7. Okrutny los.

4.3K 293 122
                                    

#BODwatt

Cassian

Myślę, że poznałam taką osobę.

            Patrzy na mnie i nie wiem, czy chce mi zrobić krzywdę, czy może dać mi cały świat, położyć go u stóp.

            Choć gdy teraz o tym myślę, mam wrażenie, że chce obu tych rzeczy

            Nawet gdybym bardzo chciał, nie zliczyłbym, który raz czytałem już te wiadomości, racząc nimi swoje zachłanne oczy i upajając duszę dziwnym poczuciem zaborczości.

            Być zazdrosnym o samego siebie, ja pierdolę.

            To takie, kurwa, obce. Takie odrealnione.

            Ale wiedząc, że dotąd byłem jedyną osobą, przed którą otwierała swój umysł w tak wielkim stopniu, a teraz robiła to z kimś innym... Cóż, w jej rozumieniu kimś innym.

            W rzeczywistości wyjawiała mi myśli na mój temat, nawet o tym nie wiedząc.

            Ale nawet to wydawało się niewłaściwe. Pisząc do niej po raz pierwszy, niedługo po tym, jak odwiozłem ją do domu i po raz pierwszy świadomie zawaliłem jedną ze swoich największych zasad, nie sądziłem, że to wejdzie mi w nawyk. A już tym bardziej nie myślałem, że zechcę pisać jej o różnych sprawach, myślach i przekonaniach, wiedząc jednocześnie, że ona mi na to nie odpowie.

            Tyle że to zrobiła. Po raz kolejny wplotła w nasz chory układ element zaskoczenia, pozostawiając mnie tak zdezorientowanego i zdesperowanego.

            Pamiętasz, jak opowiadałeś mi o tym, że ktoś działa na ciebie tak, jakby celowo uderzał cię z całej siły w policzek tylko po to, by następnie gładzić twoją skórę i koić swoim dotykiem, aż zapomnisz, jaki ból ci zadał?

            Oczywiście, że pamiętałem. To jedno z pierwszych wyznań, które zdecydowałem się jej ujawnić. I, rzecz jasna, dotyczyło jej samej. Mercy w pełnej krasie. Tak nieświadoma bólu, który mi zadawała. Nieświadoma władzy nade mną, możliwości i niebezpieczeństwa.

            Za każdym razem, gdy ją widziałem, walczyły we mnie dwa uczucia – ból i pierwotna rozkosz. Raz jedno wybijało się nad drugim, czasem egzystowały w porozumieniu obok siebie. A czasem istniał tylko ból, ta bezsilność wobec tego, co we mnie budziła.

            Robiła mi to wszystko, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

            To czyniło ją tak silną? Czy przez to stawałem się słaby, zdany na jej łaskę? A może to ona tonęła w oceanie niemocy tylko przez fakt, że była tego wszystkiego tak cholernie nieświadoma?

            Jej dotyk zdawał się wciąż palić moją skórę żywym ogniem. To tak, jakby pozostawiła po sobie piętno, kolejną bliznę, jakbym z jej powodu miał ich jeszcze niewystarczająco. Nosiłem na ciele ślady dziecięcej głupoty i desperacji, ale teraz, tuż obok nich, pojawiło się coś realnego. Rzeczywiste wspomnienie o niej.

            Latami wyobrażałem sobie, jakby to było jej dotknąć, naprawdę posmakować, doświadczyć. Ale te wszystkie wizje nijak miały się do tego, jak naprawdę poczułem się z jej skórą na mojej skórze, z jej spojrzeniem, tak zdezorientowanym, jak moje, przylepionym mi do twarzy i jej szybkim oddechem, jakby zarezerwowanym tylko dla mnie.

            To jakby dusza oderwała się od ciała, jakbym doświadczał pieprzonej eksterioryzacji. Jakbym mógł przenieść się na moment do odległych krain, nieodkrytych wszechświatów i tam pielęgnować cały ten zebrany w sercu żar.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now