4. Déjà vu.

4.9K 301 112
                                    

#BODwatt

Cassian

Mogłem to, do cholery, przewidzieć. Oczywiście, że tak.

            Mercy nie była kobietą, która odpuszczała tak łatwo. Nie. Ona miała w sobie iskrę waleczności, która uwydatniała się w odpowiednich momentach, nawet jeśli przez większość czasu pozostawała w ukryciu. Teraz wypełzła jednak na wierzch, stawiając mnie pod ścianą, wciąż tak bezradnego i nie wiedzącego, jak postąpić.

            Mogłem nie odwozić jej tamtej nocy do domu.

            Mogłem z nią nie rozmawiać.

            Mogłem pozostać w cieniu tak, jak przez te wszystkie lata.

            Przecież nie miałem w zwyczaju ulegać pokusom. Zazwyczaj. Chyba, że przybierały postać ciemnowłosej kobiety o szarych oczach i skomplikowanym umyśle, który chciałem eksplorować przez resztę swojego życia.

            Przy niej mój pragmatyzm ginął.

            Dla innych Mercy mogła wydawać się zwykłą dziewczyną – taką ze zwykłymi myślami i zwykłymi pragnieniami. Taką, która przyjmuje los, jakikolwiek by on nie był, z otwartymi ramionami i nie wnika w powody, które nim kierują.

            Ale ona, tak samo jak ja sam, analizowała. Próbowała zrozumieć rzeczy, od których stanowczo lepiej byłoby się zdystansować. Chciała wiedzieć. Chciała rozumieć. Chciała czuć się częścią czegoś większego, nawet jeśli nie miała pojęcia, z czym to się wiąże.

            Więc oczywiście, że ją zainteresowałem. Przecież to fruwające między nami napięcie nie było czymś, co można puścić w niepamięć. Nie. Ono było jak najjaśniejsza ze wszystkich gwiazd, która mimowolnie ściąga na siebie lawinę uwagi.

            I z całą pewnością nie było jednostronne. Ilekroć zerkałem w jej oczy, widziałem ten sam głód, który czaił się i w moich. Bo przecież pod pewnymi względami byliśmy do siebie tak cholernie podobni.

            Gdy Laurette przekazała mi podziękowania od Mercy, czułem się bliski wyrwania z sideł rozumu. Chciałem pojechać pod jej dom, wyciągnąć ją na zewnątrz i przedstawić jej wszystkie te powody, dla których powinna trzymać się ode mnie z daleka. Przecież nie bez powodu unikałem jej na uczelnianych korytarzach. Nie bez powodu odchodziłem za każdym razem, gdy ona się zbliżała.

            I nie bez powodu obserwowałem ją przez tyle lat z ukrycia.

            Ale tego nie zrobiłem. Nie pojechałem do Mercy. Nie pozwoliłem, by bestia wewnątrz mnie obaliła chłodną logikę.

            Tyle że zamiast tego znalazłem się tutaj, na przyjęciu zorganizowanym na cześć kolejnej rocznicy ślubu państwa Midford – jednych z najważniejszych klientów mojego ojca i jednocześnie dobrych znajomych rodziny Mercy.

A to wszystko tylko dlatego, że ona też miała tu być.

            Nie odpuściłaby takiego wydarzenia. Nie mogła, odkąd chwilę po osiągnięciu pełnoletności musiała przejąć obowiązki towarzyskie swojej matki, gdy ta nie była w stanie przebywać wśród ludzi bez obawy o to, że w pewnym momencie złamie się na ich oczach.

            Mercy ją zastępowała. A ja, tego wieczoru, zastępowałem ojca. I planowałem rozmówić się z nią po raz ostatni, wyjaśnić sprawy i wrócić do podglądania życia tej niesamowitej kobiety z przeznaczonej mi ciemności.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now