyrwać się z tego otępienia.

            Poprowadziłem nas do łazienki – tej obok jej nowej sypialni. Tam zdjąłem z niej płacz i bluzę i tam poprosiłem ją, by ściągnęła z siebie mokre ciuchy. Gdy to robiła, wyszedłem na poszukiwania czegoś suchego, aż wróciłem do niej z czarnym podkoszulkiem i spodenkami od piżamy, które znalazłem w jej plecaku.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now