37. Przylot

793 24 2
                                    

Lot samolotem z Martiną minął mi szybko i przyjemnie. Głównie oglądałyśmy seriale i plotkowałyśmy. Po kilku godzinach lotu wysiadłyśmy wreszcie z samolotu i zmierzałyśmy w kierunku wyjścia z lotniska. Tam czekał już na nas Benny, który serdecznie nas uściskał. Wsiadłyśmy do jego auta i ruszyliśmy w drogę do Blanche. Po 20 minutach stałyśmy już przed dobrze mi znanym domem. Jak zawsze na, kiedy tam przyjeżdżałam na werandzie stał tata. Podbiegłam do niego i wpadłam w jego ramiona.

-Witaj królewno- przywitał się

-Cześć tato- odpowiedziałam, uśmiechając się do niego szczerze

Martina również przywitał się z Camem. Po tej wymianie grzeczności tata zaprowadził nas do pokoi i powiedział, że obiad za dwadzieścia minut. Zaczęłam się rozpakowywać, ale nie udało mi się tego dokończyć ponieważ musiałam zejść na posiłek.

Przy stole już siedział tata i Martina. Na sole leżały najróżniejsze potrawy, które wyglądały obłędnie. Usiadłam na miejscu, które zazwyczaj zajmuję podczas wypadów z braćmi na Kanary. Doszłam do wniosku, że pusto przy tym stole bez Vincenta, Willa, Dylana, Shane'a i Tony'ego. Bez ich śmiechów, spojrzeń i komentarzy. Chodź posiłem minął nam w miłej atmosferze to brakowało mi braci.

Po skończonym posiłku przebrałam się i przyszedł czas na pójście do domu rodziców Martiny.

-Ta rozmowa może być trochę kompromitująca dla mnie- ostrzegła mnie szwagierka

-Chyba nikt nie umie bardziej kompromitować od Dylana

-Oni umieją

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to prawda i pakuje się prosto w paszczę lwa

——————————————————————
Dzisiaj krótki rozdział ponieważ kolejny wleci w sobotę. Do soboty (autorka🩷)

Hailie Monet x Adrien SantanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz