6.

5.3K 434 41
                                    

„ you will be next"

Wracając wraz z Shanley i Luke'iem, Lively nawet nie próbowała skupić się na drodze, którą się poruszali. Wciąż czuła oddech blondyna na swojej skórze, jego obojętne spojrzenie. Chciała zapomnieć o ich rozmowie z przed kilku minut, jednak nie potrafiła. Luke miał racje w tym co mówił, już dawno powinna o nim zapomnieć, przestać martwić się o to co robi ze swoim życiem, zając się tylko i wyłącznie tym co dotyczyło niej. Ale nie przychodziło jej to tak łatwo jakby chciała. W miarę upływającego czasu i jego nieobecności w jej życiu, martwiła sie o niego coraz mocniej. Była naiwna, żyjąc nadzieją że któregoś dnia zobaczy go w progu swojego mieszkania, proszącego o wybaczenie. To nie było podobne do Luke'a, ale dopiero teraz docierało do niej, jak nierealne były jej marzenia. Nie chciała już o tym myśleć. Sięgnęła po telefon do kieszeni czarnych rurek, przecierając wolną dłonią zamykające się oczy, walcząc z ogarniającą ją sennością. Odblokowując ekran urządzenia w jego rogu zauważyła małą kopertę, która informowała ją o nowej otrzymanej wiadomości. Bez zastanowienia otworzyła ją, czytając jej treść. Z każdym przeczytanym słowem, jej serce biło coraz mocniej, a sen odchodził w zapomnienie.

    "Boisz się mnie, a nie boisz się takich miejsc? Uważaj bo może stać się coś złego."

    Te kilka słów ponownie przywróciły ją do rzeczywistości i problemów, o których przez krótką chwilę zapomniała. Nie zauważając na ciągle zerkającą na nią we wstecznym lusterku Shanley, odruchowo zakryła usta dłonią, aby cichy jęk rozpaczy nie wydobył się z jej ust. Bo tak właśnie się czuła. Była zrozpaczona swoją bezsilnością na kolejne otrzymywane wiadomości i  brakiem wiedzy na temat ich nadawcy. Przerażało ją, że osoba która wysyłała te wszystkie pogróżki, była gdzieś wśród setek ludzi, którzy otaczali ją na wyścigach. Wiele twarzy przewinęło się przed jej oczami i każda z nich mogła być właśnie tą, której powinna się obawiać.  W głowie pojawiła się myśl, że to nie mógł być przypadek. Awaria w samochodzie Luke'a, mogła być zaplanowana, ktoś chciał aby to wszystko skończyło się o wiele gorzej, niż przegrany wyścig. To było jak powiększający się krąg tajemnic, które nie miały znaleźć odpowiedzi w najbliższym czasie. Wpatrując się w ekran telefonu, oddychała głęboko, musiała uspokoić się, aby Shanley nie dostrzegła w niej narastającego niepokoju.
    - Jedź do "Relief" - z myśli wyrwał ją niski głos Luke'a, który co kilka chwil zerkał na drogę, z nad rozświetlonego ekranu swojego smartphona.
    - Jeśli chcesz się upić to bez nas! - zaznaczyła Shanley, nie będąc przychylna na prośbę, a bardziej rozkaz Luke'a.
    - Nie mam takiego zamiaru, chociaż to może i dobre wyjście - westchnął blondyn, przecierając dłonią oczy. Lively wiedziała, że ta sytuacja z zepsutym samochodem rozwścieczyła go, ale starał się usilnie nie pokazywać tego na zewnątrz. - Jedź tam, jest sprawa do załatwienia.
- Jeśli okaże się to jakimiś twoimi porachunkami, obiecuje że cie tam zostawię - blondynka spojrzała na siedzącego obok niej chłopaka przelotnie i skręciła w pierwszą ulice, gdy wjeżdżali do centrum Newcastle.
    Kiedy podjechali pod niewielki z pozorów klub, Lively od razu rozpoznała dzielnice w której się znaleźli. Słynęła ona w całym mieście głownie z porachunków gangsterskich i drastycznych scen rozgrywanych na jej ulicach. Brunetka nie poczuła się bezpiecznie, nieprzyjazna okolica wywołała na jej skórze gęsią skórkę. Niechętnie wysiadła z samochodu, którego wnętrze wydawało się jej w tej sytuacji najbezpieczniejsze. Zbliżając się do wejścia mogła dostrzec więcej szczegółów. Wszędzie dookoła walały się porozbijane butelki po alkoholu i niezliczone pety wypalonych papierosów. W środku klub nie wyglądał lepiej. Nie był tak elegancki, jak te w których bywali już wcześniej. Wnętrze było ciemne, oświetlone jedynie przez neonowe światła, które padały na parkiet, na którym wbrew pozorom bawiła się spora liczba rozebranych dziewczyn i przyklejających się do nich, napalonych mężczyzn. Widok ten nie spodobał się Lively, nie przepadała za takimi miejscami, wolała o wiele spokojniejsze wnętrza kawiarni czy zwykłych pubów, które nie pachniały potem i alkoholem. Przy barze jej wzrok napotkał znajome sylwetki, na których widok mimowolnie się uśmiechnęła. Gdy tylko znaleźli się przy wysokiej ladzie, jej ciało zostało oplecione silnymi ramionami a na swojej skórze poczuła ciepły oddech Calum'a. Chłopak przycisnął ją mocno do siebie, zamykając w długim uścisku. Przypomniała sobie w tym momencie, jak bardzo brakowało jej bruneta i jego opiekuńczości względem jej osoby.
    - Przepraszam - Calum szepnął jej do ucha, kiedy odsunął się od niej.
    - Ale za co? - zapytała zdezorientowana.
    - Za to, że nie mam dla ciebie ostatnio czasu - odpowiedział wzdychając cicho i przeczesując dłonią ciemne włosy.
    - Przestań, macie wystarczająco dużo problemów na głowie, nie ja zawsze muszę być na pierwszym planie - uśmiechnęła się w jego kierunku, chcąc pokazać mu, że nie jest o to na niego zła.
    Przez kilka kolejnych minut wszyscy rozmawiali zawzięcie o sprawach, które Lively nie były znane. Były to głównie problemy z rozprowadzaniem towaru, którego im brakowało po włamaniu w Blacktown i nowych dostawcach, z drugiego końca kraju. Brunetka nie przywiązywała do tej rozmowy większej uwagi, sprzeciwiała się temu co robią, dlatego chciała znać jak najmniej szczegółów. Już dawno prosiła żeby z tym skończyli, jednak jej prośby nigdy nie zostały wysłuchane. Rozglądała się po klubie, wypatrując znajomych sylwetek. Narkotyki były ostatnią rzeczą, z jaką Lively chciała mieć styczność. Wodząc zmęczonym wzrokiem po sali, napotkała czyjeś ciemne tęczówki, wpatrujące się usilnie w jej sylwetkę. Mężczyzna przyglądał się jej z drugiego końca sali, nie ukrywając zainteresowania jej osobą. Poczuła narastający niepokój, kiedy nawet na sekundę nie odrywał od niej wzroku. Odwróciła się w kierunku Calum'a, który spoglądał w tą samą stronę co ona, marszcząc lekko brwi. Chłopak wyglądał jakby znał owego mężczyznę i gdy tylko pochwycił jej spojrzenie na sobie, odciągnął ją na drugą stronę baru, chcąc zniknąć z jego pola widzenia.
    - Kto to jest? - brunetka zapytała, gdy poczuła się w miarę bezpieczna i wolna od natrętnego wzorku.
    - Jeden z ludzi twojego ojca. Nie pracuje dla nas, nie wiem czego tu szuka - Lively poczuła jak jej dłonie pocą się. Była lekko zdezorientowana, zapomniała o fakcie, że połowa z byłych pracowników ojca odmówiła współpracy i zaszyła się gdzieś, w różnych częściach Australii. Ukradkiem ponownie spojrzała w kierunku stolika, przy którym wcześniej widziała mężczyznę, jednak jego nie było na miejscu. Nieznacznie przysunęła się w kierunku Calum'a, mając nadzieję, że jego obecność sprawi, że poczuję się trochę bezpieczniej.
    - Spokojnie, jesteśmy tu wszyscy, nie masz się czego bać - brunet wyczuwając jej niepokój, objął ją ramieniem i potarł jej nie osłoniętą skór, chcąc ją uspokoić. W małym stopniu ten gest podziałał na Lively, jednak w środku emocje rozsadzały jej organizm. Upiła łyk ze szklanki, którą podał jej przyjaciel i skrzywiła się, czując w gardle gorzki smak alkoholu. Nie przepadała za jego piciem, a w tej sytuacji zdecydowanie nie chciała go spożywać. Odstawiła szybko szklankę na blat baru i powróciła do przysłuchiwania się rozmową przyjaciół. Nick, który pojawił się w ich towarzystwie, gestykulował mocno dłońmi i wyglądał na zdenerwowanego. Lively przestraszyła się na ten widok, a kiedy pokazał dłonią na wyjście z klubu wiedziała, że coś musiało stać się przed budynkiem. Pociągnęła Calum'a, ponownie w stronę przyjaciół, chcąc usłyszeć o czym rozmawiają.
    - James zniknął jakąś godzinę temu, miał towar, który mieliśmy dziś dostarczyć klientowi - tłumaczył Nick wkurzony, tym co wyprawia jeden z ich pracowników.
    - Myślisz, że uciekł ? - zapytała Shanley, zakładając dłonie na piersiach.
    - Napewno tego nie zrobił. Dobrze wiesz, że to jeden z najbardziej lojalnych informatorów. Kręci się tu dziś wielu ludzi z gangu Blackthorna, oni mogli go dorwać.   
    - Gdzie ostatni raz go widziałeś? - do rozmowy dołączył Luke'a, który od początku nie interesował się ich dyskusją, tylko zamawiał nowe drinki przy barze, chcąc wyraźnie upić się po porażce, którą tego wieczoru odniósł.
    - W zaułku za klubem, sprzedawał jakiemuś młodzikowi dragi, później nie mogłem go znaleźć.
    - Może sam wziął działkę i teraz gdzieś leży nieprzytomny - Luke wzruszył ramionami, obojętny na los swojego pracownika.
    - Dobrze wiesz, że zawsze był czysty - Nick warknął groźnie w jego stronę. Lively widziała w jego oczach, że nie jest zadowolony z obecności blondyna tutaj, który nie wnosił nic do ich rozmowy.
    - Lepiej to sprawdźmy - Ashton jak pierwszy ruszył w stronę wyjścia z klubu, a tuż za nim Shanley z Michael'em, który niezbyt zadowolony z całej sprawy, mruczał coś pod nosem o lepszym dobieraniu ludzi.
    Kiedy znaleźli się już na tyłach budynku, do nosa Lively od razu dotarł ostry zapach zgnilizny i czegoś czego jeszcze co nie potrafiła zidentyfikować. Złapała lekko za dłoń Calum'a, miejsce przerażało ją o wiele bardziej niż klub czy okolica przed nim. Mały otoczony murem teren, oświetlała jedynie słaba latarnia, która nie dawała zbyt wiele światła. Zatrzymała się przy sporym kontenerze, obserwując jak reszta sprawdza kilka zaułków. Kiedy jej stopy zamoczyły się w cieczy odruchowo spojrzała w dół, myśląc, że przez przypadek weszła w kałuże. Jednak substancja okazała się o wiele bardziej lepka niż zwykła woda, a kiedy zabarwiła jej jasne trampki na ciemno czerwony kolor jęknęła głośno rozumiejąc, że jest to krew. Wszyscy od razu skierowali się w jej stronę, Nick razem z Michael'em przesunęli ciężki kontener, a za niego upadło wprost przed jej nogi, ubrudzone krwią ciało młodego chłopaka. Lively pisnęła głośno, odskakując gwałtownie w tył i zderzając się z sylwetką Luke'a, który przytrzymał ją swoją dłonią, ratując ją od upadku. Spojrzała na niego, jednak jego oczy one utkwione były w ciele chłopaka, który leżał w kałuży własnej krwi.
    - Nie żyje - westchnął żałośnie Ashton, sprawdzając puls na szyi bruneta. Dłonią przesunął po jego powiekach, zamykając szeroko otwarte oczy.
    - Jeden celny strzał w serce, zabił go na miejscu - Nick kucnął obok niego, przyglądając się obrażeniom chłopaka. - To James.
    - To już kolejny w tym tygodniu! W takim tempie wymordują nas wszystkich - krzyknęła zirytowana Shanley, której sytuacja ta nie spodobała się bardziej niż innym.
    - Jest tu coś - Mike wyciągnął pomiętą kartkę wciśnięta w kieszeń spodni nieżywego chłopaka. - To jakaś kolejna pieprzona wiadomość - warknął przejeżdżając wzrokiem po zapisanych słowach.
    - Zbierajmy się stąd! To wszystko robi się coraz bardziej chore! - Shanley jako pierwsza odwróciła się w stronę odejścia z miejsca, jednak zatrzymał ją zachrypnięty głos Luke'a, który wyrywając kartkę z dłoni Michael'a przeczytał wiadomość na głos.
    - "Będziecie następni. Lively Blackthorn, zginiesz jako ostatnia" - wszyscy zamarli kiedy treść słów dotarła do nich. To nie były już zwykłe wiadomości, to było czyste zapewnienie o niebezpieczeństwie jakie na nich czekało. Lively przełknęła głośno ślinę, zabierając z dłoni blondyna biały papier, ubrudzony krwią. Czuła narastający strach i złość, spowodowany tym co się działo. W jej głowie pojawiło się tylko jedno pytanie. Czy jej całe życie, musi być wypełnione ciągłym strachem ? Zgniotła kartkę w dłoni i wrzuciła ją w kałuże krwi. Czuła że to był dopiero początek, że najgorsze ma dopiero nadejść.

Revenge | l.h (EIDS cz.II)Where stories live. Discover now