8. Potwory spod łóżka.

4.3K 305 132
                                    

#BODwatt

Mercy

9 lat wcześniej

Tata był zły.

Nie, nie zły. W ś c i e k ł y. I jak zawsze upchnął ten cały gniew pod maską opanowania – tą straszną maską, która zapowiadała bezlitosność w każdej swej barwie.

Dostałam kilka złych ocen. Ciężko było mi się skupić i funkcjonować tak, jak funkcjonowały inne dzieci w mojej szkole, gdy myśli wcale nie zaprzątała mi nauka, a coś zupełnie innego.

Miałam wrażenie, że mój umysł przepełnia bezkresny mrok. To jak zlepek strachu, obaw, rozterek i druzgocących wątpliwości. Ta wieczna niewiedza, która okrywała mnie swą ciężką płachtą – zbyt ciężką, by jedenastoletnie dziecko zdołało ją z siebie ściągnąć.

Mama przestała wychodzić tak często. Właściwie to całe dnie spędzała w domu. Nie wymykała się już wieczorami ani nie znikała na całe dnie. Była na miejscu, a ja, choć wstydziłam się tej myśli, chyba wolałam, gdy jej nie było.

Jej obecność jak nic innego przyczyniało się do złości taty, jakby była czynnikiem zapalnym dla wszelkiej brzydoty, którą nosił w sercu.

Przez to nie do końca wiedziałam, które z nich jest czarnym charakterem w tej historii. Wydawało mi się, że mama przybiera postać ofiary, ale wtedy tata mówił mi te wszystkie rzeczy, tak sprawnie mną manipulował i... I sama się już gubiłam. Błądziłam w labiryncie bez wyjścia, którego ściany przesuwały się coraz mocniej w moją stronę, gotowe mnie zmiażdżyć.

Teraz, siedząc na wysokim fotelu w naszym salonie, czułam w kościach, że tym razem kara mnie nie uniknie. Już od dawna nie doznałam tej głębokiej bezradności, która chwytała mnie w swe macki, ilekroć tata zamykał mnie w ciemnym pokoju. Właściwie zdołałam poniekąd zapomnieć, jak ciężki strach to we mnie budziło i w jak mocną panikę obrastało moje ciało.

Zapowiedź kary wisiała w powietrzu. Lodowata obręcz lęku trzymała moje serce w mocnym uścisku, a przepełniony płomieniami wściekłości wzrok ojca skutecznie odbierał mi zdolność do prawidłowego oddychania. I choćbym chciała się bronić, zaznaczyć, że jedna zła ocena nie zawali mojego życia i że włożę wszelkie swoje starania w to, by ją poprawić, to żadne słowo nie zdołało przejść mi przez gardło.

Tata często zaznaczał, że jestem ideałem. Jego ideałem. Perfekcyjną córką, o której od zawsze marzył. Dziewczynką, która pewnego dnia ma zmienić się w kobietę wyposażoną w całą gamę prestiżowych cech – cokolwiek miało to oznaczać.

Zawsze nalegał, bym ubierała się schludnie i godnie prezentowała nasze nazwisko. Gdy pewnego razu zechciałam ściąć włosy do ramion, bo tak bardzo spodobała mi się ta fryzura u koleżanki z klasy, zagroził, że zamknie mnie na długich kilka dni bez dostępu do jedzenia i wody, aż ten pomysł wyparuje mi z głowy, przygnieciony ciężarem znacznie poważniejszych zmartwień. Karcił mnie, gdy brudziłam się podczas jedzenia, płakałam lub śmiałam się, w jego mniemaniu, za głośno. I tak samo wielką uwagę przykuwał do moich ocen.

To zupełnie tak, jakbym była jedną z tych moich laleczek Barbie, które ubierałam wedle swojego życzenia i których charakter kreowałam w swojej wyobraźni. Czasem czułam się przez jego działania właśnie jak taka laleczka.

A on tłumaczył to miłością. Głęboką miłością, którą, wedle taty, miałam zrozumieć dopiero wówczas, gdy dorobię się własnych dzieci.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now