29. Nowe początki.

2.3K 226 82
                                    

#BODwatt

Mercy

Pół roku później

Kobieta weszła do domu już jakiś czas temu. Sądząc po ubiorze – miała na sobie coś, co wyglądało na uniform jakiejś knajpki – musiała wracać z pracy. Godzina też by się zgadzała. Dochodziła czwarta po południu.

            Siedziałam w taksówce po drugiej stronie ulicy z bolesną świadomością, że każda minuta mojego wahania nabija mi licznik u kierowcy.

            – Nie wypłaci się pani – rzucił obojętnym tonem z przedniego siedzenia, po czym sięgnął po kolejnego orzeszka w panierce do paczki, którą trzymał w półeczce pod radiem.

            – Nie mogę jeszcze wysiąść.

            Zawahał się na moment przed wsadzeniem sobie smakołyku do ust i wyjrzał na mnie przez ramię.

            – Nie robimy nic nielegalnego, racja? Mam żonę i dzieci, muszę do nich wrócić i...

            – Nie robimy nic nielegalnego – uspokoiłam taksówkarza z cieniem ironii w głosie.

            – Ślęczymy pod tym domem od... – zerknął na zegarek – od czterdziestu minut. Jest pani jakąś stalkerką, czy co?

            Co za doskonały dobór słów.

            – Nie. Czekam na odpowiedni moment, by tam podejść i zapukać do drzwi.

            – A kiedy będzie ten odpowiedni moment? – Wyraźnie się niecierpliwił.

            – Kiedy poczuję się gotowa – mruknęłam.

            Gotowa na konfrontacje z biologiczną matką, dodałam w myślach.

            Przez pięć ostatnich miesięcy wcale nie udało mi się dowiedzieć o niej tak wiele, jakbym chciała. Mogłam co prawda skorzystać z pomocy ojca Cassiana, on pewnie znalazłby więcej i to w krótszym czasie, ale tę sprawę chciałam załatwić sama.

            Mój ojciec, ten biologiczny, podobno siedział w więzieniu, skąd miał wyjść dopiero za osiem lat. Nie udało mi się dotrzeć do informacji na temat tego, za co poszedł siedzieć, ale domyślałam się, że to musiało być związane z narkotykami, skoro Abraham o nich wspominał.

            Za to mama... Mama chyba radziła sobie nieźle. Widziałam ją przez jakieś kilkanaście sekund, ale wyglądała normalnie. Może nie radośnie, ale też nie przypominała wraku człowieka.

            I wydawała się podobna do mnie. O ile się nie farbowała, miałyśmy ten sam ciemnobrązowy odcień włosów. Nie widziałam jej oczu, ale może ich kolor też odziedziczyłam po niej. Poza tym była szczupła i dość wysoka.

            Wypuściłam drżący oddech z płuc. Teraz albo nigdy. Nie po to jechałam na drugi koniec kraju, by teraz stchórzyć. To byłoby kompletnie głupie, a przecież od niedawna starałam się podejmować lepsze decyzje.

            Już sięgałam dłonią do torebki po pieniądze dla kierowcy, gdy jakiś samochód zatrzymał się przed domem, do którego chwilę wcześniej weszła moja mama. Opadłam z powrotem na fotel z cichym westchnieniem.

            Z auta wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Ubrany w niebieską bluzę i sprane dżinsy okrążył pojazd i podszedł do tylnych drzwi. Patrzyłam na to wszystko ze zmarszczonymi brwiami i ciężko bijącym sercem.

Beauty of DarknessOù les histoires vivent. Découvrez maintenant