24. Opuszczony magazyn.

3.1K 298 72
                                    

#BODwatt

Cassian

Mercy weszła do mojego samochodu z miną, która kazała mi sądzić, że wolałaby nie być zdana na moją pomoc. Zasłoniła się przede mną grubym murem i nawet, gdy siedziała tuż obok, dzieląca nas przepaść zdawała się być wręcz namacalna.

            Ostatnie pięć dni było istnym koszmarem. Nigdy nie doświadczyłem czegoś tak mocno zbliżonego do wyrzutów sumienia, bo, cóż, nie miałem w sobie zdolności do odczuwania czegoś takiego. Ale dręczące mnie od odejścia Mercy myśli musiały tym właśnie być – poczuciem winy.

            Gdyby nie to, że poświęciłem całą swoją energię i każdą wolną chwilę na poszukiwania jej matki, najpewniej całkiem bym się załamał. Kiedyś udawało mi się trzymać od niej z daleka, ale przez te kilka wspólnie spędzonych miesięcy zdążyłem przyzwyczaić się do jej obecności w moim domu, życiu i w sercu.

            Czułem, że gdy tylko pomogę uporać jej się z rodzinnymi problemami, ona odejdzie na dobre. I wiedziałem, że wówczas pochłonie mnie mrok.

            – Będziesz się tak na mnie gapił, czy może wreszcie ruszysz z miejsca? – fuknęła z oczami wlepionymi w przednią szybę.

            Sam nie zdawałem sobie sprawy z tego, że odkąd wparowała do auta, utkwiłem w niej tęskne spojrzenie.

            Otrząsnąłem się z ponurych myśli, wracając do rzeczywistości. Nie mój stan był teraz najważniejszy, a bezpieczeństwo jej mamy. To nasz priorytet i właśnie na tym powinienem się skupić.

            Odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku, który wskazywała mi nawigacja w telefonie. Do celu mieliśmy dotrzeć w niecałe pięćdziesiąt minut. Prawie cała godzina spędzona z Mercy w samochodzie.

            Cisza wisiała między nami niczym coś ciężkiego, gdy mijałem kolejne skrzyżowania. Słyszałem jedynie jej nierówny oddech i kołatanie własnego serca. To milczenie okazało się szalenie niekomfortowe. Było jak przypomnienie o tym, że między nami tak właściwie wszystko skończone.

            Wreszcie, ku mojemu zdziwieniu, Mercy przerwała tę ciszę.

            – Jesteś pewien, że to właśnie tam jest moja mama?

            Przełknąłem z trudem, nim zdobyłem się na szczerą, acz zasmucającą odpowiedź:

            – Nie.

            Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak wykrzywia usta. Robiła to, ilekroć coś jej nie pasowało.

            – A ile procent szans jest na to, że ją tam znajdziemy? – naciskała, teraz już nieco bardziej niecierpliwym i wymagającym tonem, który sprawił, że po plecach przebiegł mi dreszcz.

            Nie przypominała już tej sarkastycznej, lecz jednocześnie łagodnej Mercy. Teraz traktowała mnie z chłodem, stała się zdystansowana.

            To bolało. Cholera, naprawdę bolało.

            – Obserwowaliśmy twojego ojca przez całe pięć dni. Często jeździł właśnie tam. Zaglądał do magazynu rankami i wieczorem, jakby musiał na bieżąco monitorować sytuację – wytłumaczyłem. – Poza tym nie ruszał się nigdzie indziej. Siedział tylko w rezydencji, a tam jej podobno nie ma, tak?

            – Nie. Sprawdziłam każde pomieszczenie. Nigdzie nie było po niej śladu – przyznała. – Nie mógł jej chować w piwnicy, bo... – Ucięła i potrząsnęła głową.

Beauty of DarknessKde žijí příběhy. Začni objevovat